Finał i jak odczucia , na pewno jestem zaskoczony w paru chwilach , zakończenie jak grecka
tragedia wiadomo że będzie tragicznie. Na pewno zaskoczyła mnie śmierć Richarda , córki Whita i
zakończenie historii doktorka i mina elija gdy zobaczył Van Aldena bezcenna
Tak, chcieli go adoptować. Inicjatywa ze strony kobiety, żeby wszystko było legalnie, bo Tommy został przecież "porwany". Richard widział w jakich warunkach żyłby mały (burdel, zaćpana babcia). Jimmy był jego przyjacielem i chciał dla jego syna jak najlepiej.
Babcia w sumie zaczęła ćpać dopiero wtedy, gdy Gyp jej wstrzyknął heroinę. Ale w sumie wzorem opiekuna dla dziecka nie była xD
Nucky dogadał się z Hooverem po tym, gdy aresztowano go przed wyjazdem na Kube. Dal namiary na Doktora i to Doktora aresztowano w klubie aby nadawał na Marcus Garveya, duzo ważniejsza postać dla FBI, ktora walczyla o prawa murzyńskie. Dlatego mowil Hoover ze oskarżona o zabójstwo agenta bliżej nieokreślonego czarnego mężczyznę, a nie Eliego. Eli wyjechal z Van Aldenem do Chickago do Capone. Tam sie przeniesie teraz w duzej mierze akcja kolejnego sezonu.
Jak zobaczyłem Harrowa bez urwanej twarzy w końcówce, to już wiedziałem "co jest grane". I zrobiło mi się nawet smutno.
Biedny Harrow, tragiczna postać Lubiliśmy go wszyscy..
Dobra, kilka przemyśleń na chłodno.
Zaraz po zakończeniu seansu czułem lekki niedosyt, coś w stylu "Co? I to już koniec?!" Spodziewałem się mocnego zakończenia wszystkich wątków i to po mojej myśli ;) Choć teraz sądzę że takie zostawienie otwartych paru kwestii wydaje się dobrym posunięciem, będzie wokół czego budować fabułę kolejnego sezonu - wątek Chalky'ego, Narcisse'a, nie wiadomo też w sumie jak dalej potoczą się perypetie samego Nucky'ego. Generalnie trzeba przyznać, że twórcy nieźle wybrnęli z tego zagęszczenia akcji, jakie obserwowaliśmy w ostatnich odcinkach - coś się kończy, coś się zaczyna. Fajnie np. wyszło z Eli'em - spodziewałem się zdecydowanego zamknięcia w jedną albo drugą stronę - albo kula w łeb od Nucka za zdradę, albo przyznanie się bratu do wszystkiego, wspólne wykończenie Knoxa i oczyszczenie atmosfery. Tymczasem dostaliśmy coś jeszcze innego - swoiste "zesłanie" Eli'a do Chicago. Może być ciekawie, tym bardziej że szykuje się tam wojna z Weissem, więc szeryf będzie miał pole do popisu. Także wątek Chalky'ego ma jeszcze potencjał. Podejrzewam, że choć może być trochę wycofany w kolejnym sezonie dostanie jeszcze szansę na zemstę i odzyskanie utraconej pozycji.
Ogólnie mimo braku typowego "pierd...ęcia" w końcówce było parę mocnych momentów - zatłuczenie Knoxa jest bardzo wysoko w moim prywatnym rankingu najlepszych scen serialu :) Należało się temu śliskiemu cwaniaczkowi. Sądził, że może bezkarnie pomiatać Eliasem i w swym zadufaniu posunął się o krok za daleko. Można nie lubić Eli'a ale trzeba przyznać, że efektownie wpada w furię ;)
Bardzo emocjonalna scena śmierci córki Chalky'ego. Szkoda mi chłopa, bo tyle przeszedł w tym sezonie, miał wreszcie szanse się odegrać, a tymczasem spadł na niego taki cios. Mam nadzieję, że jednak się pozbiera i nie odpuści. Ciekawe czy po tym wszystkim Nucky odzyska jego zaufanie czy będzie w nim miał kolejnego wroga.
Śmierć Harrowa aż takim wstrząsem dla mnie nie była, bo od dłuższego czasu ta postać nic ciekawego do serialu nie wnosiła. Dziwne tylko, że ukatrupili go zaraz po tym jak pojawiła się szansa zrobić z nim wreszcie coś ciekawego i podłączyć go do Nucky'ego. To już trzeba było zakończyć jego wątek w poprzednim sezonie, po oddaniu Tommy'ego pod opiekę Julii, czy nawet w tym kiedy zdecydował się do niej wrócić i wspólnie zająć się chłopakiem. I trochę kiepsko tą śmierć przedstawiono - taki niby mistrz asasynów, co w pojedynkę kładł trupem całe zastępy uzbrojonych po zęby bandziorów, nagle ma problem żeby pociągnąć za spust i zlikwidować jedną mendę więcej. Naciągane to było... W sumie wychodzi na to, że cały jego wkład do serialu w tym sezonie to pomyłkowe odstrzelenie niewinnej dziewczyny - słabo jak na takiego kozaka.
Nucky kradł wszystkie sceny - "Ed, spier...aj" było po prostu genialne w swej prostocie ;) Mocna scena z Eli'em, gdy był gotów pociągnąć za spust, a później opanowanie i twarz pokerzysty w rozmowie z Willem. Ciekawe co mu teraz chodzi po głowie, czy ponownie zaufa bratu, czy po doznaniu kolejne zdrady i podkopaniu swej pozycji w Atlantic City wycofa się na jakiś czas. Mam tylko nadzieję, że nie będzie siedział na jakiejś plaży na Kubie i łowił ryb ;)
Na koniec - dobry wątek w Chicago - zamach na Torrio (podobnie jak kilka osób wcześniej miałem skojarzenia z "Ojcem chrzestnym" :)) i przekazanie pałeczki Capone - nowy król Chicago nadchodzi ;) Mam nadzieję, że w następnym sezonie dadzą mu zaszaleć.
O'Baniona zabił Frankie Yale (Joseph Riccobene), jest napisane, że przyjechał na pomoc Capone i Torrio.
źródło: wikipedia
I teraz jak to się przekłada na serial, bo przecież honory zabójstwa uzyskał Nelson Van Alden/George Mueller?
Były proszek może mieć jeszcze ukryte zamiary, w końcu chciał zabić Ala Capone podczas odcinka, w którym ginie jego Frank.
Fu**ing Nucky Thompson, mistrz, oczy z tyłu głowy, nie da nikomu sobie w kasze dmuchac, jakby trzeba bylo to by zabil brata. rozgryzł go bardzo szybko i nieważne jest, że nawijał makaron na uszy dla bratanka, bo tak naprawdę nie wiadomo co, by się stało, gdyby sam William tam nie wszedł...
Bardzo możliwe jest, że Enoch wrobił Narcisse'a w zabóstwo agenta.
Może Nuck pojedzie na wakacje w 5 sezonie.
Will może mieć jeszcze problemy za te śmiertelne zatrucie lub, gdy nie ma już psychicznego Jamesa "Jima" Tollivera/Warren Knox bedzie łatwiej to zatuszować.
Sam Elias będzie ukrywał się w Chicago i myśle, że będzie tam się teraz dużo działo.
Dr. Valentin posprzedaje kogo trzeba i wyjdzie dalej robić swoje, Chalky go jeszcze dojedzie jak dojdzie do siebie po tragedii.
Gillian Darmody wyglądała jakby na długi czas zawitała do więźienia.
Ja przede wszystkim żałuję, że nie udało się doktorka Narcisse'a od...bać. Wyjątkowo nikczemna z niego kreatura. Ale cóż, wiadomo - tam gdzie wchodzi w grę władza, a co za tym idzie polityka i wielka kasa, moralność traci na znaczeniu. Zresztą, kto tam tak naprawdę wie, jaki był J. Edgar Hoover? To były czasy, którym bliżej było do etosu Dzikiego Zachodu, a tzw. prawa jednostki zapewne jeszcze nie istniały (przynajmniej w obecnym rozumieniu).