Broniłem sezonu drugiego jak mogłem. Argumentowałem zmiany tym, że jest to normalne, iż w filmowych i serialowych adaptacjach pewne rzeczy się zmienia. Uważałem, że oddanie serialu 1:1 do książki byłoby nudne, więc dobrze że serial oddaje trochę nowości od siebie. Było tak do momentu, zanim obejrzałem ostatnie 2 odcinki. Byłem jeszcze w stanie zaakceptować sprowadzenie prostytutek do Kaer Morhen, mimo że książkowa Warownia była ściśle kryta przed światem zewnętrznym. Mogłem zrozumieć uśmiercenie Eskela, bo serialowy Eskel wołał o pomstę do nieba. Był tragicznie napisany. Nie jestem w stanie jednak zdzierżyć, jak można było zepsuć relację trzech, kluczowych dla sagi postaci i to w tak idiotyczny, pozbawiony logiki sposób. Yennefer w książkach ubolewała mocno nad niemożliwością posiadania potomstwa. Cały udział Yennefer w opowiadaniu ze Złotym Smokiem polegał na tym, że czarodziejka miała nadzieję, że Złoty Smok przywróci jej płodność. Nie mogła się pogodzić z tym, że straciła tę szansę. A w serialu co robi Yennefer? Ma totalnie gdzieś, że Ciri będąca dzieckiem niespodzianką Geralta mogłaby być jej przyszywaną córką, jak ma to miejsce w książkach. Zamiast tego podstępem zabiera Ciri ze sobą, żeby poświęcić ją demonicy, która w zamian oddałaby jej moc, którą straciła. No ludzie, kto pisał ten scenariusz? Książkowa Yennefer nigdy by w taki sposób nie zepsuła swojej relacji z Ciri i z Geraltem. Nie byłoby w książkach potrzeby, by Geralt z nieufnością podłożył Yen miecz pod szyję... Idąc dalej. Ostatni odcinek i opętana Ciri zabija kilku śpiących wiedźminów. Co z tego, że wiedźmini są ukazani jako mutanci, którzy mają wyczulony słuch i węch. Ciri zarzyna ich jak gdyby nigdy nic. Vesemir, który w sadze uchodził za najbardziej rozsądnego i mądrego stwierdza, że jest wnerwiony i od razu leci zabić Ciri. Głupota. Później mamy walkę wiedźminów z przywołanymi przez opętaną Ciri bazyliszkami. Wychodzi na to, że wiedźmini to totalne patałachy bo w walce z dwoma bazyliszkami ginie ponad piątka wiedźminów. Później mamy największą sztampę, jaka może być w kinematografii. Geralt i reszta próbują wyzwolić demona z Ciri za pomocą siły przyjaźni wołając coś w stylu "Ciri, wróć do nas". No świetny sposób, szkoda że powielany w milionie pięciuset innych filmów. Uwielbiałem pierwszy sezon, drugi na początku też mi się podobał ale im dalej w las tym gorzej, tym mniej logiki, tym dalej od książek. Nie wiem, jak scenarzyści mają zamiar odbudować relację Ciri-Yennefer-Geralt, ale czego by nie zrobili, i tak będzie to naciągane w obliczu tego, jak tę relację wyrzucili do śmieci przy zakończeniu sezonu. Nie tak się buduje charakter bohaterów, nie tak się tworzy ich relację, Netflixie. Wstyd i hańba. Aż boję się 3 sezonu.