Wrażenia na goraco:
- Odcinek otwiera scena przepędzania KOD spod Sejmu
- Podaj dłoń, to wezmą całą rękę, no!
- "Jestem agentka specjalna Dana Scully, a to jest agent Mulder" - "Hej! Widziałem was w X-Cops!"
- Kto ma w komórce numer do rodzeństwa zapisany pod imieniem i nazwiskiem zamiast zwyczajowego "Knypek", "Wrzód na dupie" albo po prostu "Braciak"..?
- Smętu, smętu, Dana w szpitalu... na kiego grzyba te motywy z Six Feet Under w X Files? :/
- Przeskakujemy do dwóch mudżinów kradnących plakat... SUB ZERO WINS! FATALITY!
- Czy tylko mi ten cały Trashman przywodzi na myśl Candymana..?
- Doooowntooown, trala-la-la...
- "Back in the day... is now!" - YAAAAAAAAYYYYYYYY..! [czołówka CSI]
- Snopy światła z latarek układające się w X - mniam
- Czy to, co na nich wyskakuje w korytarzu to... Flukeman?? Fajne puszczenie oczka do fanów, ale... co on tu do cholery robi?? :D
- Hehe, smiley face... Chcesz poskromić seryjnego morderce? Przefasonuj mu buźkę niczym Jokerowi :)
- Zawsze, gdy widzę w filmie scenę z urną, mam nadzieję, że skończy się jak w Big Lebowski :D
No a tak ogólnie, to... Spoko odcinek, tylko 1/3 zajmują smuty z matką Scully, dzieckiem Dany i Muldera, smęty w szpitalu... To jak z marihuaniną - "komu to potrzebne"?
Niewiele zabawnych rzeczy do wypisania, bo i odcinek z gruntu niezbyt humorystyczny, ale cóż, takie najczęściej Archiwum bywało. Nie mam nic przeciwko poważniejszym opowieściom, ale te rodzinne zawijasy mogli sobie darować. Jeszcze gdyby to zrobili jakoś w stylu "Beyond The Sea", to byłoby może znośniej, a tak, to... Ogółem odcinek 6/10. Ani nie skupili się na Scully ani nie skupili się na tym Trashmanie, koniec końców taka parówka z dżemem im wyszła: osobno te składniki są całkiem spoko, ale w tandemie niezbyt się sprawdzają.
No i gdyby była taka możliwość, to strzeliłbym Carterowi gonga za te wodzenie za nos z tytułem. Miał być ciąg dalszy "Home", do cholery! xD
Candyman! - dokładnie to samo mi się nasunęło, to chyba przez te muchy ;)
Myślę, że te odcinki są dlatego tak nierówne, bo kręcąc je sami nie wiedzieli czy będzie ich jedynie 6 czy jednak więcej. Dlatego też sporo ekwilibrystyki wymagało zbudowanie szkieletu na tyle mocnego, by mógł udźwignąć ewentualne następne odcinki ale też na tyle sensownego, by w miarę normalnie zakończyć na sześciu, gdyby jednak nie doszło do dalszego zakontraktowania. Wybaczam im zatem te fabularne bąble i wybrzuszenia, bo ogólnie odbieram to wznowienie bardzo na plus - jak na razie dostaję dokładnie to, czego oczekiwałem :)
no ja takie odcinki mógłbym oglądać przez cały sezon, nie wiem tylko po kiego wsadzili wątek matki Scully, a candyman to bardziej ten z plastrem na nosie. Scena z zabijaniem urzędniczki w domu do wesołej muzyczki skojarzyła mi się ze starym Homem kiedy rodzinka mutantów "rozprawia" się z szeryfem, tam też w tle leci jakis rzewny kawałek z lat 60tych
Wesoła muzyczka leci przez cały czas w filmie "Ostatni dom po lewej" z 1972 roku :P nawet podczas najbrutalniejszych scen.
Mi ta muzyka skojarzyła się tylko i wyłącznie z serialem Lost.. Bo ten sam utwór leciał jak pierwszy raz pokazali Innych jak sobie żyją w domkach i wiodą sielankowe życie, a tu nagle boom samolot z naszymi bohaterami właśnie spada.
Wątek matki Scully był po to, by wprowadzić wątek Williama:) (swoją drogą połowa rodziny Scully i Muldera ma tak na imię, ba, nawet Palacz - w końcu też rodzina - to prywatnie William;)). Mnie nawet nie zdziwiło to, że Scully ma brata zapisanego w komórce pod imieniem i nazwiskiem (znam trochę osób, które tak mają wpisane np. żony czy rodzeństwo), co to, że drży za każdym razem, jak widzi na wyświetlaczu "William". No to by było już naprawdę paranormalne gdyby ich utracony, a zatem raczej niezapisany w komórce syn dzwonił po 15 latach i wyświetlał się ot po prostu jako William. Scully, ogarnij się! ;) A generalnie odcinek całkiem dobry, z bardzo dobrą Gillian i ciekawym aptecznym "monster of the week".
Po drugim przyjeździe śmieciarki z panem potworem pomyślałem sobie: "Jaki magiczny książę, taka jego magiczna karoca". :)
Trochę mnie ten odcinek ani ziębi, ani grzeje. Pomysł był niezły, ale IMO strasznie go sknocili. Po pierwsze ani razu twórcy nie dali panu potworowi spotkać się z agentami, choćby nawet żeby spojrzenie wymienili (w "Arcadii" potworek przeorał im chociaż chałupkę);
po drugie te wszystkie zgony były jakieś zbyt nagłe - ofiary nie miały nawet zbyt wiele czasu by się przerazić i nieco się podrzeć do kamery (choć ostatecznie podarli się dość imponująco), a przez to wyszło z tego takie mało emocjonujące odhaczanie kolejnych ludków;
I po trzecie - mam wrażenie że kompozytor przy tym sezonie nawet się nie stara. Mark Snow potrafił w poprzednich sezonach muzyką nadać klimat kolejnym scenom, nawet jeżeli nic ciekawego się w nich nie działo. Natomiast w tym sezonie jego muzyki nawet nie zauważam. Niby coś ilustracyjnego tam w tle leci, ale to jednak trochę za mało.
Za to wielki plus dla Duchovnego i Anderson! W pierwszym odcinku wypadli tragicznie, jak statyści recytujący do kamery. W drugim Duchovny tchnął nieco życia w Muldera. Trzeci w końcu pokazał że ta para potrafi grać i jest między nimi chemia, zaś czwarty udowodnił że nie był to jednorazowy przypadek. Takich ich mógłbym oglądać kilka kolejnych sezonów!
Byle tylko wprowadzili im również Doggetta - stanowił fajny kontrast dla przyjmującego każdą brednię na słowo Muldera.
Dla mnie największym minusem było wciśnięcie matki Scully. Mogli te 10 minut przeznaczyć na Candymana.
Fajnie to podsumowałeś :) no właśnie szkoda, że nie zrobili kontynuacji "Home" - jeden z moich ulubionych odcinków. Jakby co to na stronie pifko.org jest moja rozkmina :) która się w sumie pokrywa z Twoją ;)
Oj kiepsko na razie wygląda ten nowy sezon.Rozumiem że poprzedni odcinek był w formie żartu, ale 4 też? Ten cały stwór bardziej bawił jak straszył.Gra Duchovnego podczas żałoby Scully, też wyglądała na jakąś formę kpiny. Może gdybym oglądał ten odcinek w latach 90 jako szczeniak, to uznał bym go za w miarę dobry.Zostały im tylko 2 odcinki, a cały wątek główny nadal stoi w miejscu.
Chodzi Ci o wątek tzw. mitologiczny? W kolejnym odcinku też będzie nieobecny, sądząc po trailerach, wróci dopiero w ostatnim, My struggle II. Jak dla mnie im mniej tego wątku, tym lepiej; co tu jeszcze można sensownego wymyślić po 9 sezonach? (sądząc po tym spoilerze puszczonym podczas Super Bowl to naprawdę niewiele). Jakoś nie wierzę też, że odnajdą Williama (choć chciałabym się mylić, bo strasznie rozdmuchali ten wątek). No ewentualnie można popatrzeć chwilę z sentymentem na zmartwychwstałegoktóryżtojużraz Palacza.
Mam na myśli po:
1. Dlaczego Scully oddała dziecko do adopcji, przecież ten cały syndykat by je znalazł bez problemu?
2. Co się stało z tym politykiem i jego informatorką?
3. Co się dzieje z Palaczem i co planuje?
4. Dlaczego nie ma Skinnera?
5. Dlaczego przy zaledwie 6 odcinkach, nie zrobiono jednej spójnej historii, zamiast kilku niezwiązanych ze sobą?
Wiesz, w tym serialu "the truth is out there";) Skinner wcześniej też nie występował w każdym odcinku, na pewno się odnajdzie:) Palacz pewnie także, w ostatnim epizodzie. Co do dziecka Scully nigdy tego wątku nie rozumiałam, tak bardzo się o nie starała, tak je kochała - i je oddała. Niby w największej tajemnicy, ale masz rację: nie takie tajemnice rozwiązywał stary i nowy Syndykat. Od początku z tym dzieckiem było dziwnie, bo przecież mogli je zabrać po porodzie, a tego nie zrobili. Trochę nie mieli pomysłu na tego bidnego Williama. A nie zrobili jednej historii pewnie dlatego, że Archiwum X to zawsze była przeplatanka odcinków "z różnej parafii". Myślę, że chcieli zadowolić i tych, którzy czekają na monster of the week, i tych, którzy czekają na mitologię i tych, którzy są fanami epizodów komediowych. Ale jak widać wszystkich nie zadowolili :)
Mogę odpowiedzieć na pytanie nr. 5
Jest to od strony marketingowej oraz twórczej bardzo dobra zagrywka. Chris Carter mógł dostać kasę na minisezon tylko z dwiema wersjami wytycznych: albo "dajemy ci kasę na 6 odcinków i nigdy wiecej nie damy więcej, pożegnaj się z fanami" albo "dajemy ci kasę na 6 odcinków i jak będzie popyt, to damy kasę na kolejne sezony". Że nie dano mu kasy z wariantem trzecim, czyli "proszę, oto kasa na 6 odcinków, ale w planach mamy kolejne 10 sezonów" możemy się domyślać po tym, w jakim tonie twórcy i aktorzy wypowiadali się w wywiadach o tej reaktywacji.
Załóżmy, że jest to wariant pierwszy, czyli pożegnanie. Przez te wcześniejsze 9 sezonów X Files opierało się na odcinkach w trzech typach: poważne standalone'y, komediowe standalone'y oraz odcinki połączone fabułą o UFO, spisku i siostrze Muldera - zwane dziś "mitologicznymi". Wszystkie trzy typy miały swoich fanów. Logiczne, że mając okazję się z nami pożegnać, nakręcono "po trochu wszystkiego", tak, aby każdy fan znalazł w tej miniserii coś, co go ucieszy.
Jeśli zaś jest to test-run przed kolejnym sezonem, to zasada pozostaje w sumie taka sama. Jeśli lubiłeś odcinki "na poważnie", to zagłosujesz za powstaniem kolejnego sezonu żeby zobaczyć ich więcej. Jeśli lubiłeś - jak na przykład ja - odcinki komediowe, to tak samo, zobaczywszy, że dalej potrafią je robić z jajem, zagłosujesz za powstaniem kolejnego sezonu po to, by zobaczyć ich więcej.
Gdyby zrobiono 6 odcinków na modłę dzisiejszych seriali, czyli z jednym wątkiem ciągnącym się przez te 5 godzin - to osobiście byłbym bardzo zawiedziony, bo Archiwum takie nigdy nie było. Można debatować, czy więcej w nim było odcinków na poważnie czy z humorem, ale niezaprzeczalnie nigdy nie było tak, że jeden sezon tyczył tylko jednego tematu. Zgodnie z życzeniami fanów - przeniesiono to do tego minisezonu. I bardzo dobrze ;)
Chciałbyś ciąg dalszy losów kazirodczej rodzinki? :D. W sumie odcinek zakończył się ucieczką części z nich więc czemu nie? :D
Łoczywiście! :D Słyszałem, że jest wersja komiksowa, będę musiał poszukać :)
Mogliby zjeść dziecko Muldera i Scully i by się skończył ten głupi wątek :P
To nie był Flukeman, a jedna z rzeźb tego typa z dziarami ożywiona przez murzyna.
Ale sama scena chyba faktycznie nawiązuje do odcinka z Fluciem
Racja. W sumie domyśliłem się tego minutę później, ale te reakcjorecenzje piszę autentycznie "na gorąco", w sensie: widzę coś --> pauzuję --> zapisuję. A pierwsze wrażenie było właśnie takie :D
Odcinek mroczny o niezwykle silnym ładunku emocjonalnym. Sam pomysł Trashmana bardzo ciekawy, bo dotyka wątku bezdomnych, tego jak ci ludzie są postrzegani i traktowani. Jest to typowe dla Archiwum, że twórcy poruszają bardzo aktualny i ważny temat przedstawiając go za pomocą niewytłumaczalnych zdarzeń.
Wątek matki Scully naładowany emocjami. Gillian jak zwykle świetnie się spisała. Mulder nie zostawił partnerki samej i to na plus dla niego. Moim zarzutem jest to, że oto twórcy uśmiercają kolejną z nielicznych już postaci, które były z nami od początku serialu. Scully i jej matka miały zawsze ciekawe relacje i lubiłem oglądać je razem na ekranie, a tu nawet nie udało im się wymienić spojrzeniami. Biedna Scully.
W recenzji odcinka Afterbuzz tv, do której link poniżej, pojawił się Glen Morgan, czyli scenarzysta i reżyser tego odcinka. Glen powiedział, że gdyby miał więcej odcinków, to jeden zrobiłby tylko o Trashmanie, a drugi o śmierci matki Scully. Tłumaczy też dlaczego odcinek otrzymał tytuł "Home Again".
https://www.youtube.com/watch?v=Ome0qXB-4rI
Podobał mi się ten odcinek za emocje (umierająca Margaret i sutki Scully i dekolt o jeden guzik za daleko - przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać, strasznie to było rozpraszające w tej smutnej scenie), za poruszone tematy, za mroczne ujęcia, za przecinanie się świateł latarek w kształcie litery X, za akcenty humorystyczne (Mulder już po schodach nie może, a Scully kiedyś w szpilkach biegała) i jest to kolejny epizod, który oglądałem z przyjemnością. Minus natomiast za to, że znów mamy w jednym odcinku materiał na co najmniej 2 odcinki. Moja ocena 8/10.