"Zaklęte serce" jako telenowela nie jest zbyt orginalone, a nawet nieco nudne. Jedynym powodem, dla, którego oglądałam tę telcie był fenomenalny Cesar Evora w roli Atillio Montenegro, postaci równie złej co tragicznej. To właśnie Atillio ze swoimi diabelskimi pomysłami ożywił trochę "Zaklęte serce". Był to człowiek niewątpliwie okrutny ale za to jak bardzo nieszczęśliwy i jak mocno potrafił kochać. Ignacio, rycerz bez skazy i zmazy, nigdy nie potrafiłby kochać tak mocno Mariany. Jego miłość jest taka prozaiczna, "normalna", w porównaniu z namiętnym uczuciem Atillia, tego Atillia, który był bezwzględny w walce a bezgraniczny w miłości. Nie tylko jednak Ignacio, ale także wszyscy pozytywni bohaterowie są nudni. Dobro w ich wykonaniu jest strasznie cukierkowate, wręcz mdłe. Oczywiście pozostali bohaterowie, którym do świętości daleko, tacy jak Marcia, Cumache et consortes też są na swój sposób interesujący, ale nie tak genialni jak Atillio. Brak im jego tragizmu, głębi i intensywności przeżywania uczuć zarówno miłości jak i nienawiści. Owszem, można powiedzieć, iż Angelica Rivera dorównała Cesarovi, i niewątpliwie stworzyła ona najlepszą kreację kobiecą. Marcia jednak nie wzbusza tyle współczucia co Atillio, nie ma jego klasy w czynieniu zła. Kończąc chce powiedzieć, iż Atillio to najlepsza rola Evory, jaką kiedykolwiek grał.