Czy wam też robiło się niedobrze za każdym razem gdy Torvi i Gunhilda bez żadnej chwili zwątpienia narażaly życie swoich nienarodzonych dzieci z powodu swoich egoistycznych pobudek rywalizowania z mężczyznami i podbijania swojego ego? Producenci tego serialu chyba są z tych dla których płód to tylko masa zlepionych komórek. Na świecie był już taki człowiek, dla którego niektórzy nie byli godni nazywania ludźmi i też myślał, że może decydować o tym czy pozwoli im żyć czy nie. Przecież to jest jakieś całkowicie chore i oderwane od zdrowego rozsądku podejście. "Walić życie mojego dziecka. Będę teraz nosić wielkie drewniane bale, bo jestem tak samo silna jak mój mąż! O! Patrzcie na mnie jaka jestem super fajna, taka samowystarczalna!". Stanowczo za dużo było takich momentów w tym sezonie. Z roku na rok na Netflixie jest coraz gorzej.
Jest w tym trochę racji. Ani jedno dziecko Bjorna nie przeżyło. Jedynie Ubbe spłodził potomka.
Serio? A te dzieciaki co miał z Torvi? Bo z nią miał chyba dwójkę? W sumie ta przerwa między sezonem 6A i 6B to na diabła była, tyle rzeczy się zapomniało...
Należy pamiętać, że to były inne czasy. To raz. Dwa, nikt nie wspomina o tym, że faceci jakoś nie garnęli się do pomocy im ani do opieki nad tymi dziećmi, jak już żyły. Pierwsza córka Bjorna została zapomniana, resztę oddał na wychowanie - mimo, ze miał już syna. Ivar był hipokrytą i skazał dziecko na okrutną smierć. Ze wszystkich braci jedynie Ubbe dbał o żonę i dzieci.