Z oryginalnej serii "Z archiwum X" niewiele pamiętam, bo oglądałem tylko nieliczne odcinki, ale wydaje mi się, że epizody emitowane w latach dziewięćdziesiątych w telewizji stały na dużo wyższym poziomie niż te z najnowszego sezonu. Każdy z nich wydaje się być zrobiony na chybcika, aktorzy w wielu momentach sprawiają wrażenie, jakby przymuszano ich do grania, a same historie, nie dość, że są niespecjalnie różnorodne, to w dodatku dość infantylne i bez polotu.
Odcinek o olbrzymie ożywianym siłą woli chyba przez pomyłkę znalazł się w tej serii... W historii o jaszczuro-człowieku próbowałem docenić aspekt humorystyczny, ale tego niewyszukanego komizmu było po prostu za dużo, przez co bardziej przypominało to komedie z Leslie Nielsenem, niż produkcję (nawet z przymrużeniem oka) o agentach badających niewyjaśnione zjawiska. Drugiego odcinka chyba nie zrozumiałem; gdy myślałem, że coś zacznie się w końcu dziać, to on się po prostu skończył. Najbardziej podobał mi się epizod o arabskich terrorystach, a szczególnie występ naćpanego Muldera. Pierwszy i ostatni odcinek poruszające aktualne zagadnienia i wcale nie takie złe, zamykają sezon niby klamrą, ale czy nie za szybko, już po sześciu odcinkach?
Mam nadzieję, że było to tylko badanie gruntu przez twórców, którzy po zapoznaniu się z opiniami ludzi na temat ich najnowszego dzieła, dopiero na poważnie podejdą do produkcji kolejnego, jedenastego sezonu. Bo jak na razie ich głównym celem było, widać, zarobienie pieniędzy niewielkim wysiłkiem.