Na przestrzeni sezonów następuje ewolucja serialu z takiego, w którym akcja goni wyobraźnię, do tego w którym wyobraźnia za akcją nie nadąża. Wszystko po to by znaleźć na końcu ukojenie, którego widz po bardzo intensywnym 5 i 6 sezonie potrzebował.
Do tej pory mam trudności z określeniem czy Jimmy był złą osobą. Mam wrażenie, że w przypadku Waltera White'a jest to dużo prostsze- przechodził z 'bieli' do 'czerni', oczywiście nie było to przejście liniowe, ale po skończeniu serialu miałem mniej więcej nacechowaną opinię na jego temat. Jimmy natomiast zawsze pozostawał 'szary', chciał jednocześnie być przyjacielem kartelu, oraz prowadzić legalny biznes, mając kochającą żonę u boku(nie chcę wchodzić w spekulację w to czy i jak bardzo Kim ciągnęła go w 'czerń').
Jestem bardzo zadowolony z faktu, że otrzymaliśmy tak bardzo rozbudowany wątek miłosny. W głębi duszy cały czas mam ślepą nadzieję, że po kilku latach wyjdzie z więzienia za dobre sprawowanie i wrócą z Kim do siebie.
Wielkie serce ślę w stronę Gilligana i Goulda. Jeszcze minie trochę czasu zanim dojdę do siebie. Nie mogę się doczekać aż obejrzę to po raz kolejny.