Nie wiem co się stało, że w sezonie 6 wszystko się praktycznie popsuło.
Czy to przerwa spowodowana wirusem, czy co?
Serial, który szybko stał się opowieścią nie o Saulu, ale o o całej palecie bohaterów znanych z BB, spowodował, że stał się on bardziej ogólnym prequelem BB w którym wątki z założenia poboczne często wyprzedzały wątek główny czyli Saula. Zadziałało to obosiecznie - z jednej strony urozmaicało wątki, z drugiej zamknięcie tych wątków powodowało spadek zainteresowania tym własnie wątkiem głównym, poprzez co druga połowa sezonu 6 strasznie się dłużyła, a odcinki były naprawdę rozciągnięte do granic możliwości, nie wkładając w nie żadnej konkretnej treści.
Nigdy bym nie przypuszczał, że zrobią z tego serialu historię ciągłą tj. powiążą akcję bezpośrednio z Breaking Bad. Nie sprawdziło się to kompletnie poza fan serwisem. Tak naprawdę to o wiele korzystniej wypadłoby gdyby ten okres przed BB zakończyła właśnie scena na pustyni, bo to co powinniśmy wiedzieć o Saulu w BB, wiedzieliśmy w BB. Nic tam nie trzeba było dodawać i nic ujmować. Wypadło to bardzo, bardzo sztucznie i w zasadzie kompletnie nic nie wniosło do fabuły.
Druga sprawa to okres post-BB. Także za dużo i zbyt niepotrzebnie. Ironiczne jest to, że więc emocji i informacji o Saulu, twórcy byli w stanie przekazać w kilkuminutowych wstawkach na początkach sezonów niż w tym pełnych odcinkach. Chyba było za dużo czasu na rozmyślanie przez pandemię i w końcu przesadzili.
Generalnie każda śmierć bohaterów w tym sezonie nie była dostatecznie przemyślana, może poza śmiercią Howarda, która była naprawdę dobrym plot-twistem, a z tym była jedna zasadnicza wada - zachowanie Saula i Kim po tym doświadczeniu. Znając tych bohaterów od 5 lat, nie chce mi się wierzyć, że Kim przeszła do życia codziennego po czymś takim. Jakkolwiek wiadomo było, że otrząśnie się ona i odejdzie od Saula to w tym momencie ta bohaterka się posypała scenariuszowo. Ale wracając do śmierci bohaterów - Ignacio zginął kompletnie bez sensu, chociaż jego śmierć była jeszcze jako tako uzasadniona. Bohater bez wyjścia, który ginie w imię zapewnienia bezpieczeństwa swojemu ojcu. Tylko pytanie jest inne - czy taka śmierć nie mogła go już czekać kilka sezonów wcześniej? Oczywiście, że tak, dlatego nie ma w niej nic przełomowego.
Śmierć Lalo - serio? Kręcił Fringa na kamerce? Siedział w siedlisku wroga gdzie w każdej chwili mogli wpaść jego ludzie i kręcił home video?
Zakończenie - Saul w więzieniu - OK. Też uważam, że powinien tam zgnić za to wszystko co zrobił, ale to jak tam trafił i jego przemiana na końcu to jakieś nieporozumienie. Nie uwierzyłem w tą przemianę. Dlaczego? Z prostego powodu. Przez 6 lat scenarzyści mozolnie budowali postać Saula i jego przemiany, po to tylko, żeby w 2 minuty go odwrócić. Niestety słabiutko to wyszło, cała para w gwizdek. A szkoda....