Jeden z najlepszych seriali tego roku bez wątpienia.
Jednak bardziej skierowany do odbiorcy koło 30 a nawet i po.
Dzieciaki nie wyłapią masy rzeczy, które są świetnie wplątane czy to w dialogi, scenografię, ruchy czy dźwięki. Nawiązań popkulturowych jest tyle, że ciężko wyłapać je za pierwszym razem. Najwięcej jest odnośnie twórczości z lat 1980-2000, zarówno filmowo-serialowej, muzycznej czy ogólnie popkulturowych wydarzeń. Ktoś urodzony po 2000 roku nie siedzący w tamtych latach traci masę rzeczy. To jak obcokrajowiec w Stranger Things, który nie wychował się w latach 80 w USA, nie wyłapie nawet 10% nawiązań.
Wreszcie zrobili Gomeza takiego jak oryginał. Idealnie odegrana postać. Był szarmancki, uwodzicielski, jak szlachcic, a przy żonie się bardziej rozczulał, rozklejał jak miękka klucha. Taki był w originale i taki jest tu.
Bałem się o główną role, ale jak widać niepotrzebnie. Jenna odegrała to genialnie.
Świetne zrozumienie charakteru postaci.
Bardzo dobrze oddaje jej aspołeczność, wręcz niezdolność do kontaktów społecznych. Wednesday ma coś takiego, że kompletnie ma wyłączoną funkcje, że dla innych może coś znaczyć. I w tych momentach, gdy doświadcza tych emocji, fajnie zmienia mimikę twarzy, zwęża przez chwilę oczodoły. Pokazuje to, że w jej mózgu doszło do jakiegoś dysonansu. Dużo tego w scenach z Taylerem czy Enid.
Przy takim budżecie i takiej jakości jednak od materiału oczekuje się, że nie będzie szkolnych błędów w montażu. A tutaj jest tego sporo.
Wielokrotnie aktor stoi w innej pozie niż ujecie wcześniej.
To samo ze spojrzeniami. Patrzy w prost, a po przeskoku na inne ujęcie w lewo.
Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca, bo to podstawy podstaw jak to mówią.
Rzuca się to dość mocno w oczy, bo występuje nagminnie.