Zdecydowanie jestem na nie. I jest to smutne, bo na samym początku miałam wielkie nadzieje - w szczególności jak zobaczyłam, że Bagiński ma przy tym pracować. Po pierwszych zdjęciach i zwiastunie moje nadzieje runęły, więc miałam małe wymagania.
Później to zobaczyłam. A to co zobaczyłam było złe.
1. Co do gry aktorów - nie mam się co przyczepić. Grają bardzo dobrze, chociaż zdarzają im się czasami gorsze momenty, ale lubię się czepiać.
2. Klimat nie jest najgorszy.
3. Sceny, których nie było w książce wyszły im fajnie. Na przykład: bardzo mi się podobała historia Yennefer. To było miłe dla oka.
I w sumie na tym moje plusy się kończą. Więc czas przejść do minusów.
1. Geralt zachowuje się tak, jakby w Kaer Morhen odbębnił 4Z - zakuć, zdać, zapomnieć, zapić. Co było w szczególności widziane podczas rozmowy o strzydze.
2. Zaburzenia czasowe - bogowie, jak mnie to doprowadzało do szewskiej pasji. To był jeden wielki chaos, bo inaczej nie da się tego określić.
I wyprzedzając komentarze typu 'ale jakoś trzeba było wprowadzić postacie' - nie, nie trzeba było robić tych zaburzeń. Można je było na spokojnie wprowadzić bez tego.
3. Wygląd potworów. No... Tutaj to muszę przyznać, że arcydzieło lvl Paint dominuje. Potwory były kiepskie jakościowo. Śmiech mnie ogarniał jak je widziałam. Nie wspominając już o wiwernie, która miała być smokiem.
4. Strasznie nie podobają mi się ballady Jaskra. Pfu, co ja mówię - obok ballady to nawet nie stało. Niestety, mamy klimat fantasy, średniowiecze, więc takie zagrywki strasznie działają mi na nerwy.
5. Zmienianie na siłę postaci/wywalanie ich/dawanie jakichś innych. To też było zbędne, jak chociażby sama akcja w Blaviken, albo z Mistrzem Irionem, tudzież wciśniętą na siłę Triss.
O ich zmianie wyglądu i charakteru nie będę się nawet wypowiadać, a jako przykład podam Foltesta i Calanthe.
6. Zmienianie wydarzeń. Cóż, to chyba mnie najmocniej denerwowało. Najbardziej odczułam to w mojej ukochanej historii z Foltestem i strzygą, gdzie dostaliśmy wciśniętą na siłę Triss Merigold, a król Temerii pali głupa, że nie puknął Addy. Wszyscy nie wiedzą, że to strzyga, Geralt nie wie jak odczarować potwora (to po co jest wiedźminem -.-'), wymyślono jakiś z rzyci rytuał.
Jak również zmienianie scen poznania postaci.
7. Informacje o Cirilli w stronę Geralta - no, to był hit. Wizja z Renfri mówiącą o Ciri, później umierająca Dzierzba mówiąca o Ciri, matka Geralta mówiąca o Ciri (więcej nie pamiętam, bo mój mózg płakał jak to widział).
8. O, to mnie najlepiej chwyciło za serce - dawanie nadprogramowych mocy, albo ich przekształcanie (Ciri, Pavetta).
9. Dodawanie scen i postaci, które w gruncie rzeczy nic nie wnoszą do fabuły.
10. Zbroje potężnego, okrutnego i silnego Nilfgaardu, które wyglądają jakby były zrobione z kartonu (żeby nie powiedzieć gorzej).
I chyba na tym zakończę. W podsumowaniu dodam, iż serial doznał koniunkcji sfer, gdzie to została wymieszana w wielkim bębnie książka z kreatywnością L. Hissrich w bardzo nieodpowiednich proporcjach.
Osobiście uważam, że polska produkcja nie była najgorsza. Ok, mieliśmy potknięcia - budżet nie był wysoki, do niektórych aktorów były już przypięte łatki (Paździoch, Stępień), gumowy smok (chociaż jak patrzę na potwory od Netflixa, to stwierdzam, że nie był najgorszy). Jednakże aktorzy grali zarąbiście i byli dobrze dobrani (ok, Zamachowski średnio pasował na Jaskra, ale to co teraz się wyprawia boli mnie bardziej). Co więcej - polska produkcja miała więcej wspólnego z książką, niż chłamerykańska.
Netflix dał dupy. A przynajmniej wg mnie. Potwory są śmieszne, skaczą z czasem i historią. Jedyny plus ich produkcji to widoczki i gra aktorów.
Reszta... Cóż... pomilczę.