spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler spoiler
nie czytać, o ile ktoś nie oglądał.
irytują mnie w The Glades tanie chwyty i niedoróbki. Do tanich chwytów zaliczam zdarzające się od czasu do czasu wypowiadanie w tym samym momencie przez parę bohaterów tych samych zdań, co ma świadczyć chyba o ich pokrewieństwie. Niedoróbek wspominać nie będę, zamiast tego wyleję swój żal na zbliżające się, moim zdaniem, pożegnanie z Kiele Sanchez grającą Callie Cargill, albo przynajmniej zerwanie relacji między postacią Jima Longwortha a Callie. Wywiało ją daleko od niego, to akceptowalne. Lecz to budowanie napięcia między nimi, przygotowywane jej wiecznymi studiami i niedyspozycyjnością, w połączeniu z anielską cierpliwością głównego bohatera jest nieprzekonujące. Podobnie nieprzekonujący jest jego gniew? bardziej pasowałoby to określić tak jak dzieci dzisiaj mówią - foch, podczas rozmowy telefonicznej, gdy dowiaduje się, że Callie jednak zrobiła sobie przerwę w nauce. Szczęka mu chodziła tak jakby miał "nerwotiki". Słabe to było.
Niech wywalą ta śliczną aktorkę, której postać nie ma w sobie nic z życia i zrobią z tego dobry kryminał, bo na razie to się robi kino melodramatyczne.
No cóż. Nie chodziło tylko o tę konkretną przerwę, ale o ogół sytuacji, że ma czas dla wszystkich, na rozmowy z Carlosem o pracy, imprezy, ale nie jest w stanie wygospodarować parunastu minut na rozmowę z jego osobą, co oczywiście jest dość mocno naciągane, zważywszy, że zaledwie parę odcinków temu dość często się odwiedzali, więc jego oburzenie jest niezrozumiałe.