Mój trud skończon, Wiedźmin obejrzany. Motzne 4/10 i plus osobna ocena dla Henryka Cavilla w postaci 9/10. Dodatkowo serduszko za sceny walki, szanuję bardzo. Wspaniałe jest to, że Cavill poprzez swoje epizody pokazał nam czym ta produkcja mogłaby być, gdyby treść odpowiadała tytułowi i materiałowi źródłowemu. Zaskoczony jestem tym, że tam gdzie się obawiałem wyszło to bardzo dobrze, albo przynajmniej znośnie. Tam gdzie byłem pewien, że nie ma prawa się nie udać, wyszło horrendum straszliwe. Zrozumiałem też Tomasza Bagińskiego, który w wywiadach przedpremierowych podkreślał, że nie jest to jego wizja artystyczna, a był to na tyle częsty refren, że zwrócił moją uwagę. Być może za dwadzieścia lat, kiedy powstanie kolejny remake, będzie chciał nam pan Tomasz swobodnie coś poopowiadać, tak jak się teraz bez spiny mówi o Wiedźminie Marka Brodzkiego. A nam co? Nam się szykuje średnio budżetowy serial o czarownicach. Change my mind.
Zgadzam się z tobą w stu procentach, jakoś bardzo emocjonalnie oglądałem tego wiedźmina. Dla mnie to stracony potencjał, a nigdy nie ma się szansy zrobić dwa razy pierwszego wrażenia.
W ostatnim odcinku na godzinę trwania było może z 8 minut tytułowego bohatera. Akcje z kitowcami w czarnych zbrojach wyglądały jak w Power Rangers a na sam koniec dorosła aktorka udająca dziecko.
Wiesz, to jeszcze nie byłoby tak złe gdyby nie zupełna mielizna scenariuszowa. Można zrozumieć, że nie było kasy na bitwę i można by było ją pominąć bez żalu, zwyczajnie nie pokazywać, przegadać albo pokazać rozwałkę po. Takie rozwiązanie przerabiał GoT jak nie miał budżetu. Tymczasem dostajemy jakiś dziadowski absurd zamaskowany lasem i dymem. A podobno walczyło tam tylko 100 000 luda tylko po jednej stronie.
Aktorzy lepiej grają w Koronie Królów. Efekty "specjalne" jak w serialach z lat 90-ych. To jest taki Herkules albo Xena tylko że z większym budżetem i chceniem bycia dorosłą produkcją jak Gra o Tron.