Nie mówię o Renée Zellweger, bo ona o dziwo gra nie źle, antagonistkę pociągającą za sznurki. Bardziej mnie wkurza Lisa i jej chłopak Sean. Dawno nie było tak nudnych postaci. Ona jest chodząca doskonałością (piękna i inteligentna), a on ją po prostu kocha. A nie przepraszam, zrobił coś złego w przeszłości. Nie będę spoilerować, chociaż to żadna tajemnica bo prawie od początku nam o tym mówią, więc nie ma niespodzianki...
Jeszcze jest przyjaciel - gej ( i to chyba jego jedyną rola) i w moim odczuciu jego wątek pojawia się tylko dlatego że twórcy chyba chcieli być na czasie.
Generalnie, początek ciekawy, ale z czasem ta historia tak się plączę że jest po prostu nijaka...