Przeczytałem sagę kilka razy i najbardziej wciąga gdy jest Ciri. Obojętnie z kim Geraltem, Yennefer czy ze Szczurami. A już z Bonhartem to sama poezja. Gdy tylko znika z planu i pozostaje Geralt z drużyną czy z Yennefer, zaczyna wiać nudą ( na tle wątków z Ciri oczywiście). Dlatego uwielbiam Wierzę Jaskółki a poza początkiem i końcem, ledwie daję radę przeczytać bez ziewania Chrzest Ognia. I tu mam problem z ekranizacją, same machanie mieczem nawet super zrobione ale bez tego humoru między wierszami, epizodycznych postaci jak choćby goniec w 2, więzi Ciri z wszystkimi postaciami to już dla mnie nie Wiedźmin, tylko klasyczna fantasy, do której mnie nigdy nie ciągnęło. Dodam, że nie lubię też opowiadań, nigdy nie udało mi się przez nie przebrnąć.
Sapkowski nazywa to trylogią, to już wole saga. Ja to wiem ze o Ciri ale czy wiedza w grę zapatrzeni.
Co, według Ciebie, Sapkowski nazywa trylogią? Gry? Jeśli tak to OK. Serię książek o Wiedźminie (lub o Ciri, jak kto woli)? Książkowa historia wiedźmina i jego "Dziecka Niespodzianki" składa się z dwóch tomów opowiadań, pięciu tomów opowiadających dosyć ciągły fragment historii, nazywanych sagą lub pięcioksięgiem, oraz Sezonu Burz, czyli niezależnej... bla... bla.. bla... Nie może więc być mowy o trylogii. A jeśli jednak pan Sapkowski twierdzi że napisał jakąś Trylogię, to nie mógł mieć na myśli nic innego, niż Trylogia Husycka. Dziękuję. Dobranoc.
Nie ja nazywam tylko Andrzej Sapkowski, tak mówił w jednym z wywiadów, że nie lubi nazwy saga i że woli trylogia. A skoro to On napisał to chyba ma prawo bez względu na ilość tomów.
Nie pomyliło mi się. W jednym wywiadów o Wiedźminie mówił , że nie lubi dla książek o Wiedźminie określenia saga, już wolałby określenie trylogia.
Chyba chodzi o słowo "cykl", a nie "trylogia". Też słyszałem, że Sapkowski nie lubi określenia "saga", ponieważ jego zdaniem to słowo zarezerwowane jest dla mitologii nordyckiej.
No właśnie. Szczególnie, że to Geralt miał ekipę składającą się z postaci o naprawdę barwnych charakterach. Taka Milva, Regis, czy Angouleme... Mięszanka wybuchowa. Każdy kto tej mieszanki spróbował, musiał mieć wielokrotnie łzy w oczach. Zazwyczaj powodowane śmiechem. Takim postaciom chciało się kibicować. Nie twierdzę przy tym, że w przypadku Ciri było na odwrót, ale ta część opowieści, która należała do niej, miała ponure barwy, chyba dlatego wolałam wracać do wiedźmina i jego paczki. Poza tym, to Ciri opowiada w dużej mierze swoją historię, siedząc cała i bezpieczna przy świecy. Skoro wiemy, że już nic jej nie grozi, że i tak wyląduje w tej chatce na bagnach, to mniej obchodzi nas to co było pomiędzy.
Mnie w ogóle postać Ciri irytowała w książkach . Może według niektórych wygłoszę teraz herezję ale wolałem Ciri w polskim serialu wiedźmin w kreacji Marty Bittner niż książkowy oryginał który mnie irytował . Tam nie tylko Ciri mnie nie irytowała, ale i zdołałem ją polubić oraz uważam że wybór do tej roli Marty Bittner to była najlepsza możliwa opcja .
Mnie też Ciri strasznie irytowała przez nią prawie porzuciłem czytanie książki.
Ja ledwo przebrnąłem przez Wieżę Jaskółki i Panią Jeziora gdzie w sumie Ciri jest główną bohaterką . Dla mnie książki skończyły się na Chrzcie Ognia .
O to to, mieszanka wybuchowa jak się patrzy! Uwielbiam fragmenty z Geraltem, bo na zasadzie kontrastu z takim "ponurym introwertykiem" dodatkowo uwypuklają się cechy jego kolejnych - w większości bardzo różniących się od niego usposobieniem - druhów :)