W pierwszej scenie dowiadujemy się o celu serialu. Oto dzielna krewka naukowiec przedziera się przez łąkę i trafia na wąsatego grubasa, który właśnie ustrzelił małej sarence mamę i jest z tego dumny. Bo tym jest ten serial, woda jest tłem.
Później mamy caaaały zastęp wąsatych idiotów, wszyskich klas i stopni, profesorów i pijaków, żołnierzy i polityków. Upaplanych w betonowym patriarchacie, którego w realu wcale nie było, podobnie jak nie było tej dzielnej pani hydrolog, którą trzeba było wymeśleć, skoro widz (albo Netflix?) chciałby takie dziwi obejrzeć.
Nie przeczytałeś na początku, że serial tylko inspirował się prawdziwymi wydarzeniami? Jak chcesz dokładnie tak, jak było to oglądaj dokumenty. Jest ich bardzo dużo.
Zgadza się, pełne fantasy, dziewczyna idzie pod wodę w miejscu gdzie nikogo nie ma a woda pędzi jak szalona, po czym wieczorem odnajduje się w narkomańskiej melinie w całkiem dobrym stanie...
Między "dokładnie jak było" a "bajki o żelaznym wilku" jest spora przestrzeń, którą autorzy pominęli. Czym innym jest ubogacanie w romatyczne wątki a czym innym zmyśłenie CAŁEJ sytuacji personalnej. Gdyby Jaśmina była np tą prezenterką, albo asystentka... OK. Ale tutaj to tak jakby wymoślono sobie, ze w PL władała ówczas Pani Prezydent Polski, która własną piersią (i okładaniem facetów po pysku) zawróciuła kijem Odrę.