Zrobili z tej postaci jakiegoś pajaca z amerykańskich komedii. A styl w jakim śpiewa zalatuje Fredim Mercury.
No wiesz, Geralt - Jaskier przyłożył do czoła schłodzoną w wiadrze podkowę. - Tego się
nie spodziewałem. Taka rogata pokraka z kozią brodą, taki cap kosmaty, a pogonił cię jak jakiegoś
chłystka. A ja oberwałem w łeb. Zobacz, jakiego mam guza!
- Pokazujesz mi go po raz szósty. Nie wygląda ciekawiej aniżeli za pierwszym.
- Miły jesteś. A myślałem, że będę przy tobie bezpieczny!
- Nie prosiłem, byś łaził za mną w konopie. Prosiłem natomiast, byś trzymał za zębami twój
niewyparzony język. Nie posłuchałeś, teraz cierp. W milczeniu, jeśli łaska, bo właśnie nadchodzą.
Wiedźmak - zamamlała babka. - Przez niektórych wiedźminem zwany. Wzywać go
niebezpiecznie barzo, wżdy trzeba, bo gdy przeciw potworu a plugastwu niczym nie uradzi,
wiedźmak uradzi. Baczyć aby trzeba...
- Wystarczy - mruknął Geralt. - Wystarczy, babciu. Dziękuję.
- Nie, nie - zaprotestował Jaskier ze złośliwym uśmiechem. - Jak tam dalej idzie? Wielce
ciekawa to księga! "Mówcie, babciu, mówcie.
- Eee... Baczyć aby trzeba, coby wiedźmaka nie dotykać, bo od tego oparszywieć można. A
dziewki przed nim kryć, bo wiedźmak chutliwy jest ponad miarę wszelką...
- Zgadza się, wypisz wymaluj - zaśmiał się poeta, a Lilie, jak wydało się Geraltowi,
uśmiechnęła się ledwie zauważalnie.
- ...chocia wiedźmak wielce chciwy a na złoto łasy - mamrotała babka, mrużąc oczy - nie
dać onemu więcej jak: za utopca srebrny grosz abo półtorak. Za kotołaka:
srebrne grosze dwa. Za wąpierza: srebrne grosze cztery...
- To były czasy - mruknął wiedźmin. - Dziękuję, babko. A teraz pokażcie nam, gdzie tu o
diable mowa i cóż to księga o diabłach powiada. Tym razem więcej rad bym usłyszeć, bom ciekaw,
jakiego to sposobu na niego użyliście.
- Uważaj, Geralt - zachichotał Jaskier. - Zaczynasz wpadać w ten żargon. To zaraźliwa
maniera.
To tylko krótkie fragmenty, a już tu widać specyfikę tej przyjaźni.