Ciężko mi pisać na temat Saula bo jestem świeżo po ponownym obejrzeniem tego arcydzieła - finału, który idealnie zwieńczył uniwersum Vince'a Gilligana. Jimmy, który stawiał pierwsze kroki jako Saul manipulował starszymi paniami ostatecznie zostaje schwytany dzięki kolejnej, odrobinę naiwnej staruszce. Granica między ciemną a jasną stroną bohatera zaczyna się wyraźnie zarysowywać. Kim, która już nie kocha Saula, dalej żywi uczucie do Jimmiego ponieważ w końcu nasz poczciwy oszust postanawia ponieść konsekwencje za swoje czyny. 86 lat odsiadki to pewne dożywocie, Jimmy i Kim mogą być razem już tylko w trakcie widzeń. To nietypowe lovestory wzrusza wielokrotnie mocniej niż klasyczny happy ending. Powrót postaci z przeszłości - Walta, Pinkmana, Marie, Chucka itd dodaje smaku wieńcząc historie zarówno z BCS jak i z BB. Poza mistrzowskim pisarstwem, aktorstwem i operatorką znaczącą rolę odgrywa muzyka Dave'a Portera - buduje nastrój, budzi niepokój i koi w scenach spokoju. Ten kompozytor jeszcze nieraz nas zaskoczy. Co tu dużo gadać, pozostaje pustka i tęsknota za ulubionymi bohaterami. Świat stworzony przez Gilligana dobiegł końca. To była piękna i emocjonująca podróż, za którą twórcom będę dozgonnie wdzięczny.