PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=133834}

Zagubieni

Lost
2004 - 2010
7,6 180 tys. ocen
7,6 10 1 180324
7,1 35 krytyków
Zagubieni
powrót do forum serialu Zagubieni

Tak, spojlery. Ja rozumiem to tak, że tak naprawdę wszyscy zginęli w tej katastrofie. W tej pierwszej, właściwej. W sumie od pierwszego odcinka nikt już nie żył. A całość była tylko coś w rodzaju ars bene moriendi, żegnaniem się z życiem itd. A wy?

ocenił(a) serial na 10
ja_aneta

obejrzyjta se drabinę jakubową, głowe se daję obciąć, że to tym filmem inspirowali się podczas tworzenia całego tego czyścca 6sezonowego : >

ocenił(a) serial na 10
MrAnderson

"Ja rozumiem to tak, że tak naprawdę wszyscy zginęli w tej katastrofie. W tej pierwszej, właściwej. W sumie od pierwszego odcinka nikt już nie żył." - to źle rozumiesz i nie wiem jak oglądałeś 6 sezon skoro takie głupoty wypisujesz. Cały czas wszyscy żyli, nawet po wybuchu bomby atomowej. Każdy zginął kiedy indziej. Jack np. na wyspie kiedy reszta odlatywała samolotem Ajira 316. Ci co opuscili wyspę ostatecznie zginęli kiedy indziej, co jest koleją rzeczy. Nawet ojciec Jacka powiedział (kiedy Jack spytał jak to się stało, że wszyscy nie żyją), że jedni odeszli szybciej, inni później. Wszystko to co działo się na wyspie było żywą rzeczywistością.

ocenił(a) serial na 4
MrAnderson

Musze przyznać że ten serial mnie irytował od 4-sezonu... kolejne wątki się pojawiały nawarstwiały się tajemnice, i finale niby mi to wyjaśnili. Od końca 3-sezonu odcinek 17 i 18 6-sezonu były dobre na miarę Lost. Czego się dowiedziałem wszyscy nie żyją rozpoczynają "dalszą podróż" do której wstępem była owa wyspa, a że najprawdopodobniej po śmierci niema czasu, wszyscy ( jakieś parę osób z głównej ekipy- szkoda bo spodziewałem się zobaczyć "tamtych", ludzi z "czarnej skały" "francuzów" pracowników "dharmy") spotykają się w miejscu gdzie ich drogi się zbiegają i no cóż nie wiadomo co, spotka ich po śmierci.

Jednak alternatywna rzeczywistość bez wyspy i to że znowu na siebie wpadają i nagle wszystko pamiętają, nie wyjaśnili czym jest wyspa ot mogę się domyślać ze to a) Czyściec dla ludzi którzy zginęli w katastrofie, gdzie mieli czas na przeżycie wewnętrznego oczyszczenia szanse na odkupienie siebie albo b) Dziwne miejsce z niesamowita wprost anomalia magnetyczna które potrafi wskrzeszać ludzi, uzdrawiać nieuleczenie choroby, sprowadzać duchy, przenosić w czasie, rozbijać samoloty, przenosić świadomość i pewnie jeszcze zaparzyć kawę. Stawiałem na pierwszą opcje przez cały serial jednak na koniec nie da rady powiedzieć które zakończenie do końca pasuje
Dym aka "potwór" to tez do końca nie wyjaśnili jak powstał... nie wyjaśnili tez w jaki sposób Jacob kontrolował wyspę znaczy się pilnował ludzi na wyspie... dlaczego nie mogli siebie skrzywdzić chociaż Jacob wyraźnie rozwalił mu nos i by go zabił zapewne gdyby tłuk dalej, dlaczego na wyspie pojawiali się zmarli ( np matka Jacoba, objawiła się jeszcze zanim narodził się "dym" )

ps:No dobra chyba widać że jestem kolejnym Haterem tego serialu, choć muszę przyznać że zakończenie mnie zadowala, sam serial zaprezentował wyjaśnienia które nic mi nie tłumacza, wszystko na przypuszczeniach i domysłach, może ktoś z fanów mi tu coś rozjaśni czytałem wasze wypowiedzi i odnoszę wrażenie że wszystko to także efekty domysłów
ps2: jakby kogoś interesowało sezon=1- 10/10 sezon2=8/10 sezon 3=9/10 sezon 4=4/10 sezon 5=3/10 sezon 6=5/10 stąd moja ogólna ocena to 4/10 serial ujdzie w ogólnym rozrachunku

Dreddenoith

Bohaterowie nie zginęli w katastrofie, wydarzenia na wyspie były ich prawdziwym życiem, fakt, że trochę dziwnym, ale to w końcu seria science-fiction/ fantasy :)

Tu masz wszystko wyjaśnione w kwestii wyspy (wg jednego z pracowników Bad Robot):
Wyspa:
 Była prawdziwa. Wszystko co stało się na wyspie, co widzieliśmy w sześciu sezonach "Zagubionych" było prawdziwe. Zapomnijcie o ostatnim zdjęciu rozbitego samolotu. Zostało wstawione tam celowo, żeby namieszać w głowach widzów i pokazać jak daleko serial zaszedł. Bohaterowie naprawdę ocaleli. Naprawdę odkryli Dharmę i Innych. Wyspa utrzymuje równowagę między dobrem i złem na świecie. Zawsze pełniła i zawsze będzie pełnić tą rolę. Tak samo jak zawsze będzie potrzebować  strażnika. Jacob nie był pierwszym, Hurley nie będzie ostatnim. Jednakże Jacob musiał zmierzyć się z czymś jeszcze, ze złą siłą (Człowiekiem w Czerni), z czymś z czym nie musieli się zmierzyć ani jego matka, ani Hurley. To Jacob stworzył demona i musiał znaleźć sposób by go zabić - nawet jeśli zasady nie pozwalały mu na to.
 To zrodziło plan Jacoba by sprowadzić na wyspę kandydatów, którzy mieli zrobić tą jedną rzecz, której on nie mógł - zabić Człowieka w Czerni. Miał długą listę kandydatów, sięgającą całych pokoleń. Jednakże za każdym razem kiedy sprowadzał ludzi na wyspę, jego przeciwnik kierował ich przeciwko sobie i zabijali się wzajemnie. Tak było do czasu aż Richard przybył na wyspę i pomógł Jacobowi zrozumieć, że jeśli nie weźmie bardziej czynnego udziału w wydarzeniach, jego plan nigdy się nie powiedzie.
 A teraz zajmijmy się Dharmą. Dharma, podobnie jak niezliczeni przybysze na wyspę, została tu sprowadzona przez Jacoba jako część planu zabicia Człowieka w Czerni. Niestety, Człowiek w Czerni przejrzał jego plan i przeszkodził mu korumpując młodego Bena Linusa. Przekonał też Bena, że pracuje dla Jacoba, a nie dla jego przeciwnika. To z kolei miało konsekwencje we wszystkich działaniach Bena - na i poza wyspą. To on był liderem Innych. On mówił za Jacoba - przynajmniej tak sądzili jemu podlegli. Na jego polecenie ( czyli Jacoba, czyli Człowieka w Czerni) zabili ludzi Dharmy, a potem usilnie próbowali zabić Jacka, Kate, Sawyera, Hurleya i wszystkich innych kandydatów. Tego właśnie chciał Człowiek w Czerni, a nie mógł zrobić tego sam.
 Dharma została sprowadzona na wyspę w pokojowych celach. To Człowiek w Czerni skorumpował jej członków i ostatecznie doprowadził do jej upadku. Tylko czy Dharma została sprowadzona na wyspę tylko po to by pomóc Jackowi i reszcie kandydatów w pokonaniu Dymu? A może Jacob również wśród członków Dharmy miał upatrzonych kandydatów, z czego nigdy nie zdawali sobie sprawy? Na te pytania celowo nie odpowiedziano, bo scenarzyści uznali, że cokolwiek wymyślą i tak będzie to gorsze rozwiązanie, niż to na co sami wpadną fani. Ważne, że Dharma pojawiła się na wyspie w konkretnym i ważnym celu.
Jacob, niezależnie od swojego planu, chciał dać kandydatom tą jedną rzecz, której on, ani jego brat nie mieli od początku: wolną wolę. Stąd sprowadzanie przez dekady na wyspę mnóstwa kandydatów i puszczanie ich wolno, pozwalanie na podejmowanie własnych decyzji, włącznie z tą najważniejszą - kto go zastąpi na końcu. Może Jacob wiedział, że Jack jest tym wybranym, który ma zabić fałszywego Locke'a, a Hurley ostatecznie zostanie strażnikiem. A może nie. Ale to było zawsze najważniejsza kwestia w całym serialu: wiara vs. wolna wola. Nauka vs. wiara. Osobiście sądzę, że Jacob wiedział od samego początku co stanie się na wyspie, jak również to, że wszyscy odegrają jakąś rolę w tej historii, pomagając Jackowi w osiągnięciu stanu, w którym był gotów zabić Człowieka w Czerni i uczynić Hurleya strażnikiem. Wiem, że wielu scenarzystów tak to właśnie widziało. Ale znów - nie wyjaśnili tego jednoznacznie, bo to zepsułoby całą zabawę.
Na końcu serialu Jack zdołał wreszcie zrobić to, co chciał od pierwszego odcinka: uratować swoich przyjaciół. Umożliwił Kate i Sawyerowi ucieczkę z wyspy i nadał sens życiu Hugo, którego tamtemu ciągle brakowało. A w równoległym świecie w pewnym sensie też uratował wszystkich, pomagając im pójść dalej.

selene85

A teraz kwestia zaświatów w 6 sezonie:

Świat równoległy:

Ta rzeczywistość jest szczególnie interesująca z punktu widzenia teologii i zagadnień metafizycznych (przynajmniej dla mnie - ponieważ uwielbiam historyczne/ religijne teorie i fascynowały mnie wszystkie rozmowy na ten temat w pokoju scenarzystów). Podstawową tezą serialu jest, że każdy człowiek w swoim życiu połączony jest w szczególny sposób z konkretnymi osobami. Nazwijmy je bratnimi duszami (choć to nie najlepsze słowo). Ale ci ludzie, z którymi jesteśmy połączeni, odgrywają ważną rolę w czasie "najważniejszych wydarzeń naszego życia", jak powiedział Christian Shepperd. To są ludzie, z którymi podróżujemy we wszechświecie, od jednego życia do drugiego. Najbliżej tej teorii do hinduizmu, z dużą domieszką religii zachodnich.

Filozofia, którą stworzyli scenarzyści, bazując na tych religiach i wierzeniach, zakładała, że rozbitkowie z "Lost" podświadomie stworzyli sobie tą drugą rzeczywistość, gdzie żyją w czymś w rodzaju czyśćca do czasu, gdy doznają "przebudzenia" i odnajdują się wzajemnie. W chwili, gdy się odnajdują, mogą iść dalej. To jest właśnie wizja życia po śmierci, według "Lost". Według filozofii serialu, każdy tworzy jakąś swoją równoległą rzeczywistość, która jest czyśćcem, w której spotyka swoje bratnie dusze i jest tam do czasu, gdy wszyscy będą gotowi pójść dalej. To piękna wizja. Nawet jeśli nie jesteście religijni, a nawet nie interesują was sprawy duchowe, pomysł że żyjemy i umieramy razem z bliskimi nam osobami jest bardzo wzruszający.

To bardzo fajna, duchowa teza, która pasuje do tonu i podtekstów, które serial miał od samego początku. Ci ludzie MIELI BYĆ razem w samolocie. Było im przeznaczone przejście przez te wszystkie wydarzenia razem - nie tylko z powodu Jacoba i jego planu, ale dlatego, że tak chciała siła wyższa (Bóg, albo jakaś inna nadrzędna siła, w zależności od tego w co wierzycie). Serial zawsze obracał się wokół konfliktu: nauka kontra wiara i ostatecznie szala przechyliła się na stronę wiary. Najważniejsze pytanie serialu zostało wyjaśnione. To, które stało za każdą zagadką na wyspie, każdym wątkiem pobocznym, każdym bohaterem i każdym zwrotem akcji. To samo w sobie jest dużym osiągnięciem.

Jak wiele wniosków chcecie z tego wyciągnąć, to zależy już od was, widzowie. Pomyślcie o pierwszej serii, kiedy odkryto właz do stacji. Wszyscy sądzili wtedy, że to jest właśnie odpowiedź! Cokolwiek jest tam na dole, jest właśnie odpowiedzią. Tymczasem odkryliśmy, że to tylko jedna stacja z wielu. Jedno ogniwo w bardzo długim łańcuchu, które zaczęło odsłaniać więcej i więcej informacji,z których utworzyła się mozaika.

Ale scenarzyści poszli jeszcze dalej w serii szóstej, zestawiając ze sobą czyściec ze świata równoległego z wyspą samą w sobie. Pamiętacie kiedy Michael objawił się Hurleyowi i powiedział, że nie wolno mu opuszczać wyspy? Tak jak Człowiek w Czerni. Nie wolno mu było przenieść się do tego świata równoległego, a co za tym idzie nie dano mu możliwości żeby iść dalej. Dlaczego? Ponieważ jego czyny na wyspie były niegodne. Nie zdał testu. Inni go zdali. Po śmierci udało im się dotrzeć do świata równoległego - niektórym przed Jackiem, innym lata później. W przypadku Hugo, może nawet całe wieki później. Oni żyją w drugiej rzeczywistości do czasu aż zostaną przebudzeni i mogą iść dalej tylko razem, ponieważ wszyscy są ze sobą połączeni. Połączeni ze sobą przeznaczeniem na wieczność.

Ci którzy weszli do kościoła w ostatniej scenie nie byli połączeni z Anną Lucią, Daniel Russou, Alex, Milesem, Lupidusem i całą resztą postaci, które nie znalazły się w kościele (chodzi właściwie o wszystkich, którzy nie pojawili się w pierwszej serii). Mimo wszystko ci ludzie są w świecie równoległym. Dlaczego? To znów zadanie dla widzów. Ja myślę o tym w ten sposób, że ci, którzy pozostali w świecie równoległym wciąż muszą odnaleźć swoje bratnie dusze, zanim się przebudzą. Nie wykluczone, że osoby, z którymi są połączeni wcale nie były na wyspie, ale w ich innym życiu (np. partner Anny, człowiek którego zastrzeliła, mąż Danielle Russou itd.).

Wiele osób rozmawiało na temat Bena Linusa i tego, dlaczego nie wszedł do kościoła w ostatniej scenie. I jeśli zastanowicie się pod tym kątem nad światem alternatywnym, to otrzymacie odpowiedź na to istotne pytanie. Ben nie może iść z nimi, nie może iść dalej bo jeszcze nie połączył się z osobami, z którymi ma się połączyć. To on będzie musiał przebudzić Russou, Alex, Annę Lucię (może), Ethana, swojego ojca i całą resztę. To on będzie musiał odpokutować za ich złe uczynki i to znacznie bardziej niż będąc numerem dwa Hurleya. Musi zrobić dla swoich to, co Hurley i Desmond zrobili dla rozbitków. Musi pomóc im się połączyć. I będzie mógł iść dalej tylko wtedy, gdy wszystkie ogniwa łańcucha się połączą. Podobnie może być z Faradayem, Charlotte, Widmorem, Hawkinsem itp. To naprawdę staranna koncepcja. Przynajmniej dla mnie.

Ale jeszcze jedna uwaga zza "kulis": powód dla którego Ben nie jest w kościele, a także że nikt prócz bohaterów pierwszej serii nie jest w kościele jest taki, że scenarzyści napisali zakończenie serialu tuż po pilocie. I nigdy go nie zmienili. Scenarzyści zawsze mówili (i wielu im nie wierzyło) że znali zakończenie już po pierwszym odcinku. Podziwiam ich za to. To naprawdę fantastyczne. Początkowo Ben miał wystąpić w zaledwie 3 odcinkach i zginąć. Ale stał się jednym z ważniejszych bohaterów serialu. Mogli w łatwy sposób zmienić zakończenie i wprowadzić go do kościoła z innymi, ale problem sam się rozwiązał. Ben dostał świetną scenę z Lockiem przed kościołem... i to było to. Bardzo mi się to podobało. Dla tych, którzy się zastanawiają - oryginalne zakończenie zaczęło się w chwili kiedy Jack wszedł do kościoła i dotknął trumnę, a skończyło w momencie, kiedy Jack zamknął oczy, a samolot odleciał. To zakończenie napisane przez JJ Abramsa. Zachowali je.

ocenił(a) serial na 6
selene85

Nie będę tutaj dużo pisał. Serial jest naprawdę dobry, a końcówka świetna, bądź, co bądź. Ben, o tak, postać, jak dla mnie wyróżniająca się od początku, polubiłem ją.

Powiem, a raczej napiszę szczerze, że po odcinku, gdy na wyspie pojawił się łysy mężczyzna, już nie pamiętam, jak się zwał... Tak czy siak, była to halucynacja Hugo, halucynacja postaci, z którą przebywał w psychiatryku, wyobrażenie, wymysł... Przyjaciel. Dla oglądających wiadomo o kogo chodzi. Tak, więc wracając, po tym odcinku, miałem tylko jedno marzenie na zakończenie tego dzieła... Zakończenie w głowie Hugo. Sen, halucynacja, nie wiem, coś w ten deseń. Taki koniec serialu byłby - DLA MNIE - niesamowity, arcydzieło w moich oczach. ;) To tylko moje gadanie, plecenie. :P
Nie zmienia to faktu, że zakończenie było, jak już pisałem, świetne.

ocenił(a) serial na 10
kryniaczu

Ten łysy facet -wymysł Hurleya to był Dave

ocenił(a) serial na 7
aqu32

Jaki Dave to jest Runkle:D

ocenił(a) serial na 10
selene85

Potwierdzenie, że wyspa była realna, a nie produktem ich świadomości jest też epilog New Man in Charge. Nie wyjaśnia on za wiele w kwestii całego serialu, ale pokazuje, że oni naprawdę przeżyli te dwie katastrofy

użytkownik usunięty
MrAnderson

Mi w serialu podobała się zabawa z czasem i wynikający z niej sposób prowadzenia narracji. Wyspa była świetnym pretekstem do wycieczek w przeszłość i przyszłość przeróżnych osób, nie koniecznie mających szanse się ze sobą spotkać w cywilizowanym świecie poza np pokładem samolotu.

Widz ogląda przedstawione na wiele sposobów, hipotetyczne interakcje między bohaterami, którzy na koniec wracają do punktu wyjścia. Oglądaliśmy serial, wiemy dużo o bohaterach, ich życiu i możemy dostrzec optymistyczne zmiany jakie ich np czekają w przyszłości.

użytkownik usunięty

Scenariusz 'Lost' kojarzył mi się też z działaniem teorii 'sześciu uścisków dłoni'

ocenił(a) serial na 10
MrAnderson

Jestem wlasnie po finale. Wg. mnie, ta rownolegla linia czasowa to byl czysciec, gdzie wszyscy trafili po smierci. Jack umarl pierwszy, ci z samolotu powrotnego 316 mogli sie rozbic (moze nie bylo wystarczajaco paliwa) a Hugo i Ben zostali i umarli potem (swoja droga ciekawi mnie, kto byl pozniej straznikiem wyspy). Final byl super, jak caly serial...

ocenił(a) serial na 9
MrAnderson

Wszyscy zapominają o bardzo istotnym szczególe. Skoro wasze teorie są prawdziwe to co z Waltem? Wydoroślał i chodził do szkoły, nigdy nie wrócił na wyspę. Gdyby miał być trupem w jakimkolwiek przypadku chyba nie mógłby żyć wśród ludzi, i dorastać. A co jak będzie miał w przyszłości żonę i dzieci? Trupy nie mają dzieci :p

ocenił(a) serial na 10
skt84

No to przecierz mowie, te wydarzenia zamiast retrospekcji to czysciec. Caly 6 sezon dzieje sie na serio, a te wydarzenia to zycie po smierci. A Walt byl za mlody by jeszcze umrzyc. Mozliwe, ze Walt objal 'dowodzenie' nad wyspa po Hurleyu i Benie ;)

ocenił(a) serial na 10
MrAnderson

Temat mega stary, ale odpowiem w skrócie, bo może ktoś będzie zainteresowany. Twórcy serialu oficjalnie potwierdzili, że życie na wyspie działo się naprawdę. Nazwa "Zagubieni" odnosi się do tego, że oni wszyscy byli zagubieni w swoim życiu i na wyspie mieli odkryć sens i cel życia. Każdy z nich umarł w innym czasie, ale nie mogli iść do nieba, bo czekali na siebie przed przejściem na drugą stronę w wytworzonym przez siebie świecie (ten z 6 sezonu alternatywny poza wyspą). Kiedy już wszyscy umarli, to zaczęli się odnajdywać, przypominać sobie wszystko i dzięki temu, że razem się spotkali, to mogli razem w spokoju przejść na drugą stronę, prawdopodobnie do nieba. Walta z nimi nie było, bo był za młody, to tylko dziecko, miał jeszcze sporo czasu na śmierć i nie był aż tak z nimi związany.

ocenił(a) serial na 10
Kotozerca

Pięknie wyjaśnione.