Pierwszy Bioshock przereklamowany - dobra gra z dobrą historią i słabym gameplayem. Numer jeden wśród najbardziej monotonnym FPS-ów w które zdarzyło mi się pograć. Wszystko co powinno być jego atutem - otwarty eksploring mapy na kształt starego Dooma, używanie plazmidów, mini-gierki, nawet klimat, którego nie czuć ( odpaliłem zaraz potem Stalkera by poczuć moc klimatu z prawdziwego zdarzenia ) poprzez kiczowate modele postaci i ogólną pstrokaciznę - obróciły się przeciw niemu. Liczy się w nim jedynie sama, niezła jedynie opowieść. Infinite zniósł kilka upierdliwych cech oryginału i skupił się na samej historii - co wyszło mu na dobre. Rezultat - tą część przeszedłbym jeszcze raz, jedynka była tak ekscytująca, że podarowałem sobie sequel.
Bioshock 1 czyli genialny klimat, genialnie dobrana muzyka, możliwość wykorzystywania plazmidów w terenie (czego nie było w Infinite). Do tego bardzo charakterystyczne, wyraziste postacie (szczególnie Cohen) i świetna fabuła z niesamowitym zwrotem akcji.
A Infinite? Gameplay nudny do bólu. Ciagle ten sam schemat czyli: wchodzimy na nowy teren a tam czeka grupa żołnierzy, rozwalamy żołnierzy i idziemy dalej. Do tego fabuła w stylu: zrobimy dużo wątków, sporo zostawimy niewyjaśnionych a ludzie po zagraniu będą rozkminiać wszystko na miliard różnych sposobów. Zieeeew.
Klimat taki se. Miałem wrażenie grania w kreskówkę, którą dla niepoznaki przebrano w horror za co odpowiada min. projekt postaci z którymi przychodzi nam walczyć. Tu w gruncie rzeczy jest tak samo - ale nie udaje horroru z czym mu bardziej do twarzy. Inni się podniecają tymi plazmidami, dla mnie jedynie ciekawostka, z drugiej strony szkoda, że w trójce mała ich różnorodność i niemal wszystkie służą do robienia kuku. Postacie jak postacie, prócz Andrew Ryana ( skojarzenia jego z Charlsem Fosterem Kanem przychodzą same przez się, to było dobre ) reszta pozostała mi obojętna. Fabuła najmocniejszy punkt całej tej serii - ale jedynka urzekła mnie bardziej oryginalnością, podwodnym miastem ( którego zwiedzanie niestety robi się drętwe, dlatego liniowość Infinite poczyniam sobie za plus w porównaniu ) niż samą historią - poprzerabianą już w innych mediach motywem utopijnym. Plus marne czucie broni w jedynce co zostało poprawione tutaj, zbędny respawn wrogów, irytująca to rzecz w strzelaninach. Schemat w Infinite - grupa przeciwników, walka i tak w koło macieju - jest obecny od zawsze w strzelankach - nie nudziło mnie to w Duke 3d, nie nudziło w Unrealu to nie nudzi mnie i tu. Pierwsza część tak. Miasto jest pod wodą więc taka konsekwencja, wychodzi z kolei inna - przez podobne do siebie korytarze i konieczność ich eksploaracji plus niepotrzebnie pojawiający się w wyczyszczonych korytarzach kolejni gostkowie wkrada się monotonia. Jeden z nielicznych FPS-ów w którym wydaje się to wręcz cechą charakterystyczną w sposób niezamierzony. Sądzę, że ufilmowienie fabuły tylko by mu się przysłużyło. Doceniam ambitniejsze projekty lecz Bioshock 1 choć ogólnie ok nie przerasta w sposób szczególny gatunkowych mu bliźniaków - wspomniany Stalker podstawka posiada wszystkie cechy Bioshocka 1- klimat o klasę lepszy, równie dobra fabuła ze zwrotem akcji, postacie, także upierdliwy respawning niestety i dość otwarty świat. Szacun za nową markę do której przekonałem się teraz dzięki bardziej grywalnemu Infinite i miałbym ochotę nawet czytać wiadomości do ewentualnej czwórki. Powrót do Rapture raczej zbędny, jeśli już niech dadzą go w czasie rozkwitu jak tutaj z przechadzającymi się wokół ludźmi.
szkoda że nie grałeś w Bioshocka 2, wtedy chyba troszke inaczej spojrzałbyś na Infinite a w szczególności na fabułe którą tak zachwalasz ale o tym później...
Klimat, widocznie zależy to od gustu, dla mnie był genialny. Noi tutaj wypadałoby porównać obydwa miasta, Rapture i Kolumbie, w Bio 1 to podwodne miasto było od razu "odczuwalne" że tak powiem, duszny klimat, mrok i hektolitry wody za szybami robiły ogromne wrażenie, tymczasem chmurkowa Kolumbia praktycznie w ogóle nie nadawała grze klimatu. Jeszcze z początku kiedy łazimy po mieście można sobie popatrzeć na unoszące sie w powietrzu wieżowce, później będąc w coraz to kolejnych pomieszczeniach, lokacjach i przy tej nużącej walce w ogóle zapominało sie że jest to miasto w chmurach, równie dobrze mogło ono być na ziemi i nie byłoby różnicy.
Co do porównania do kreskówki... powiem szczerze że to stwierdzenie mnie zastanowiło i doszedłem do wniosku że Bio 1 przypomina mi bardzo komiksy Batman wydawane w latach 90' w Polsce przez TM Semic... kurcze naprawde ciekawa sprawa :D. A te pisanie o horrorze i Bioshocku... ludzie litości! To nie jest żaden horror, ja nie wiem jak ktoś może coś takiego napisać, radze pograć w Silent Hill'e, Condemned albo nawet The Suffering. Jest dość specyficzny klimat ale do horroru to temu daleko.
Postacie ogółem uważam za jedną z największych zalet Bio 1. Oprócz wspomnianego przez Ciebie Ryana, Fontaine, gość który dla mnie jest połączeniem Jimmy'ego i Tommy'ego DeVito z "Chłopców z Ferajny". Przebiegły i opanowany facet ale też straszny wariat. Kolejna Dr Tannenbaum, czyli postać która była chyba mocno wzorowana na Josefie Mengele a.k.a Anioł Śmierci z Auschwitz, spojrzenie na hitlerowców z naukowej perspektywy. Następny Suchong wyjęty chyba z japońskiego laboratorium diabła (dla tych co nie wiedzą o co chodzi: wygoglować). Noi mój ulubieniec Sander Cohen, miłośnik sztuki. Ogółem epizod z Cohenem jest moim ulubionym bo jest to całkowite oderwanie od dotychczasowego schematu gry... i jeszcze ta epicka scenka na koniec rozdziału kiedy schodzi przy brawach i wiwatach fanów <3. Kiedyś jak zastanawiałem sie nad ekranizacją Bio 1 to najbardziej do tej roli pasował mi Jack Nicholson albo Harvey Keitel ale cóż, o ekranizacji można raczej tylko pomarzyć... Jeszcze bym zapomniał o Dr Steinmanie, też mega postać.
Noi teraz już na temat fabuły Infinie. Zarzucasz Bio 1 że motyw utopijny był już przerabiany wielokrotnie w innych mediach, tym czesem w Infinite to przerabianie motywów jest widocznie 100 razy bardziej. Motyw religijny występował w innych grach już mnóstwo razy, przykładowo Silent Hill czy Dead Space, zresztą właśnie Bioshock 2. Infinite w pewnym sensie jest pod wieloma względami kalką historii z Bioshocka 2. W obu grach ogromną role odgrywa religia, w obu grach głównym przeciwnikiem jest przywódca tej "sekty" czy jak to tam nazwać, w obu grach walczymy przede wszystkim z jego wyznawcami i w obu grach występuje dziewczyna o niesamowitych zdolnościach która jest kluczową i w sumie najważniejszą postacią. Twórcy sie za bardzo nie postarali niestety, oprócz tego co wymieniłem co po prostu zostało skopiowane dodali jeszcze wymiary tworzone przez wybory zostawiając pole do popisu ludziom lubiącym używać wyobraźni.
Ogółem polecam Ci jednak zagrać w Bioshocka 2, nie tylko dla porównania do Infinite ale dlatego że gameplay w Bio 2 jest świetny, o wiele lepszy od tego w Bio 1 i Infinite. Dużo fajnych zastosować, ciekawe rozwiązania, no naprawde pod względem gameplay'u Bio 2 jest zdecydowanie najlepszym z tej serii.
W Infinite może i było bardziej przerabiane nie mniej jego fabuła podobała mi się nie tylko bardziej w stosunku do jedynki ale i do obecnie wychodzących filmów - choćby Incepcji. I doceniam dobrze zrobionego mindf-ucka. Pierwsze Bio pozostawiło mnie obojętnym bo i fabuła prowadzona konwencjonalnie. Jeden skręt o 180 stopni ( i to też nie nadzwyczajny ) to niewiele. Co jeszcze można dodać to to, że teraz zauważyłem możliwości jakie się otwierają dzięki zabawie z tematem zabawy rzeczywistościami - następny Bioshock mógłby się pobawić Dickowskimi motywami co być może uczyni go jeszcze głębszym dziełem. Zauważyłem teraz możliwości gier by to robić przy okazji tej właśnie części. Infinite zrobiło dobrą furtkę do tego.
Bioshock jest wystylizowany na to by doznawać klaustrofobicznej grozy. Stalker też nie jest horrorem a można podskoczyć, niestety bajkowe postacie Tatuśka, dziewczynek skąpane w mrocznym sosie psują mi odbiór całości, może też to, że z protagonisty żaden tam Gordon Freeman oraz inne wspomniane mankamenty nie pozwalają się cieszyć, że mam grową wersję "Tragedii Posejdona". Gdyby konwencja była realistyczna kupiłbym to bardziej. Może pojawiło by się autentyczne napięcie. Jakoś to tak wyszło, że podobne do siebie skąpane w mroku korytarze z takiej gry jak "Fear 1" robiły klimat a tu podobne do siebie pogrążone w ciemności komnaty podwodnego miasta i otaczające zewsząd tafle wody nie dają satysfakcji. Częściowo muszę za to obarczyć bajkową konwencję. Co do postaci, jeśli nawet nieźle napisane to gdzieś to już wszystko było. Jak nie w grach to w filmach. Daleki od zauroczenia.
Bio 2 kiedyś zaliczę - wolałbym ograć coś nowego niż próbować się przekonywać przechodząc jeszcze raz oryginał. Tyle, że dużo innych gier do przejścia. Przydałoby się zaliczyć pierwsze dwa Deus Exy, trójkę Gothica, inne starsze FPS-y, kupić PS 3 i ograć tamte exclusivy, obecnie jako, że dobre było Halo 4 biorę się za trójkę i może też w przyszłości Reacha. Do Bioshocka mi nie spieszno.
"Jakoś to tak wyszło, że podobne do siebie skąpane w mroku korytarze z takiej gry jak "Fear 1" robiły klimat..." myśle że tutaj można zakończyć dyskusje bo po prostu mamy całkowicie inne gusta ;). Na mnie Fear 1 nie zrobił żadnego wrażenia, uważam że z to jedna z najgorszych gier typu Survival Horror, jeszcze przy pojawianiu sie Samary (nie wiem czy dobrze zapamiętałem) robiło sie ciekawiej ale co do lokacji to były one strasznie mizerne.
No a co do tych rzeczywistości to tutaj twórcy Infinite naprawde zadbali o swoją przyszłość i konta bankowe. W sumie to nie powiem, czekam na DLC, może tam coś ciekawego zrobią, żeby był dodatek w klimacie rozdziału w domu Comstocka z przyszłości to chętnie taki zakupie, pozdro.
Almy. Ktoś dobrze napisał, że Fear 1 to udane przeniesienie staroświeckiego dreszczowca z domieszką Azji na temat nawiedzonego domu w nowoczesny, wielkomiejski biurowiec, który się tu tyle zwiedza. Sam uznaję, że gra Fear 1 jest prócz Ringu lepszy od wszystkich mu podobnych filmów z małymi, długowłosymi dziewczynkami. Lokacje jak lokacje ale "duszność" była na tyle obecna, że ciąłem i ciąłem i jeszcze na pewno wrócę do tego.