Trochę czasu mnie nie było, ale w końcu wakacje należą się każdemu (a przynajmniej jeden tydzień), ale iż z tego powodu w najbliższym czasie możecie spodziewać się prawdziwego maratonu zarówno filmów jak i seriali, a na pierwszy ogień idzie właśnie serial od Netflixa ..........., który nie jest wcale dobrym serialem, ale o tym w recenzji. Zapraszam!
,,What / If'' zadebiutował na Netflixie 24 maja (mamy 22 lipca!), ale dopiero teraz znalazłem na niego czas. Opowiada on stosunkowo prostą historię o parze nowożeńców, która przyjmuje lukratywną, lecz etycznie wątpliwą ofertę od tajemniczej kobiety. Zarówno jak i fabuła jak i sam pomysł nie był zbyt przekonujący, nie zaciekawił mnie w ogóle swoją koncepcją, dopiero kiedy w sieci pojawił się powiedzmy pierwszy teaser, to już czekałem na ten serial bardziej. Był on utrzymany w mrocznym klimacie, który jeszcze podkręcały słowa bohaterki Anne Montgomery, granej tu przez samą Renée Zellweger. No i właśnie. Z tym mam pierwszy problem, ponieważ ja oczywiście Renée uwielbiam, już w ,,Chicago'' z 2002 roku ją pokochałem, ale także bardzo podobała mi się w roli Bridget Jones, takiej głupiutkiej samotnej kobiety, która cały czas musi dokonywać wyborów. Z tym miałem akurat taki zgrzyt, ponieważ mi już zawsze Zellweger będzie kojarzyć się tylko z Bridget Jones i przez cały serial nie mogłem w tą bohaterkę uwierzyć. Jej mroczność, jej tajemnica kompletnie nie robiły na mnie aż tak dużego wrażenia, właśnie ze względu na to, że Zellweger zbyt przypominała mi Bridget. I choć Renée naprawdę bardzo dobrze zagrała, to jednak coś z tej głupiutkiej kobiety zostało. Natomiast gdyby ktoś inny zagrał Anne Montgomery to ponownie miałbym zgrzyt, gdyż Renée świetnie pasowała do tej roli, no ale cóż. Jeśli jesteśmy już przy aktorach, to ja nie wiem jak koszmarnie można pisać postacie. Dajmy na to główna para - Lisa i San - byli zarysowani jedynie na dwa, trzy zdania. Ona ma traumę i dlatego wkroczyła w świat bio-technologii, ale nikt jej pomysłem nie jest zainteresowany, a on 7 lat temu popełnił morderstwo. Obydwoje są biedni. To tyle. Twórcy choć ani trochę nie chcą tych postaci jakkolwiek rozbudować, nie chcą przynajmniej zainwestować jednego odcinka na to, aby pokazać tych bohaterów pod względem takim, jakimi oni ludźmi są. Za to twórcy wolą opowiadać tę historię chyba w nieskończoność i na pewno pojawi się drugi sezon! Niestety!! Natomiast jeżeli chodzi o obsadę, to oni jedynie pogarszają sprawę. Są tak drętwi i czasami tak głupi, że we mnie odrazu się gotowało.Czy to Jane Levy, czy Blake Jenner albo już nawet Dave Annable - absolutnie z tym zadaniem sobie w stu procentach nie poradzili. Np. od czasu do czasu Lisa (Jane Levy) i Sean (Blake Jenner) mają powiedzmy ,,kryzys w związku'' (tak jest z odcinka na odcinek), a potem się magicznie godzą. I tak jest cały czas. Nie mamy jakiejś dłuższej konfrontacji pomiędzy tymi dwoma postaciami, tylko oni sobie ot tak wybaczają.
Z tym też wziąże się cała masa błędów logicznych oraz fabularnych, gdyż mamy naprawdę dużo niedorozwiniętych wątków (typu wątek Cassidy i Avery'ego), które mogłyby się nawet udać, ale nawet nie ma jak. Już wolałbym aby Lisa i Sean byli na drugim planie, ponieważ o wiele bardziej podobał mi się wątek Todda (w tej roli Keith Powers) i Angeli (Samantha Marie Ware). Przede wszystkim chemia pomiędzy nimi była o wiele lepsza, ich relacja nie była na zasadzie: ,,wybaczam Ci, bo Cię kocham'', tylko faktycznie mieliśmy ten wątek dobrze rozbudowany, konfrontacje pomiędzy tymi bohaterami zostały wygrane nawet nieźle i ta cała sprawa z porwaniem była naprawdę bardzej przekonująca niż Anne, która chciała Seana ,,na jedną noc''. Może i jest to później wytłumaczone, ale mnie to już za bardzo nie obchodziło. Ciąg przyczynowo - skutkowy może i trzyma się jeszcze na własnych nogach, ale nie wiele brakuje, aby całkowicie się on zawalił. Mnie jednak urzekł cały plan Anne, który wyjawiony jest dopiero pod koniec serialu. Muszę się przyznać szczerze, ale nigdy bym na coś takiego nie wpadł. Ale nie było to pozytywne zaskoczenie, a takie: ,,serio?''. Ten plan mógłby się sprzedać, mógłby być taki faktycznie mocny element zaskoczenia, ale nie było go, bo w ciągu tych 10 odcinków twórcy nas tak do niego zniechęcili, że ja na nic tak naprawdę nie czekałem. Trochę serial ratuje wątek Anne i Fostera, których było miło razem pooglądać no i też ich relacja była w jak najlepszym porządku. Nie była przesadzona, ale też nie była napakowna tanimi żartami jak było w przypadku Marcosa i Kevina. Absurd wkradał się tam co chwilę i już wolałem jak Lionel partnerował Marcosowi, bo przynajmniej postać Lionela była dość wyluzowana. Chyba po prostu aktor miał to wszystko gdzieś, ale w sumie dobrze, bo mu się wcale nie dziwię. Jeśli mowa już o absurdzie i niepotrzebnych wcale wątkach to wszystkie te elementy sprowadzają się niestety, ale do emocji, których wcale nie było. Okej, Lisa przeżyła w dzieciństwie traumę - jej rodzice i siostra nie żyje, ale do cholery, niech się tym chociaż przejmie. A ona chodzi taka wiecznie zagubiona i ,,co ja mam zrobić?'' Obudzić się? Z tym też wiąże się kolejna rzecz a mianowicie denerwowanie widza.Jest to gwarantowane uczucie, już przy pierwszych 10 minutach tego serialu. Jedynie Anne pod koniec 10 odcinka jakieś emocje pokazała i było to odpowiednio uargumentowane.
Również podczas oglądania tego serialu bardzo przeszkadzał mi montaż. Już po pierwszym odcinku tak mnie raził w oczy, żę później to już naprawdę twórcy polecieli, gdyż był on tragiczny, kompetnie nie przemyślany pod wzgledem wizualnym i to bolało. Mieliśmy również przejścia, które ani trochę nie pasowały do stylistyki i klimatu całej opowiadanej historii. No bo z jednej strony mamy właśnie tę parę nowożeńców, którzy finansowo nie mogą sobie poradzić i w jednej chwili za sprawą Anne stają się bardzo bogatymi ludźmi, ale z drugiej strony jest to pokazane w bardzo groteskowy sposób oraz za szybko sa przedstawione niektóre rzeczy. Wolałbym aby pomiędzy pierwszym a trzecim odcinkiem powstał z jeszcze jeden, bo twórcy przeskakują jedynie z wydarzenia do wydarzenia. Mamy oczywiście również przerywniki np. wątek porwania czy wątek gejowski, który był potrzebny tylko od strony komediowej, bo i komedia też się tu znajduje, ale cały czas ta główna oś fabularna daje o sobie znać właśnie dzięki tej grotesce, co nie wychodzi wcale na korzyść serialu, a jedynie pogarsza obecny jego stan. No właśnie my jedynie momentami mamy takie chwile dla odpoczynku, bo normalnie to twórcy jedynie chcą nam poprawnie opowiedzieć nam tę opowieść, nie chcą nam sprzedać czegoś oryginalnego, nowego świeżego, tylko dokładnie te same schematy i baw się. Ale jak się bawić przy słabym serialu? Do tego dochodzi nam scenariusz, czyli cały pakiet, którego przeżyć się nie da. Wszystko jest tak nienaturalne, że nie mogłem w nic uwierzyć, po za przeszłością Anne, która była na te standardy nawet nieźle napisana. Dialogi były całkowicie kwadratowe i trzeba się z tym niestety pogodzić, że takie seriale powstają. W ,,Czarnobylu'', czyli serialu który zrobił na mnie rewelacyjne wrażenie, to tam ten scenariusz miał ręce i nogi. Tam ta tajemnica była sprzedawana widzowi w trochę inny sposób, twórcy chcieli, aby nie był to jedynie serial opowiadający o tej katastrofie, ale również o ludziach i z jakimi przeciwnościami musieli wtedy się zmierzyć. Tu główna bohaterka mierzy się z całkowitą porażką swojej firmy oraz z tajemnicami z przeszłości. Tak, to mogło się udać i wyszedłby nawet niezły serial, ale twórcy woleli ograć to za bardzo na poważnie, ale też mam takie wrażenie, że im się po prostu nie chciało.
Jednak mimo wszystko największy na katastrofę tego serialu wpływ miał pośpiech, bo same zdjęcia trwały od stycznia do marca tego roku, więc jedynie stacja miała 2 miesiące na montaż i na doklejeniu paru rzeczy, przez co nie było nawet chwili oddechu, aby wszystkie decyzje przemyśleć i wolałbym, aby serial ten pojawił się dopiero na jesień, aby twórcy obejrzeli sobie wszystkie odcinki jeszcze raz, na spokojnie i wyciągnęli wnioski. Za to zdjęcia były udane, w ogóle sprawy techniczne lepiej wypadały niż te fabularne, poza montażem. Dźwięk i scenografia również były w jak najlepszym porządku, dlatego ten serial ma też trochę plusów, jednak te plusy dotyczą się rzeczy, których już serial fabularnie nie obowiązuje.
Podsumowując, serial ,,What / If'' dostaje ode mnie naprawdę naciągane 5 / 10. Ja do tego serialu nie powrócę, no chyba, że powstanie drugi sezon i będzie o wiele lepszy niż poprzedni i wolę obejrzeć sobie zupełnie odmienny serial niż ten (w środę zaczynam oglądać trzecią część ,,Domu z papieru'', więc oczekiwajcie recenzji prawdopodobnie w weekend). Tym optymistycznym akcentem pora zakończyć dzisiejszą recenzję i do zobaczenia w kolejnej. Na razie!