jak widzę, większość moich poprzedników oceniła ten sen serial entuzjastycznie - mój głos należy więc raczej do wyjątków. Obejrzałam bez przykrości - ale daleka jestem od zachwytów. Przeszkadzało mi to, między innymi, że film jest jakiś poszatkowany. Nie ma w nim płynności. Każdy odcinek (może poza ostatnim) składa się jakby z dziesiątków krótkich, oderwanych od siebie scen. Chciałoby się wejść głębiej w tę czy inną sytuację, a tu - buch - nagle scena się urywa i zaczyna się całkiem inny wątek. W konsekwencji nie bardzo mnie to angażowało emocjonalnie i spływało po mnie trochę jak woda po kaczce. Czy to tylko moje indywidualne wrażenie?