Jestem fanem starych serii X-Files i generalnie powrót serii uważam za udany. Muzyka, czołówka, powrót starych postaci. Niemniej sporym zaskoczeniem na minus jest dla mnie gra Duchovnego. Anderson jako Scully wypada należycie, wiadomo, że postać swoje przeszła i to widać. Natomiast Duchovny nie ma już tej charyzmy, u Muldera nie widać tego zapału w dążeniu do celu. Kiedyś przy każdym śledztwie widać było autentyczną pasję, wypadało to bardzo przekonująco, a dziś? Duchovny wydaje się wypalony i znużony rolą.
Mi się to udanie wpisuje w historię postaci, która ganiała za spiskami przez lata i nic nie złapała, rozgoryczonej i zrezygnowanej. Nawet w drugim odcinku byłem lekko zawiedziony, że te zmęczenie z odcinka pierwszego gdzieś znikło :/ A był fajny potencjał na odwrócenie ról, Mulder mógł stać się sceptykiem w epoce powszechnie spopularyzowanych setek spiskowych teorii a Scully "uwierzyć" po wszystkim co przeszła.
Oczywiście można to zrzucać na karb jego przejść na przestrzeni lat pracy w X-Files, niemniej... to nie chodzi o psychikę granej przez Duchovnego postaci, a po prostu o słabą grę aktora. Scully też się zmieniła, ale ona wypada PRZEKONUJĄCO. Mam wielką nadzieję, że to wszystko się jeszcze rozkręci bo jestem wielkim fanem tego serialu od lat, a fan jak wiemy - nie myśli obiektywnie, a sercem :)