Chciałbym nie popadać w banał i generalizację, ale niestety zaczynam odnosić wrażenie, że klasyczny Żulczyk to scenariusz podziurawiony jak ser szwajcarski. Mówię o serialach, wszak może w książkach tego nie ma. Ale w tym serialu - mój boże, to już nawet trudno nazwać skrótami myślowi. Pierwszy przykład z brzegu - młody cygan wrabia w morderstwo starego Głowackiego - po co? dlaczego? Następnie dziennikarka jedzie do cyganów, siada z nimi w chałupie z ludźmi, których nie zna, oni nie znają jej i wszystko jej opowiadają tak po prostu, przyznając się do tego, jak naprawdę było, ale dziennikarka śledcza nie wpada na to, żeby zapytać dlaczego wrabiali starego Głowackiego? Widz to jeszcze może jakoś domniemywać, ale z punktu widzenia tych postaci to jest jakiś absurd. Komisarz - też świetne rozpisana postać. On chyba sam nie wiem po co jest jest w tym serialu. Trzyma ze starym układem, tylko po to, żeby na koniec trzymać z Głowackim. I nikt gościa z niczego nie rozlicza. Z jednej strony wsadza Głowackiego do więzienia na podstawie - o Chryste nie mogę, na podstawie zeznania cygana, a z drugiej na koniec przyznaje, że NIE powstrzymywał Głowackiego przed tym robił, choć doskonale wiedział co robi. Kupy się to nie trzyma. Aaaa no i stary Bernat. Dlaczego go porwali i zabili? Bo jak dlatego, że o wszystkim wiedział, to czemu nie zabili księdza?