W poprzednich czterech sezonach nie było tylu przypadkowych zbiegów okoliczności i nieprawdopodobnych sytuacji co tutaj w czterech odcinkach. Przez co tamten serial wydawał się oparty na faktach, a tutaj mam wrażenie że to jakaś baśń z tysiąca i jednej nocy.
Przykłady to znalezienie dziewczyny z obrazu. To że dziewczyna poznała tego rekruta janczarów a potem on trafia przed oblicze sułtana i to akurat jak rozmawia z nastią. Dziewczyna jak tylko trafia do haremu to odnajduję tajemne przejście. Dziwnym trafem jako jedyna zauważa jak książę ucieka z pałacu. Widzi jak mordują głównego medyka i zamiast siedzieć cicho w ukryciu to trzaska drzwiami, a potem staje tyłem do mordercy i czeka na niego. Potem cudem wydostaje się z worka pod wodą i zostaje wyratowana. Zamiast donieść o tym sułtanowi że chciano ją zabić to nie wiadomo czemu postanawia ukryć ten fakt i nie boi się tego że ten aga znowu może chcieć ją zabić...
Heh, twórcy się trochę zagalopowali w głupocie.