Jak dla mnie poziom utrzymany. Oczywista (może aż nazbyt) salwa śmiechu przy scenie adopcji kota. Cam ze swoim "receiving end of affection, 24 hours a day" mistrzowski. I nawet Stonestreet nie przesadzał tak bardzo w byciu egzaltowanym gejem.
Moja ulubiona Julie Bowen była super według mnie. "She's going to be fat" wypowiedziane z całą feerią emocji. Może trochę przesadziła, ale ona ma u mnie zawsze plusa.
Poza tym; może wątki nie były szczególnie porywające, ale zdecydowanie miły w odbiorze. I ekstra była przejście czasowe w ostatniej scenie. Czysty "Hollywood" - take it or leave it.
W ogóle, strasznie lubię w "Modern Family" sceny z całą rodziną. Dla mnie to kwintesencja tego serialu. Praca kamery, przejścia, często kulminacyjny moment humorystyczny lub prawda życiowa (na szczęście tylko czasem uderzająca w kicz).
Słowem, Współczesna Rodzino - miło Cię znów widzieć :-).
Nie wiem czemu, ale pierwszy odcinek czwartego sezonu jakoś za bardzo mi ,,nie podszedł''. Napisałeś, że ,,może wątki nie były szczególnie porywające", też tak sądzę, a poza tym te przejście czasowe nie podobało mi się (trochę nie w stylu MF). Mam nadzieję, że się rozkręcą na dobre w kolejnych odcinkach :).
Miejmy nadzieję :-). Nie wiem, może się mi gusta ostatnio obniżyły, ale wszystkie seriale komediowe ogląda mi się z przyjemnością.
Co do przejścia czasowego. W sumie rozumiem, że takie zabiegi mogą się nie podobać w serialu "kręconym z ręki". Traci trochę aurę autentyczności.
Zobaczyłem drugi i trzeci odcinek i dla mnie były genialne:), bardziej swobodne, śmieszniejsze.