Zapomnijcie więc o jakimkolwiek obiektywizmie tym razem ;) Wszystko zaczęło się od tego, że przypadkowo trafiłam na utwór "Tell me what the rain knows", który spodobał mi się na tyle, że wrzuciłam go do wyszukiwarki, a tu niespodzianka (i lekkie rozczarowanie, przyznaję) - jakaś seria anime (zagorzałą wielbicielką tego gatunku nie jestem, poza rewelacyjnymi filmami pana Miyazakiego). Stwierdziłam, że zobaczę jednak pierwszy odcinek, tak dla zorientowania się i... dałam się uwieść, co więcej - nie żałuję. Jeśli cenię postmodernizm, to właśnie taki, jeśli akceptuję łączenie fantasy i s-f, to właśnie w takiej formie!
Mamy tutaj cały świat w pigułce - symbole, odniesienia kulturowe i historyczne, style i gatunki muzyczne, obserwacje socjologiczne i polityczne. Wszystko tak zmieszane, że nie sposób orzec, czy to jeszcze zniszczona katastrofą (nuklearną?) Rosja, czy już feudalna, rządzona przez możne rody Japonia (zresztą podobne struktury władzy można znaleźć chociażby w średniowiecznej Europie), i co tam robi policyjny detektyw w stylu postaci kreowanych przez Humphrey’a Bogarta w filmach noir (kapelusz, prochowiec, nawet odpowiedni samochód z lat 40-tych) tylko jakby bardziej rozmowny i empatyczny, w dodatku cierpiący na pewną irytującą przypadłość określaną jako choroba cywilizacyjna XXI wieku - alergię. W "Wolf's Rain" nie istnieją ograniczenia czasu i przestrzeni, wędrujemy wzdłuż i wszerz przez epoki i kontynenty, a prawa fizyki i biologii stają się względne. Kultury, języki, symbole, magiczne rytuały i artefakty nakładają się i przenikają - obok konwencjonalnej współczesnej broni mamy miecze i łuki, futurystyczne wiązki laserowe bądź świetlne i quasi-magiczne zdolności oddziaływania umysłu wprost na umysł. Cheza, będąca szczególną rośliną, która przybiera postać delikatnej dziewczyny, jest efektem użycia zaawansowanej technologii, nowoczesnej wiedzy z dziedziny genetyki, ale też wiedzy magicznej - alchemii.
Szukanie nawiązań i identyfikacja źródeł, z których czerpali twórcy "Wolf's Rain" (tych naukowych i tych metafizycznych) może być interesujące samo w sobie, ale dla mnie liczą się przede wszystkim - historia i emocje; film, który nie wzbudza emocji jest dla mnie jak kwiat pozbawiony zapachu. Paradoksalnie mimo dużego skomplikowania stworzonego świata udało się autorom tego anime wykreować interesujące, psychologicznie wiarygodne i niejednoznaczne postacie (również drugoplanowe) oraz dość spójną, wciągającą i inteligentną fabułę. Jest to próba odpowiedzi na najważniejsze pytanie filozofii i religii - pytanie o naszą tożsamość i cel istnienia w obliczu nieuchronnego końca cywilizacji (na szczęście twórcy zrezygnowali prawie całkowicie z patosu i wydumanego stylu). Cztery główne postacie, wilki przybierające ludzką postać (silnie zantropomorfizowane) różnią się charakterem, usposobieniem, wyznawanymi wartościami, życiowymi (często bolesnymi) doświadczeniami, są odbiciem różnych wyborów i dróg, są więc dla nas zwierciadłem, w którym możemy się przejrzeć, a może również zachętą do odnalezienia w sobie pierwotnej, dzikiej cząstki harmonijnie łączącej nas z przyrodą. Może ktoś powie, że to nie to samo, co chociażby studiowanie egzystencjalistów, ale nie obchodzi mnie to. Wolę wizualne zachwycenie i koronkową strukturę, intensywność emocji i bogactwo odniesień, ważkość treści przełamaną inteligentnym humorem, wolę ten rodzaj eskapizmu, przeniesienia w inny świat - wszystko to znalazłam w "Wolf's Rain".
Daję więc 10 gwiazdek i polecam to anime osobom szukającym na "szklanym ekranie" czegoś więcej niż płytkiej i pustej rozrywki.
wow, co za esej... ale zgadzam sie co do przecinka ;) wspaniale anime.... zawsze przechodza mnie dreszcze gdy do niego wracam... plus nieodlaczna muzyka wspanialej Yoko Kanno...
Nie wszystkie moje komentarze są podobnie grafomańskie, ale skoro przeczytałaś do końca, to chyba nie jest aż tak źle? ;) Muzyka to temat na osobny esej; nie wiem, w jaki sposób, ale udaje się Yoko Kanno z powodzeniem łączyć (choć oczywiście nie w jednym utworze) tak odległe gatunki muzyczne jak kameralna muzyka klasyczna, folk, hard rock, flamenco czy ambient. Soundtracku słucha się po prostu z czystą przyjemnością :)
Grafomaństwa się nie dopatrzyłem, świetny tekst :). Co zabawne moja przygoda z Wolfem wyglądała bardzo podobnie... Cudowna seria, między innymi z takich powodów TV-szmelcu nie oglądam (odechciewa się). Jeszcze raz gratuluję pióra i dobrego gustu ;) Tak się tylko zastanawiam… gdzie tu sprawiedliwość? Japońce mają Wolfa a my co najwyżej ,,Władcą Móch’’ możemy się ,,pochwalić’’ :(.
PS.) Mogli by ni z tego ni z owego pociągnąć nową historię, w nowym świecie… ze starymi bohaterami…
PSS.) Muzyka… dość powiedzieć że ,,od lat’’ mi się nie nudzi, parę kawałków jest po prostu pięknych.
Tekst jest za długi przede wszystkim :/ Nie bez powodu obecnie nawet recenzje w pismach o tematyce filmowej są coraz krótsze, w takich "zwariowanych" czasach żyjemy, mnie samej zdarza się omijać w czytanych tekstach całe akapity nie z powodu braku zainteresowania, tylko z powodu braku czasu właśnie :/ Trudno jednak napisać o ponad 20. odcinkowej serii (plus OVA) w kilku zdaniach, szczególnie gdy fabuła animacji jest tak skomplikowana, a forma przekazu też pewnego komentarza wymaga. Co do rodzimej animacji to faktycznie Polska w porównaniu z Japonią wypada bardziej niż blado, ale też Japończycy to światowi potentaci w tej dziedzinie i chyba żaden inny kraj nie produkuje filmów i seriali animowanych takiej jakości i w takiej (zawrotnej^^) ilości, a co najważniejsze z uwzględnieniem dojrzałych widzów (niestety u nas wciąż pokutują opinie, że filmy rysunkowe są przeznaczone wyłącznie dla dzieci). Możemy się co najwyżej pochwalić "Katedrą" Tomka Bagińskiego, czy udziałem w produkcji oscarowego "Piotrusia i Wilka", ale to bardzo niewiele nawet jak na europejskie warunki. Już nie wspomnę o tym, że chciałabym się kiedyś doczekać "kontrowersji" na miarę "Wolf's Rain" a nie "Władców Móch"...
Nowa historia ze starymi bohaterami? Oby nie! ;) Szczerze mówiąc cieszę się, gdy autorzy wiedzą kiedy zakończyć serię i nie próbują jej potem "reanimować" na siłę, gdy widać już wyraźnie, że dobre pomysły się skończyły. Choć przyznam, że w przypadku "Wolf's Rain" pomysł na OVA podobał mi się średnio, poziom frustracji był w końcówce wręcz nie do wytrzymania; bardziej przypadło mi do gustu otwarte zakończenie.
Gomene za tak późną odpowiedź i dzięki za zainteresowanie :)