...ale zdecydowanie mogli z tego tematu wycisnąć trochę więcej. Bardziej zarysować główną
intrygę. Zakończenie jest takie trochę ni z gruchy ni z pietruchy. Wolałabym aby w trakcie
oglądania można było wytypować kilku winnych, z czego jeden na końcu okazuje się tym
właściwym. Ponadto zdarzały się dłużyzny, czasami miałam ochotę po prostu przewinąć odcinek
do przodu.
Podobał mi się z kolei sposób, w jaki pokazali relacje w rodzinie Lubczyńskich, bardzo typowy
dla szwedzkich kryminałów. Z wierzchu apetycznie wyglądające, lukrowane ciastko - w środku
zakalec. Trudno się dziwić głównej bohaterce, że wiała od nich, kiedy tylko mogła. Taka rodzinka
naprawdę może zniszczyć psychikę.
Jeśli idzie o aktorstwo, to jestem bardzo pozytywnie zaskoczona Boczarską i Pazurą.
Rożniatowska, Zawadzka i Wardejn też mi się bardzo podobali. Kulig i Zieliński - jak dla mnie
fatalni, jeden z największych minusów tego serialu :)
Właśnie to zakończenie różni polski serial od szwedzkich kryminałów. Zakończenie większości szwedzkich kryminałów, jakie przeczytałem, czy obejrzałem wgniatało mnie w fotel i nie mogłem przez cały dzień się zebrać, bo stwarzały takie napięcie. A tutaj po prostu opadły mi ręce. Naprawdę widziałem w tym serialu potencjał, ale został okrutnie zniszczony.
Zakończenie tego kryminału jest niemal dokładnie takie samo jak zakończenie analogicznego szwedzkiego kryminału. Co znaczy, że nie każdy szwedzki kryminał wgniata w fotel :-)
Wydaje mi się, że oryginał lepiej operował napięciem i stwarzał więcej możliwości domyślania się, kto był mordercą. Jest taka scena, kiedy Agnieszka wychodzi z przyjęcia
[zdaje się, że temat jest oznaczony jako spoiler, ale na wszelki wypadek ostrzegam, że dalej będzie spoiler jak z Helu do Sandhamn :-)]
i idzie do sąsiadki. Kiedy mówi Henryce o szkielecie, ta zamiata jakieś skorupy. W oryginale te skorupy to coś, co kobieta upuściła na wieść o odkryciu.
W większości się z tobą zgadzam. Między innymi, że momentami musiałam przewijać, bo się dłużyło.
Sposób przedstawienia rodziny też mi się spodobał, głównie dzięki dobremu aktorstwu Boczarskiej i Pazury. Np. momencie kiedy ją uderzył, kiedy już się zorientowali, że widziały to dzieci (swoją drogą ciekawe jak taką sytuacje wytłumaczyć dzieciom) i gdy ona wybiegła z pokoju, byłam pewna, że zacznie ją od razu przepraszać. A on następnego dnia : " No dobrze, przepraszam (...) / to był tylko policzek" - serio? To jest kochający i martwiący się o żonę mąż? Przecież już po pierwszej scenie widać, że się nie są szczęśliwą i zakochaną parą, rodziną. A on tu z tekstem, że się martwił, że mu zależy na niej.
Także twierdzę, że to nie były odpowiednie rolę dla Kulig i Zielińskiego, grali sztucznie, momentami jak amatorzy. Zwłaszcza Wojciech Zieliński. Ta rola nie była odpowiednia dla niego.
Jednakże zakończenie mi się spodobało. Lubię, gdy mordercą okazuje się być osoba kompletnie o to nie podejrzewana. Zawsze wtedy zadaje sobie pytania : "Jak?" ; "Jak mogłam jej / go nawet nie podejrzewać?".
Szkoda tylko,że serial był krótki...
:)
a jak można podejrzewa kogoś kto pojawił się na 5 sek w filmie ?
po co było robić serial,skoro on jest tak krótki, lepiej było zrobić film i tyle
niby wszystko ok,aktorzy jedni z najlepszych,świetny krajobraz i tak fatalnie zrealizowane
jakoś nie mogę znaleźć kto jest reżyserem tego gniota ? czyżby się wstydził :D
Zgadzam się z Tobą. Zamiast 3 odcinków, powinni byli zrobić film.
Ale, że aktorzy jedni z najlepszych...nie wiem czy to twoja opnia czy tak reklamowali, ale znam lepszych. Tzn. Boczarska i Pazura zagrali wg mnie świetnie.
:)
Boczarska jest w tej chwili jedna z najlepszy polskich aktorek,ale Pazura,Zieliński,Kolak to są znane nazwiska i nie są to pierwsi lepsi aktorzy,także obsada była dobra,gorzej z wykonaniem.
Serial na nasze możliwości. W formacie szwedzkim może i to grało, ale po przeniesieniu na nasze realia niekoniecznie. Szwedka wchodząca do Bałtyku w maju jest nawet możliwa - polska żonka niekoniecznie.
Jako ktoś z Trójmiasta mogę powiedzieć jedno - z Gdyni na Hel (nawet poza sezonem) jedzie się jakieś 2h. Więc ciało z wody to mogli wyciągnąć. Fabuła dość mocno rozwleczona i pełno dziur. Nawet ten pływak z sieci - wystarczyło zapytać kapitanat portu czy miejscową policję. Skoro znany kłusownik to na pewno wiedzieli kto to był.
Powaliło mnie również hasło "mamy problemy z kolegami z Helu" a potem Zieliński i Kulig wchodzą sobie na komendę i mają własne stanowiska z komputerami. Nie mówiąc że chyba nie było tam żadnego dyżurnego ani nic - Boczarska z ulicy sobie weszła i od razu do nich.
Jedną gwiazdkę odejmuję za sposób rozwiazania sprawy. Jednak wolę jak podsuwają widzowi jakiś podejrzanych, by sami mogli pomyśleć. Tutaj jedyną osobą kreowaną na "tego złego" był Pazura - a że on nie jest mordercą to w sumie było wiadome.
Bardzo mi się spodobało jak ze szkieletu (który miał jakieś 30-40 lat) dowiedzieli się, że facet został otruty i wiedzieli czym. Akonityna (tak jak pozostałe trucizny) nie zostawia żadnego śladu na kościach
http://www.focus.pl/czlowiek/kryminalne-zagadki-ekshumacji-6242?strona=2
Wynika stąd, że jak najbardziej trucizny zachowują się w kościach. Natomiast podane jednorazowo wykrywa się, badając ziemię spod ciała. Badania na obecność trucizny trwają długo, chyba że wie się, czego szukać. A w tym przypadku akonityna była już dwukrotnie użyta.
Dzięki za link do artykułu, ciekawy :) Ale twoja wypowiedź nie do końca jest prawidłowa:
"Oczywiście najwięcej informacji można uzyskać, badając płyny ustrojowe i tkanki miękkie, gdyż w kościach część toksyn, zwłaszcza organicznych, jest nie do wykrycia – szczególnie gdy silna trucizna została podana jednorazowo. "
Akonityna to trucizna organiczna, podana jednorazowo więc w kościach jej za bardzo nie było. Ziemia pod szkieletem jest lepszym tropem. Chociaż minęło jakieś 40 lat, opady atmosferyczne (nie wiadomo czy i kiedy złomiarze zabrali klapę z włazu przez który wpadły dzieci) mogło wymyć. Z drugiej strony bunkier, więc możliwe że nie miało za bardzo gdzie wymyć