Obejrzałem Breaking Bad stosunkowo niedawno. Saula skończyłem przed chwilą. Myśl z tytułu pojawiła mi się już po obejrzeniu Breaking Bad. Nasiliła się pod skończeniu Saula.
Czy można zrobić 11 sezonów serialu, w którym praktycznie każdy odcinek trzyma w napięciu i chce się go oglądać, bo jest naprawdę dobry, a nie tylko po to by zakończyć i wiedzieć co się stało? Gilligan i spółka odpowiada na to pytanie twierdząco i zabiera w niesamowitą podróż.
Każda postać ma swoje indywidualne cechy i jest bardzo dobrze „narysowana”. W każdego możesz się „wczuć”, w ich emocje, rozterki.
Aż chciałoby się oglądać kolejne prequele o innych postaciach, które pojawiły się w serialu.