Zaczynam czuć niesmak, w każdym wątku lesba albo gej jeszcze transa brakuje.
Uwielbiam wiedźmina ale już naprawdę przesyt, oglądać się tego nie da.
Byłam bardzo tolerancyjną osoba, coś mi się wydaje że poprawność polityczna zabija tolerancję właśnie takim czymś.
Jeszcze te dialogi, porażka czemu tak się ten serial zmienił. Jestem rozczarowana.
wpierw napisze, że sama idea "reprezentacji" - w utworze adaptowanym z innego utworu - postaci nie pasujacych (i nie majacych znaczenia dla) utworu jest mi wstretna (oryginalny utwor, film z oryginalnego scenariusza to co innego, a jesli czegos czy kogos jest w oryginalnym filmie za dużo, jak na mój gust np. polityki, seksu, religii, lub postaci białych w filmie o Afryce to po prostu nie muszę tego ogladac i pozostane przy starych produkcjach z lat 30 - 90 na, których sie wychowałam) tak samo, jak idea rozmaitych "punktów za pochodzenie" (klasowo-rasowo-plciowych), które są niesprawiedliwe i bezsensowne z wielu powodow. jeśli jednak już mają byc jakies "reprezentacje" to ja bym rozumiała "reprezentacje", gdyby jej poziom dopasowywać do danego uniwersum (w kazdym przypadku - inaczej to by wygladało w GoT, inaczej w Śródziemiu a inaczej w wiedźminlandzie), oraz do procentowej ilości danej grupy na widowni. Już sporo miesiecy temu na tym forum (albo w temacie wiedzmina albo w temacie amazonowego "tworu") rozmawiałam z kimś (wybaczcie nie pamietam z kim) kto uważał, że tyle powinno być reprezentacji (etniczno-rasowej) u bohaterów w produkcji filmowej ile jest procent danych grup na widowni - w koncu doszlismy do tego, że procent np białych w wielu europejskich spoleczenstwach to 50% zatem tyle wg tej tezy powinno byc - po równo - białych i nie białych postaci w filmach. Oczywiscie jeśli mamy 80% emigrantów nie-białych na widowni to takie powinny byc postacie (wg tezy tej osoby z którą rozmawiałam) a skoro tak to, gdy 95% Polaków na widowni jest białych to dla nich postacie też mają byc białe. Oczywiscie byloby to kuriozum (choc wlasciwie byloby sprawiedliwe i byloby prawdziwą reprezentacja), ponieważ tak samo jak pracownicze i akademickie punkty za pochodzenie uposledza sprawiedliwość, ogranicza postęp, i merytokrację a do tego - w przypadku twórców filmowych - uposledza ich wolność słowa i ekspresji twórczej. Ponieważ tworca filmu (gry, komiksu, czegokolwiek) jest OGRANICZONY w swoich planach twórczych w ten sposob i przez takie wymogi (jak reprezentacja grup etniczych czy ras czy płci, czy orientacji na ekranie), jest zniewolony, poniewaz zamiast dowolnie wybierać sobie tematykę swego dzieła i jego setting (czas i miejsce akcji) musi wpierw wybrać taką tematykę i taki setting, do których dopiero mógłby dopasować wymaganą (narzuconą) przez ideologie reprezentacji obsadę. Nie może wiec nakrecic historycznego, realistycznego filmu o samurajach, albo o wikingach. Ponieważ dając tam do tej epoki niedopasowana, nierealistyczną obsadę sprawia, że film przestaje być filmem historycznym. Ale, jeśli już ta reprezentacja sie twórcom narzuca to w koncu, jeśli coś ma sie opierac na reprezentacji to IMO musi polegac na tym ile procent danej grupy wystepuje w spoleczenstwie widzów. I skoro mamy kilka procent "tęczowych" (pisze skrótowo bez odrózniania) no to może wypadałoby, by postacie w filmie także byly w ilości kilku procent (nie aktorzy oczywiscie - aktor hetero może grac geja i na odwrót). domyslam sie , czemu w niektorych ostatnich adaptacjach serialowych autorzy zamiast oddawać główne tematy utworów skupiaja sie nieistniejących w oryginale, lub na pobocznych, lub wrecz mało istotnych wątkach seksualnych i rasowych. Moze racje maja ci, którzy widzą w tym nową odsłone marksizmu, tyle że teraz lansowanego przez wielki kapitał dla celów innych niż to bylo z dawnym marksizmem - kiedys skupiał sie na walce klas, teraz na walce płci i ras. Dzis IMO chodzi o kasę (dotacje panstwowe i sponsorzy prywatni takich producentów i produkcji), o skłócanie wlasnej ludności (zachodnich spolecznosci) od wewnątrz (podtrzymywanie podziałów i tworzenie nowych), i o masową kontrole umysłu (produkcje skierowane do młodszych). Koncentracja na tych sprawach w utworach, które nie maja z tym nic wspolnego jest indoktrynowaniem młodzieży i dzieciaków, które to ogladają - a prawdziwe tematy tych utworów po prostu nie są oddane lub są mocno "zwichrowane" dla celu, aby przemycac w nich całą gamę politpoprawnego (płciowo-rasowo-klasowego) "wsadu". Ktory jest swoją drogą kompletnym przeciwienstwem IMO wolności jednostki, wolnej woli i indywidualnych praw człowieka. Bo z punktu widzenia prawnego i politycznego jeśli patrzymy na osobe ludzką jako na "emanacje" jej grupy - klasy, płci, rasy - to ona traci tą indywidualność. W przypadku obsady niedopasowanej do ról, i tworzącej role które nazywam "fałszowanymi rolali" to także owa obsada traci tą indywidualność - nie grają oni postaci o indywidualnych cechach ale jakieś "reprezentacje grup" plciowych, klasowych i rasowych wyciete z kartonu. :D Wiec także wobec tych aktorów (całkiem dobrych jak np aktorzy grający Durinów w RoP) robi sie im krzywdę wobec ich swobody twórczej. Co mnie wlasciwie najbardziej martwi czy smuci to fakt, że utwory (nie mowie dzieła, bo o poziomie autorów fantasy o jakich tu mowimy - jak Sapkowski, Tolkien, Jordan, można róznie uważac) zakorzenione w kulturze europejskiej zostały zhakowane przez popkulture amerykanską i przerobione przez nią na narzędzia anty-europejskiej, anty-zachodniej indoktryny - miałkiej, nie twórczej i destrukcyjnej dla umysłu - takimi narzedziami są wlasnie te wszystkie seriale. Ich IMO zadaniem jest "wykoślawić" to co było wspaniałe w tych opowiesciach a jednoczesnie wyeksponować miałkosci, błędy, czy schematyczność tych opowiesci. Tak, aby widownia (zwlaszcza młoda i spragniona przygód filmowych), albo przyjeła te wizje adaptatorów sobie do serca (z braku lepszej oferty adaptacji filmowych), albo odstręczyła się od klasyków gatunku (czy pisanych przez Amerykanów czy Europejczyków to i tak bazujacych na Europie), jeśli dojrzy, że te adaptacje są narzędziem wspolczesnej indoktryny - tak czy inaczej sponsorzy takich produkcji (prywatni czy panstwowi) wygrywają, bowiem albo odstreczą od czytania tych utworów (skoro widz się zbrzydzi do haniebnego poziomu ich adaptacji to raczej nie zechce przeczytac ksiazek), albo widz spragniony "contentu" tego gatunku (a im gorzej "w polityce" na swiecie sie dzieje tym bardziej potrzebujemy oddechu i eskapizmu) przyswoi bezkrytycznie wszystko - czyli łyknie gorzką pigułkę fałszywej indoktryny wraz ze słodką popitką w postaci świata fantasy i ładnych widoczków i przygód i wybuchów emocji (opisanych przez Baginskiego). Tak czy inaczej wydaje mi się, że korporacje medialne (Hollywood) zagarneli te czastki popkultury, jakie byly oparte na dziedzictwie europejskim, zrobiono z nich narzedzia (filmy, seriale) i skierowano je przeciwko nam - mówiąc, albo przyswajacie i sie wam podoba (naści, przecież tak kochacie fantasy), albo sie wam nie podoba to jestescie źli, toksyczni, rasisci itp.