Pierwszy odcinek 10 sezonu był w miarę fajny. Trochę przesadzony, trochę za dużo jak na jeden raz, ale dał radę. Drugi odcinek? Super - w końcu stare Archiwum, prawdziwa tajemnica, trochę przerażający, niedopowiedziany, taki jakiego oczekiwałby fan serii. Trzeci? Śmiszny taki... zdarzały się również w starej serii, chociaż miałem wrażenie że trochę przesadzona ta parodia.
Potem czwarty - ten wydał mi się już nieco dziwny. Miałem wrażenie, że scenarzysta jakoś nie dał rady dopisać do końca scenariusza, a reżyser zwolnił się wcześniej z roboty - ni w tę, ni w tamtą, miałki i bez głębszej myśli.
Niestety to, co zaserwowano nam w odcinku piątym - najpierw wprowadzając Barbie i Kena w postaci "Millera" i "Einstein", jakieś wymuskane i wyślicznione parodie Muldera i Scully, do tego kompletny kretynizm scenariusza, który aż szkoda mi komentować, po to żeby zakończyć kilkoma ładnymi scenkami z obojgiem oryginalnych agentów skaczących po łączce trzymając się za rączki...
No i niestety nadszedł odcinek szósty, zdobywający Mount Everest absurdu, w którym ze wspaniałego Archiwum X, na którego powrót wszyscy czekali, zrobili marny film katastroficzny, dziurawy fabularnie, wypełniony pseudonauką, ze wspomnianymi wcześniej Barbie i Kenem wtłaczanymi na siłę i próbującymi trzymać w kupie rozlatujący się, marny scenariusz...

Proszę, niech producent utnie tę abominację i zapomnijmy o tym jak najszybciej. Niech Z Archiwum X pozostanie w naszej pamięci tym, czym było kiedyś.