Nad tym zagadnieniem zastanawiałem się, oglądając "Wojownika". Czy Bruce Lee przewraca się w grobie, cierpiąc katusze z powodu niewłaściwej interpretacji jego notatek, czy też uśmiecha się widząc, jak wiernie zostały zobrazowane?
Po pierwszym odcinku mam bardzo mieszane uczucia, z jednej strony scenariusz oparto na zapiskach (prawdziwych? rzekomych?) Bruce'a Lee, a z drugiej strony opowieść zawiewa taką sztampą i chińskimi stereotypami (kung fu, triady, poszukiwanie zaginionej siostry i t.p.), że bez otwarcia okna trudno się nie udusić wdychając miazmaty dziesiątek (co najmniej) wcześniej widzianych opowieści o młodych mistrzach sztuk walki. Oczywiście trudno prognozować, w jakim kierunku i w jaki sposób rozwinie się fabuła, jednak biorąc pod uwagę, że pierwszy odcinek każdego serialu zwykle pokazuje to, co ma najlepsze, trudno oczekiwać po kolejnych, że będą pozytywnie rozumianą erupcją kina - spadkobiercy Bruce'a Lee.
Ma się rozumieć, życzę serialowi jak najlepiej, mimo to czarno to widzę, bo widzę (i nie jest to tautologia) w roli głównej udającego Chińczyka urodzonego w Wielkiej Brytanii syna Japończyka i Angielki. I ten fakt jest dla mnie żenujący!
No, pięknie podsumowałeś! Mam nadzieję, że nic się stanie, jeżeli uzupełnię Twoją wypowiedź - w dodatku niemytym.
Jezeli ten serial zostal oparty na notatkach Bruca to moim zdanie fajnie zrobiony. Swoja droga
filmy z Brucem do arcydziel kinematografii jesli chodzi o fabule nie nalezaly :) Dlatego uwazam ze Lee sie jednak w grobie nie przewraca tylko usmiecha :)
Zgadza się. Powiem więcej, dobrze że ten serial powstał teraz, a nie w czasach gdy Bruce Lee jeszcze żył.
W czasach Bruce Lee już powstał jeden serial na jego pomyśle https://www.filmweb.pl/serial/Kung+Fu-1972-130124 Lee miał zagrać nawet w nim główna role ale oczywiście tak się nie stało i zatrudnili Davida Carradina .Przypuszczam ze to są nadal te same zapiski które Lee chciał wykorzystać w tamtym serialu ale nie dostał szansy
Masz rację, filmy z Brucem Lee nie należały do arcydzieł, ale jednak w jakiś mistyczny sposób stworzyły pewien kanon, dzisiaj nieco archaiczny, jednak w tych latach... Do dziś czuję gęsią skórkę, którą miałem oglądając po raz pierwszy "Wejście smoka"!
Wracając do meritum, obawiam się, że jeżeli Bruce Lee uśmiecha się, to z odrobiną zażenowania, bo serial w jawnie bezczelny sposób plagiatuje niektóre kanoniczne sceny z jego filmów. Mimo to nie przesądzam sprawy i jestem gotowy, aby w każdej chwili podnieść swoją ocenę. Zobaczymy.
Ja do dziś lubię obejrzeć Wejście Smoka. Co do kopiowania scen, bo wolę użyć tego słowa, traktuję to jako pewien hołd złożony mistrzowi Lee.
Co do pewnych scen z filmów Brucem Lee to taki był zamiar twórców, jednak też nie tratuje to właśnie jako plagiat a ukłon w stronę aktora i jego dokonań.
Znajomy anatomopatolog powiedział mi, że wygrałeś. Znajome medium cały czas ma wątpliwości.