Piękny odcinek :). Klimat całkowicie odmienny od poprzedniego odcinka o Irlandii. Tematem przewodnim tego odcinka moim zdaniem była wolność.
Ta wycieczka do lasu, potem zagubienie, noc spędzona w chacie wieśniaków, potem odnalezienie i końcowa scena. Wiktoria i Albert nigdy nie czuli bardziej wolni niż w tej chacie.
I sekretarze też poczuli się wolni i się nareszcie pocałowali :).
Zgadzam się, bardzo dobry odcinek. Victoria wyglądała nadzwyczajnie ładnie w warkoczu, a potem w rozpuszczonych włosach, gdy zgubili się z Albertem. Ciekawe co dalej z sekretarzami, czy ich sekret wyjdzie na jaw, w końcu Wilhelmina coś tam widziała.
E - przewidując harlequinowe zamysły scenarzystów - pewnie przypadkowo zastrzelą lorda Alberta, kiedy będzie towarzyszył Wiktorii i Albertowi, a Drummond się ożeni - i będzie melodramat.
Moim zdaniem odcinek być dość średni.
I mnie trochę raziło - że Wiktoria poczuła wolność właśnie wówczas - gdy zjadła palcami z talerzyka w chacie na szkockich wzgórzach?? Przecież w sezonie 1 - cały początek był o tym - jak to odzyskała wolność po latach spędzonych pod kuratelą matki i Conroya! I co nagle to ta korona - która dała jej wolność - jest więzieniem? Nagle poczuła ciężar obowiązków??? Dziwne to trochę.
Też tak zatytułowałabym ten odcinek:)
Ale mi nie podobał się tak bardzo. To jest odcinek był ładny - piękne widoki Szkocji - i nic poza tym.
Dwa książątka zgubiły się na szkockich wrzosowiskach i potrzebowali zjeść obiad w chatce, żeby aż poczuć, że korona to ciężar?! Chyba Wiktoria powinna to rozumieć od chwili koronacji, a Albert chwilę po zostaniu jej mężem.
Wątek sekretarzy jest tak bardzo przewidywalny - że aż mi żal siebie i scenarzystów. Dwaj faceci - w czasach kiedy było to prawnie zabronione - całuje się w ogrodzie??!! Szkoda, że nie stanęli na ulicy! Mieli tyle czasu - mogli spotkać się w lesie, we własnych pokojach - gdziekolwiek, gdzie byliby sami. Ale nie! Drama musi być! I oczywiście byli widziani! Jeszcze brakuje, aby przy próbach strzelania do Wiktorii - zastrzelili lorda Alberta!!! Wtedy melodramat - jak z harlequina!
Skerret w ogóle przeszła siebie. Kucharza odtrąca - ale na faceta w spódnicy poleciała jak głupia! Pewnie to to szkockie powietrze.
I jak to się stało, że mąż Harriett nagle nie żyje??!! Jak umarł. Kiedy??
Dobrze, że John Brown gdzieś nie wyskoczył zza krzaka - bo - padłabym ze śmiechu!
Mąz harriet zginął w poprzednim albo jeszcze poprzednim odcinku, nie pamiętam dokładnej przyczyny smierci, cos mi się kojarzy że przy polowaniu.
Ta scena w chacie wieśniaków skojarzyla mi z sytuacją w The Crown gdy Elżbieta matka tez w Szkocji znalazla zamek na sprzedaz i właściciel kojarzył jej twarz, ale nie domyślil się że to królowa. Dopiero jej tożsamość została ujawniona, gdy pojawił się kamerdyner i przekazał ważną informację.
O! - ja rozumiem, że zabawy królów incognito - to fajny motyw:), oklepany, ale fajny:)
Ale mi zgrzytnął ten niby motyw wolności w opuszczonej przez Boga chacie i w zabawie w męża i żonę. Chodzi mi o to, że to korona właśnie - z chwilą ukończenia przez Wiktorię 18 lat - była wolnością. Pamiętasz jak skakała obok lorda M. urządzając Pałac Buckingham?! I co? Nagle uznała, że cerowanie skarpetek i posiłek przy ogniu to szczyt wolności, że to zwykłe normalne życie męża i żony?? Nie lubię aż tak czytelnych odniesień.
Nie rozumiem o co ci chodzi. To zależy od scenarzysty, jak rozwinął motyw. Skojarzylo mi z sceną z innego serialu też związanego z Windsorami i tyle.
No jasne - że to wybór scenarzysty - i to chyba właśnie się ocenia??:) Ja tylko zauważyłam ( i zgodziłam się z Twoim zdaniem:), że często w serialach/filmach występują sceny, że król/królowa udaje zwykłego obywatela. Nic w tym złego:)
Chyba za dużo wymagasz od tego serialu, od początku widać że scenarzyści nie przykładają aż takiej wagi do historii i realiów epoki. Chociażby fakt że Ernest powinien już być żonaty, a w serialu ciągle przesiaduje u Victorii i Alberta i wzdycha do Harriet. Wątek gejowski mnie ogólnie nie przekonuje, ale teraz prawie wszędzie na siłę wsadzają tego typu wątki.
Mi w ogóle nie przeszkadzają rozbieżności historyczne:). Serial od początku traktowałam jako wariację historyczną - piękną, delikatną, trochę uczuciową - ale w tle poruszającą naprawdę poważne problemy.
I nadal lubię bardzo ten serial - zachwyca mnie w warstwie wizualnej!
Ale nie lubię, kiedy scenarzyści zwyczajnie zapominają o tym, o czym pisali w 1 sezonie i w 2 nagle mamy zupełnie zmienione fakty i uczucia - vide problem wolności Wiktorii jako królowej i jako żony:). To są zgrzyty - i ja je widzę:) - ale i tak cenię ten serial:).
Niestety często się zdarza że widzowie o wiele lepiej znają serial, pamiętają i kojarzą więcej niż jego twórcy, co bywa frustrujące ;)
Ja mam wrażenie, że każdy odcinek Wiktorii w 2 serii to wycięta historia, a przynajmniej ostatnie kilka odcinków. I wydaje mi się, że do tej "wolności" już nie będzie nawiązań w przyszłych odcinkach, czyli z niewielkim prawdopodobieństwem zobaczymy Wiktorię i Alberta przygotowujących jedzenie w kominku. Jest o tyle dobre, że historia zawarta jest w jednym odcinku, natomiast serial jako calość sprawia wrażenie nieciągłego.
Zastanawiam się, czy Wiktoria była w tym odcinku w ciazy. Po powrocie ze Szkocji, gdy weszli do pokoju, gdzie były dzieci, zdawalo mi się, że widziałam troje maluchów, chyba ze to nie były tylko królewskie dzieci. I gdy Wiktoria prawie spadła z konia przy przekraczaniu rzeki, Albert jakoś malo się przejął możliwością utraty dziecka. Czy ktos może pomóc mi z tą sprawą, bo mnie nurtuje?
Rzeczywiście odcinki to zamknięte całości - i przez to chyba są też przeskoki czasowe. Mi też się wydaje, że ciąża z odcinka 5 (trzecie dziecko) została ominięta, dziecko już jest, a w czasie podróży do Szkocji Wiktoria nie była w ciąży. Inna sprawa, że chyba w Szkocji zrobili sobie 4 dziecko:)
To by też tłumaczyło - upływ czasu od śmierci męża Harriet - bo muszę wrócić do poprzednich odcinków - bo w ogóle nie wyłapałam jego śmierci! Z drugiej strony Peel jest nadal premierem.
Trochę mi brakuje tych ram czasowych. Mogliby na początku kazdego odcinka pisac rok, w którym dzieje się akcja. Moim zdaniem ulatwiłoby to postrzeganie świata przedstawionego.
To dziecko moze sobie w tej chacie zrobili :). W końcu czuli się tam bardzo komfortowo :).
"To dziecko moze sobie w tej chacie zrobili :). W końcu czuli się tam bardzo komfortowo :)."
Brakuje Wam takich scen jak w "The Tudros" dla rozjaśnienia sytuacji? ;-)
Wow, dzięki za info :). Teraz wiele moich wątpliwości się rozjasniło. Ale w tym sezonie akcja pędzi bardzo szybko.
Co prawda to prawda... Chociaż piękna była scena, w której babcia z chatki wcisnęła Wiktorii w ręce ścierę, wymownie sugerując, że ma ruszyć cztery litery i wycierać "talerki i widelcy". Mina Jenny mnie powaliła. Ma dziewczyna talent!
Ty przegapiłaś śmierć męża Harriet, a ja trzecie dziecko Wiki. Cóż za tępo! 100% akcji, zero dialogów!
Najbardziej wkurzył mnie odicnek szósty, gdzie zrobiono z Irlandczyków idiotów, którzy sami sobie byli winni głodówki. Prawda jest taka, że to Angole ich zagłodzili, a Wiktoria zrobiła bardzo niewiele, by tym ludziom pomóc. W serialu przedstawili to tak jakby wielce się przejęła losem głodujących. Ech...
Ta scena z wycieraniem naczyń była przyjemna i jeszcze potem odpowiedzi na te pytania czym się zajmujecie :D.
Nie brakuje mi takich scen jak w Tudorach, ale nie zdziwilabym się, gdyby w 7 odcinku okazało się, że czwarte dziecko ma już 1 rok albo że tych dzieci jest już 5.
To by była porażka. Dzieci przybywa, a żadnej ich interakcji z Wiktorią nie widać. Raz jeden ofukała tylko małą Wiki i nic więcej.
Pozdrawiam.
Ja będę bronić odcinka 6 - bo - w odróżnieniu od innych z sezonu 2 był poruszający i smutny.
Nie mam uczucia, że z Irlandczyków zrobiono idiotów. To po prostu był odcinek z innego punktu widzenia tj. od strony królowej i jej dworu.
Rzeczywiście i Peel i Wiktoria nie zahamowali problemu głodu w Irlandii - ale jako jedyni - przynajmniej coś próbowali zrobić - w odróżnieniu od tego głupca Trevelyana - ten rzeczywiście był idiotą. I wymowa odcinka jest przecież pesymistyczna - królowa niewiele zrobiła i odczuła swoją niemoc - przecież jasno to pokazali i w ogóle jej nie usprawiedliwili. Podobnie jak pokazali problem Peela - który stał na czele partii konserwatywnej, która w nosie miała Irlandczyków. A taki Peel jednak próbował coś zrobić - czyli te prace na rzecz rządu, czy garkuchnie. Ostatecznie to było za mało - ale w tym odcinku podano konkretnie skalę ofiar.
Nie zauważyłaś jak posłowie wykrzykiwali w parlamencie teksty o głupich Irlandczykach, którzy hodowali na polach wyłącznie ziemniaki, a teraz jak mają przez to zarazę to wołąją Anglików o pomoc? Niestety przemilczano fakt, że ziemniak był jedynym produktem rolniczym, który Irlandczykom wolno było spożywać i to z nakazu samych Anglików. W tamtych czasach ludność irlandcka niczym nie różniła się statusem od chłopa pańszczyźnianego/niewolnika, więc nie mieli wiele do powiedzenia. W serialu przedstawiono Anglików jako tych rozsądnych, którzy nie chcieli naruszyć równowagi rynku, aby pomóc komuś kto sam się o kłopoty prosił. Cierp ciało coś chciało.
Sama Wiktoria "szczodrze" obdarowała głodujących 2 tysiącami funtów - śmieszna suma nieadekwatna do skali epidemii.