Taki odcinek na przepchnięcie akcji do przodu. Ale, ale! MAXINE czy tam MAXIME - kocham ją, kocham!
I jestem pod wrażeniem twórców. Zawsze myślę, że pójdą z punktu A do punktu B jak zawsze w serialach, gdy komuś ma się potknąć noga to potknie, czy ma zwyciężyć - może już opijać zwycięstwo. Ale nie w Wentworth. Żadne krzyki i żale nie przekonają nas, że czarne jest czarne, a białe jest białe ;)