Dawny X-files to był serial przecierający ścieżki w świecie produkcji telewizyjnych. Na swój sposób prekursorski, zarówno realizacyjnie, technicznie, jak i fabularnie.

To co tutaj dostaliśmy jest nie tylko jakby płytkie, ale także niezbyt dobrze zmontowane, wyreżyserowane i zagrane. Chaotyczne, niespójne, momentami pół-amatorskie, niestety. Bez tej dawnej harmonii narracyjnej i bez tego wdzięku. Czar prysł, po prostu.

Skoro zdecydowano się na tylko 6 odcinków, to powinny one być dopieszczone i spełniające najwyższe standardy współczesnej produkcji serialowej. Tymczasem scenariusz jest wręcz słaby, zaś realizacyjnie nie wygląda to na rzecz wysokobudżetową. Ani praca kamery nie zachwyca, ani sposób prowadzenia aktorów.
Anderson jest dojrzałą aktorką, w ciągu tych 15 lat wyraźnie się rozwinęła, a próbkę swoich umiejętności pokazuje choćby w znakomitym The Fall, ale już David Duchovny wypada blado, nieprzekonująco. Sprawia wrażenie człowieka zmęczonego. Nie wypominam mu wieku, bo u niektórych aktorów nawet po sześćdziesiątce widać ten błysk... U Dochovnego jakoś zanikł...

Fabularnie brakuje głębi. Postacie są rysowane grubą kreską. Zabrakło utalentowanych scenarzystów, nie ma błyskotliwości, spójności, umiejętności budowania napięcia i dramaturgii. Historyjki są nijakie, nawet ta finałowa, z epidemią. Wszystko takie powierzchowne, niedopracowane, skrótowe, uproszczone.
W roku 2016, w dobie wielu naprawdę dobrych seriali, można było spodziewać się czegoś więcej.