Obejrzałam. Od 3 odcinka w tempie x1,25 a cały czwarty już x1,5. Zapowiadało się ciekawie-coś pomiędzy skandynawsko-niemieckimi serialami kryminalnymi a Miasteczkiem Twin Peaks [Panie Lynch, mam nadzieję, że właśnie inkarnuje Pan w jakąś ciekawą istotę (akurat dzisiaj Pan umarł)]. Zresztą… nawet linia melodyczna trochę przywołuje na myśl Lyncha. No, ale prawdziwym rozpraszaczem jest wygląd Mikołaja, którego jak już raz zobaczymy na ekranie, w naszej głowie tlą się melodie typu „Come as you are” czy jakieś inne smells like teen spirit…toż to Kurt Cobain zmartwychwstały! I już nie można się skupić. Serial ogląda się boleśnie.