Cześć!
O co dokładnie chodzi w tym odcinku? Nie chodzi o sprawę, tylko dlaczego Scully nie
chciała nic powiedzieć Mulderowi? Dziwny taki był dla mnie :P
O ile sobie przypominam, Scully jest wtedy na urlopie. Więc teoretycznie wcale nie musi angażować się w tą sprawę. W Archiwum były już odcinki, kiedy Scully próbowała udowodnić (Mulderowi, ale także sobie) , że dla niej życie nie kończy się na Archiwum (przychodzą mi na myśl między innymi "Never Again" i "Unnatural"). Gdyby była bardziej wylewna w "Chinga" przyznała by się tym samym, że Archiwum jest dla niej tak ważne jak i dla niego (akurat w tym odcinku widać dokładnie, że życie Muldera poza Archiwum nie istnieje) a tym samym w pewien sposób przyznałaby mu rację, a tego jak wszyscy wiedzą nie lubi robić ;)
No w sumie racja, ale jednak przecież Mulder wie o tym, że Archiwum jest ważne dla Scully i na odwrót więc nie wiem
Owszem, ważne, ale nie najważniejsze. Dla Muldera jest to praktycznie sens życia, porwanie siostry, spiski, syndykaty - to spędza mu sen z powiek, to go ukształtowało, to sprowadziło go do FBI i tylko przy tym się realizuje. Scully jest w innej sytuacji, ona została tam przydzielona, i owszem - jest to dla niej ważne, ale przez pierwsze kilka sezonów usilnie próbuje trzymać się myśli, że oprócz pracy (bardzo specyficznej zresztą) jest w stanie prowadzić normalne życie - chodzić na randki, cieszyć się urlopem, spędzić Święta z rodziną. To jest zdrowe podejście, z tym, że w jej przypadku skrajnie trudne, bo po tym co przeszła i po tym co widziała nie można tak po prostu pojechać sobie na urlop. O czym zresztą sama wielokrotnie się przekonuje.