w całym serialu mierzi mnie tylko debilna śmierc Charliego bo niby jak to inaczej wytlumaczyc? Desmond w swojej wizji ( ktore sie zawsze sprawdzaja) widzi jak po smierci Charliego, Claire wraz z dzieckiem opuszczaja wyspe helikopterem. Jak wiadomo nic takiego nie nastapilo, a nasz biedny narkomanek poswiecil swe zycie na marne bo przeciez rownie dobrze mogl zamknac wlaz od zew i przezyc. Dla mnie to najwieksza wada i debilizm serialu. Tworcy zapomnieli o tym co mialo miejsce w finale 3 sezonu i niechcacy pomineli watek Claire? jakies pomysly?
Akurat śmierć Charliego była jedną z najlepszych scen w serialu. To była moja ulubiona postać, więc niełatwo było się pogodzić z jego odejściem, ale cieszę się, że zostało temu poświęcone tyle czasu. Niemniej, faktem pozostaje, że jego śmierć poszła na marne - ani wizja się nie spełniła (czemu? bo twórcy począwszy od czwartego sezonu zaczęli kręcić zupełnie inny serial i porzucili połowę dotychczasowych wątków...), ani Hugo i Claire nie byli tak konsekwentni w nie ufaniu ekipie "ratunkowej". Claire po jednym odcinku nagle zapomniała, że jej ukochany nie żyje i znów łaziła sobie zadowolona. Desmond, który miał jej przekazać listę Charliego... wskoczył z nią do wody. Brawa. Sygnet pozostawiony przez Pace'a w kołysce pojawił się w jednym z późniejszych odcinków (zauważyła go Sun), ale też nic z tego nie wynikło.
Zatem, zgadzam się, to był koszmarny błąd twórców. A wystarczyło w wizji Desmonda zamienić helikopter na samolot. I by się spełniło, choć o wiele, wiele później.
szkoda, serial jeden z lepszych jakie mialem okazje ogladac ale zdecydowanie powinni go zakonczyc na 3 sezonie i epickiej scenie finalowej w ktorej dochodzi do rozmowy Jacka z Kate
chyba jaja sobie robisz ;p jakby tak zakończyli serial to by ludzie wykastrowali twórców za karę, że nie ma nic dalej ;p kończyć serial cliffhnagerem, dobre.
Co do Charliego to byłą najpiękniejsza śmierć, a przynajmniej jedna z piękniejszych i smutniejszych jakie widziałem. I obaj chyba nie wyczailiście właśnie tej puenty z dalszych wydarzeń. Desmond można było to wyczuć prawdopodobnie kłamał z helikopterem by być z Penny, potem zrozumiał to na łódce i chciał popłynać za niego. Charlie zostawił sygnet, chciał, by coś po nim zostało. To samo z jego wyznaniem na kartce. Chciał zostawić ślad po sobie, ale nie było mu to dane. I to było właśnie w tym najsmutniejsze. Nikt po śmierci nie będzie nas wielbił, większość zapomni i będzie żyła własnym życiem.Tak jest również w prawdziwym życiu i cała ta sprawa z kartką, którą przekazał Desmondowi, którą pewnie zgubił, bądź się zamoczyła w wodzie oraz sygnetem, którego Claire nie zauważyła (gdzieś jej nieopacznie spadł?) a potem znalazła go Sun, ale nie pokminiła, o co biega, bo nie żyła z Charliem w jakiś zawiłych stosunkach, miały to symbolizować. Cały serial jest pełen symboli, czym dalej w las, tym ich więcej.
moim zdaniem Desmond nie byl az taka gnida zeby klamac skoro wczesniej tyle razy ratował mu zycie. Tworcy wyraznie pogubili sie w tym serialu o czym swiadczy tendencja znizkowa nastepnych sezonow, oraz gwaltowne wprowadzenie watkow fantasy ktore pasowaly tu tak samo jak krolcizki playboya do papieża. Lost tak jak Prison Break oraz gro innych seriali padl ofiara chciwosci stacji ktora serial emitowala i tyle
Nie chce mi się wierzyć w wersję o "podstępie" Desa. Owszem, wpisywałoby się to w pewnym stopniu w rozwój tej postaci (początkowo tchórz i samolub, za czasem staje się zdolny do ogromnych poświęceń), ale przecież gdyby mu tak bardzo zależało na Penny, że poświęciłby Charliego, to zrobiłby to wcześniej, kiedy szukali spadochroniarki (Des myślał, że Charlie musi zginąć, żeby ją znaleźli i że została ona przysłana przez Penny). Tymczasem wtedy wymiękł, nie poświęcił Charliego i moim zdaniem to był ten moment przełomowy, a nie chwila, gdy już siedział na łodzi.
Poza tym, te słowa napisane na ręce - one powinny mieć o wiele większe znaczenie. Kiedy kończył się sezon chyba wszyscy myśleli, że teraz ta ekipa ujawni swoje prawdziwe zamiary i będzie stanowić zagrożenie dla rozbitków. Tymczasem nic takiego się nie stało. Bardzo kiepsko poprowadzono ten wątek i przez to śmierć Charliego stałą się bezsensowna.
Odpowiem obu naraz. Desmond nie był taką gnidą, ale jedyne o czym wtedy marzył to odnaleźć Penny. Pomyślcie, że już w sytuacji ze strzałą miał wątpliwości jak postąpić. Kiedy Naomi wylądowała na wyspie też liczył, że będzie to Penny i się zawiódł. Nie pamiętam wszystkiego idealnie, ale właśnie nie mogę sobie przypomnieć, by jakoś konkretnie mu się to objawiło. Zauważcie, że jemu się już pierdzieliły rzeczywistości, co było zapoczątkowane wybuchem stacji łabędź, co z kolei było pokazane w odcinku Flashes before your eyes. On się gubił i nie wiedział dokładnie co widzi, widział tylko strzępki informacji, czy też obrazów. Nie był pewny do końca żadnej ze swojej wizji, na początku nawet nie rozumiał do końca, że to co widzi to domniemana przyszłość (powiedział Hugo o słowach Jacka na pogrzebie) , nie ufał swojej głowie, nie wierzył do końca w to i miał wątpliwości. Sam mówił, że to co widzi jest bardzo nieposegregowane. Bardzo możliwe, że tak wierzył w odnalezienie Penny, że zmieszały mu się wizje, miał taki swój wewnętrzny konflikt, a jego wizje były szarpane, jak to wizje. Ja pamiętam, że ta ostatnia wizja z helikopterem była dziwna, nie był do niej tak przekonany jak do innych,. Mozliwe więc, że je po prostu pomylił je ze snem, swoimi pragnieniami o Penny, albo widział tylko Aarona wsiadającego do helikoptera i pokminił, że Claire się uratuje (rozważałem te dwie opcje). Nie twierdzę, że zrobił to specjalnie, ale uważam, iż sam nie wiedział w co ma wierzyć, po jego przejściach i powrocie do Penny w odc Flashes...itd nie wiedział już co jest rzeczywistością, a co nie, co się spełni, a co nie. Tak to widzę, bo pamiętam, że jak oglądałem to głęboko to analizowałem ( do końca ze szczegółami swojej analizy już nie pamiętam, bo to trudny serial jest ;p) , to pamiętam - efekt był taki, iż to się wszystko kupy trzymało i głęboko się zastanawiając i analizując (jego nadzwyczajną sytuację oraz konflikt moralny) można było domyślić się, czemu Des po tej wizji miał wątpliwości i czemu chciał wyręczyć Charliego. Dlatego jak to wszystko przeanalizowałem i nie znalazłem luki w tym całym wątku wizji Desmonda, to uznałem, ze to potwierdziłem (sam sobie ;p), że to był jeden z fajniejszych wątków w tym serialu, choć było takich wiele.
@Morczny_Mroku , jakie słowa napisane na ręce? Charlie nic na ręce nie pisał.
"Kiedy kończył się sezon chyba wszyscy myśleli, że teraz ta ekipa ujawni swoje prawdziwe zamiary i będzie stanowić zagrożenie dla rozbitków" - nawet mi przez myśl nie przyszło, że tak szybko swoje zamiary ta ekipa ujawni, na tej wyspie nic nie jest proste ;p tak jak w życiu nic ci się od razu na czysto nie wyjaśni ;]
"Tworcy wyraznie pogubili sie w tym serialu o czym swiadczy tendencja znizkowa nastepnych sezonow, oraz gwaltowne wprowadzenie watkow fantasy ktore pasowaly tu tak samo jak krolcizki playboya do papieża" - A ja uważam wręcz przeciwnie, że te wątki idealnie tu pasowały, bo ta wyspa była niezwykła. Czym była dokładniej można się dowiedzieć w 6 sezonie. To taka sama sytuacji jak z czarnym dymem, samym jego istniejem, co pojawiło się już pod koniec 1 sezonu. Uważasz, że jest to logicznie wytłumaczalne kategoriami naszego zwykłego życia ? Trzeba uruchomić wyobraźnię i uzbroić ją w metafizykę ;), bo na tym głównie ten serial się opiera.
"Lost tak jak Prison Break oraz gro innych seriali padl ofiara chciwosci stacji ktora serial emitowala i tyle" - Ja to tylko podsumuje tak. Zobacz ile sezonów miały Lost i Prison Break, a ile mają tak popularne House, Dexter, Supernatural, czy komediowe typu HIMYM, itd. Czy to nie jest właśnie chciwość telewizji ? Juz kiedyś o tym pisałem w innym wątku, nie chce mi się powtarzać ;) Obrywa się tym serialom tylko dlatego, że były najbardziej rozpoznawalne. Breaking Bad też miało 5 sezonów i sam twórca mówił, że wymyślali fabułę na gorąco. Czy to źle? Według mnie nie. Pisarz też często zmienia swoją historię w książce wraz z biegiem jej pisania. Walking Dead będą ciągnąć przez kilka lat. Praktycznie wszystkie lecące teraz seriale (znane) są albo będą sezonowo obszerniejsze od tych dwóch. O to chodzi w serialach, mają być długoterminowe, może nie do przesady. Ale czy 4-6 sezonów to naprawdę tak dużo ? Według mnie optymalnie. Jak coś jest dobre to nie chcę się rozstawać z bohaterami po raptem kilkunastu epizodach ;) Oczywiście twórcy serialu nie mogą zupełnie popłynąć z fabuła, bo musi się to kupy trzymać wszystko, a moim zdaniem w Zagubionych wszystko ma swoje wytłumaczenie i jest logiczne, jeśli oczywiście otworzy się swój chłonny umysł ;)
Chwila... Jak to "Charlie nic na ręce nie pisał"? Chcesz mi wmówić, że najbardziej epicka scena z całego serialu została przeze mnie zmyślona? Czy może chodzi tylko o to, że nie napisałem "dłoń" (która jest de facto częścią ręki, więc nie popełniłem błędu)?
Może dla Ciebie Twoja teoria jest w porządku - mi zdaje się zbyt naciągana. To wygląda trochę tak, jakbyś na siłę chciał usprawiedliwić twórców serialu, żeby uczynić go bardziej genialnym. LOST jest genialne i doskonale zdaję sobie sprawę, że nie było, nie ma i nie będzie już nigdy czegoś podobnego w historii telewizji. LOST to nie serial, to... zjawisko. Chyba lepsze słowo mi nie wpadnie do głowy. To coś jedynego w swoim rodzaju. LOSTa się nie ogląda, LOSTem się żyje. Nigdy nie zapomnę tego, co czułem kiedy to oglądałem. Na samo wspomnienie ciarki mnie przechodzą. Ale to wszystko naprawdę nie jest powodem, abym usprawiedliwiał wszystkie, nawet najbardziej oczywiste błędy twórców. Taka prawda, pod wieloma względami LOST zostało skopane. To, o czym w tym wątku mówimy, to jest pikuś w porównaniu do innych absurdów. I tu nie chodzi o "logiczność" rozwiązań fabularnych, ale o to, że często są one po prostu głupie. Chociażby to koło, którym trzeba kręcić, żeby przesunąć Wyspę. No nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać. Czy to było nielogiczne - nie wiem, ale na pewno nie było zbyt kreatywne. Gorszy byłby chyba tylko guziczek ukryty pod kamieniem.
Nie powinno się mierzyć stopnia "wypalenia" serialu ilością jego odcinków. Wspomniane przez Ciebie Breaking Bad, owszem, miało 5 sezonów (jeden podzielony na dwie części, czyli było emitowane przez sześć lat - jak LOST), ale i tak łączna liczba odcinków BB była mniejsza, niż liczba odcinków w trzech pierwszych sezonach LOST. Czyli patrząc na to liczbowo, więcej jest fenomenalnych odcinków LOST, niż fenomenalnych odcinków Breaking Bad. Poza tym, przykład BB jest o tyle nie na miejscu, że ten serial z sezonu na sezon zbierał coraz lepsze recenzje. Może i był wymyślany na bieżąco, ale to Panu Gillanowi nie przeszkodziło w stworzeniu czegoś, co jest idealne od początku do końca (choć pod względem "przeżywania" serialu, BB, jak i żaden inny serial, nawet się do LOST nie zbliżył). Pozostałe przykłady... Cóż, trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć ogromnego spadku formy w każdym z nich. Dextera nawet nie obejrzałem do końca, House'a przemęczyłem i to tylko dlatego, że akurat leciał w telewizji kiedy nie miałem nic do roboty, o Prison Break to się nawet nie wypowiem. Każdy pomysł kiedyś się wyczerpuje i dlatego lepiej zakończyć coś wcześniej, żeby pozostały po tym wyłącznie miłe wspomnienia. Nawet seriale proceduralne mają jakąś swoją żywotność (patrz: NCIS, w/w House).
Aaaa dobra dobra ;) chodziło ci o "not penny's boat" ;) teraz nie ogarnąłem, myślałem, że coś wcześniej pisał ;)
Ogólnie masz sporo racji. Tworzenie seriali wygląda teraz jak wygląda. CO do oceny Losta. Ten serial to zjawisko i nim się zyje. Nie muszę tutaj nic dodawać. Ale nie uważam w przeciwieńśtwie do Ciebie, że serial został skopany. Czym dalej, tym miał bardziej przygodowy charakter. To koło akurat do takich mocno przygodowych elementów należało. I taka jest prawda, że tego nie wytłumaczysz racjonalnie. Czasami jak czytasz książkę to musisz zaakceptować wizję autora, że w danym uniwersum jakieś zjawiska występują, są jakoś wytłumaczone, ale nigdy nie będzie to 100% logiczne wytłumaczenie. Tak się po prostu nie da. Zatem trzeba takie rzeczy jak koło, czy korek przyjąć na wiarę, ale oczywiście z jakąś granicą akcpetacji, bo wszystkich bzdur to nam twórcy serialu wciskać nie mogą, muszą mieć chociaż to metafizyczne wytłumaczenie, w granicach rozsądku ;). Nie pamiętam, czy czasem nie tlumaczył tego Faraday w 5 sezonie, ale to raczej działało tak, że koło poruszało cząsteczki tego pola elektromagetycznego, co powodawało zakrzywienie czasoprzestrzeni i skoki w czasie i miejscu. Tak to widziałem i mi to wystarczyło w końcu wcześniej pojawił się latający dym, więc tutaj nie działy się normalne znane nam rzeczy. Wytłumaczenie koła było całkiem naukowe, nawet jeśli trzeba było coś na swój sposób przemyśleć, co jest, czym dalej, częstym zjawiskiem w tym serialu - to niektorych widzów mogło odrzucać, ja to lubię. Ten serial to misz-masz gatunków i właśnie fajnie, że i takie elementy rodem z gier przygodowych się pojawiło.