Person of Interest to w mojej ramówce serial, który oglądam tego samego dnia, albo
następnego po premierze obok dwóch innych produkcji, które trwają już od jesieni
zeszłego roku.
Od samego początku podoba mi się formuła serialu, pomimo tego, że jest to
procedural, w dodatku typowo policyjny, czego na CBS jest wiele, to i tak jest jedynym,
który mógł mnie zaciekawić i przykuć przed ekran monitora.
Po pierwsze, aktorzy. Właściwie to aktor, którym jest Michael Emerson. Wszystko co
można było się dowiedzieć o serialu przed jego premierą czytałem i oglądałem
głównie z myślą o Benie z Lost. Jednak jak się okazało obok hamburgera z wątpliwej
jakości mięsem dorzucili w zestawie półlitrową, schłodzoną colę.
Pan Reese przypadł mi do gustu tak szybko, że nie zdążyłem mrugnąć, oglądając
pierwszy odcinek Person of Interest. Jego typowo "bondowski" styl okazał się główną
zaletą, a nie wadą, jak to niektórzy odnotowywali. Jako, że w moim profilu możecie
zobaczyć mój stosunek do najnowszych części Bonda, macie odpowiedź, dlaczego
lubię Reesa.
Serial staje się z odcinka na odcinek coraz lepszy. Już mi nawet nie przeszkadza fakt,
że rzucają nam tylko jeden odcinek z główną fabułą na kolejne trzy jednowątkowce, bo
nawet te ostatnie są świetnie zrealizowane. Relacje między postaciami są świetne,
zwłaszcza żarty na linii Finch-Reese i manipulowanie detektywami.
Jeżeli w takiej formie serial zajedzie na stację końcową to ma szanse stać się moim
ulubionym, tuż obok Lost, Heroes i innych.
I mam nadzieję, że Nolan wydyma nas tak samo, jak to robi jego starszy brat.
Serial rzeczywiście wciąga i staje się coraz lepszy z odcinka na odcinek. Świetna fabuła i zapadający w pamięć bohaterowie. Na pewno Person of Interest ma duży potencjał. Posiada także wady, tj. błędy logiczne, niekiedy sztuczna gra aktorów. Jeśli jednak przymknie się na to oczy, to można się świetnie bawić. Ja tak zrobiłem, bo po co mam zwracać uwagę na nieścisłości logiczne, skoro oczekuje wartkiej akcji i rozrywki.