Jak i każda inna w tym serialu, wielowymiarowa, trudna do jednoznaczej oceny, na pierwszy rzut oka może być odbierana jako leniwa, dość egoistyczna i momentami niezbyt bystra (ale za to o niewątpliwej urodzie:P), jednak, gdy ją lepiej poznaliśmy okazało się, że w dużej części to tylko pozory. Uświadomiliśmy sobie jak duże piętno odbiła na niej śmierć ojca i wychowywanie przez macochę. Zobaczylismy jej ambicję i starania, aby dostać angaż w Szkole baletu w Nowym Yorku. I to jak jej starania spełzły na niczym, kiedy jej macocha odcięła ją od częsci majątku jaki należał do jej ojca. Była ofiarą bardzo niewygodnej miłości do przybranego brata. Na wyspie odnalazła szczęscie i nowy sens życia w związku z Sayidem. Znała nawet pobieżnie jakikolwiek język obcy, co wśród Amerykanów należy do dużej rzadkości :]
"Na wyspie odnalazła szczęście i nowy sens życia w związku z Sayidem."
Którego prawdziwą miłością była Nadia, ale jak zobaczył Shanon to mu przeszło (chociaż później, gdy zabito Nadie znowu wyglądało jak by tylko ona się dla niego liczyła) Po czym do światła i tak poszedł z Shannon, wow ale ten Said miał fajnie mając 2 "Prawdziwe Miłości":)
Ja tam nigdy nie mogłam zrozumieć tego związku. Ktoś, kto miał problemy z zaufaniem i nie potrafił okazywać uczuć jedynej osobie, która naprawdę zawsze ją wspierała, troszczyła się, doceniała i kochała, nagle stracił głowę dla osoby zupełnie obcej, która jej nie rozumiała, nie znała tak dobrze? No cóż, nie kupuję tego, zwłaszcza, że trwało krótko i nie mogło przekształcić się w "prawdziwą miłość" jak to ktoś powiedział. Nie w przypadku tak poharatanej przez życie dziewczyny jak Shannon. A więc ja jestem totalnie, pomimo tego jak bardzo niezdrowe i toksyczne a dla niektórych nawet niesmaczne to się może wydawać, team Shannon i Boone! W każdej, nawet krótkiej scenie widać było pomiędzy nimi więcej uczucia niż między nią a Sayidem kiedykolwiek. A ich jeden jedyny pocałunek (bo samej sceny seksu nie mieliśmy okazji oglądać, choć nagość Boone'a mówi sama za siebie ;d) był bardziej namiętny niż którykolwiek z uścisków czy pocałunków z Sayidem. Oczywiście to tylko moje zdanie. Nadmienię, że był taki czas (w okolicach 1-3 sezonu TVD), gdy byłam wielką fanką Damona i kibicowałąm jego związkowi Eleny. Do momentu, gdy w zeszłym miesiącu odważyłam się wreszcie obejrzeć Lost i odkryłam, że w porównaniu z Maggie Nina nie ma szans. Czy jest to świadoma kreacja czy po prostu naturalna dynamika aktorów nie wiem, nie mniej jednak między Ianem a Maggie iskry lecą. A wy co sądzicie?