BioShock uznawany za jedną z gier wszech czasów wielokrotnie królował w tego typu zestawieniach. Jakoś nigdy nie było mi z nim po drodze i zawsze nadrobienie odkładałem na później. 6 lat temu ukończyłem System Shocka 2, którego BioShock jest duchowym następcą. I to widać w niemal każdym elemencie gry. Nie ma wszak nic w tym dziwnego, bo za obie produkcje odpowiedzialne jest to samo studio - Irrational Games z Kenem Levinem na czele. W ciągu kilku najbliższych miesięcy zamierzam przejść całą trylogię i nadrobić tą jedną z ważniejszych growych serii.
Mamy rok 1960, nasz bohater Jack leci samolotem, który w pewnym momencie wpada do morza. Jack może uważać się za farciarza, gdyż nie tylko przeżył katastrofę, ale i rozbił się w pobliżu Rapture, podwodnego miasta, które miało zostać utopią. Jak w tego typu historiach bywa powstało coś przeciwnego. Dość szybko Jack orientuje się, iż miasto zostało pogrążone w chaosie. Łączność z nami nawiązuje niejaki Atlas, któremu chcąc nie chcąc musimy zaufać i wykonywać jego polecenia. Większość fabuły gracz poznaje poprzez audiologi oraz otoczenie. Im dalej, tym więcej dowiadujemy się o makabrycznych eksperymentach jakich dopuszczali się zamieszkujący Rapture naukowcy. Za sprawą nowo odkrytego gatunku ślimaków odkryto substancję ADAM, która daje nadprzyrodzone zdolności. ADAM stał się też narkotykiem, zaś ludzie od niego uzależnieni zamieniali się w genofagi, czyli pozbawione rozumu istoty i główny rodzaj przeciwnika. By pozyskiwać większe ilości substancji stworzono Siostrzyczki - małe dziewczynki do których żołądków wszczepiono ślimaki. Gdy wybuchła wojna między założycielem Rapture Andrew Ryanem i grupą oporu pod przewodnictwem Atlasa Siostrzyczki miały także zbierać ADAMA z ciał poległych mieszkańców Rapture. By bronić dziewczynki stworzono Tatuśków, ludzi w wielkich kombinezonach których z Siostrzyczkami łączy specjalna więź. Wielokrotnie w trakcie przygody w Raputre spotkamy ich. Po zabiciu Tatuśków będziemy mieli wybór, czy zabić Siostrzyczki pozyskując 160 ADAMA, czy je uratować, ale dostajemy wtedy o połowę mniej substancji, dzięki której odblokowujemy nowe umiejętności. Wybory moralne wpływają tutaj zarówno na gameplay, jak i zakończenie.
Jak na duchowego następcę przystało każdy kto grał w System Shocka 2 w mig znajdzie wiele podobieństw. Zarówno tych gameplayowych, jak i fabularnych. Nasz bohater może się odrodzić w specjalnych komorach, posiada moce, które stopniowo rozwija, fabułę poznajemy głównie poprzez audiologi, nawet zwroty akcji są dość podobne. To co różni oba tytuły to realia. W SS2 mieliśmy prom kosmiczny, a w BS podwodną dystopię - Rapture. Mimo, iż BioShock nie jest erpegiem za jakiego można uznać System Shocka 2 to wciąż mamy spore pozostałości elementów RPG. I tak jak w SS2 zdobywamy zarówno umiejętności pasywne, jak i specjalne moce - tutejszą magię, dzięki tzw. plazmidom tworzonym z ADAMA.
Choć BioShock to duchowy następca System Shocka 2 w którym bawiłem się doskonale to ciężko było mi się przekonać do tej gry i przebrnąć przez pierwsze godziny. Odbijałem się kilkukrotnie, aż wreszcie za trzecim bądź czwartym podejściem udało się przejść. Rozgrywka jakoś niezbyt mi przypasowała, z kilku powodów. Już od początku mamy do czynienia z licznymi przeciwnikami wyłażącymi zewsząd. Tu strzela do nas wieżyczka, jakiś genofag zachodzi od tyłu. Tutaj znowu włącza się jakiś alarm, zlatują się boty. Mało to wszystko czytelne, zwłaszcza w dość ciemnych lokacjach i z początku ciężko ogarnąć ten chaos. Plansze choć niezbyt rozległe to miejscami mogą przypominać labirynt w którym dość łatwo się zgubić. Przez to wszystko niezbyt chciało mi się eksplorować kolejne poziomy. Respawnujący się przeciwnicy w mig potrafią opróżnić nam magazynki, ponadto utrudniają odsłuchiwanie audiologów. W SS2 też przeciwnicy się respawnowali, ale chyba nie na wszystkich etapach i nie było ich tak dużo. Sterowanie także nie ułatwia sprawy. Chcesz biec szybciej to wciskasz lewy Shift, ale zamiast sprintować to wyskakuje okno wyboru broni i mocy. Chcesz celować przez szczerbinkę to wciskasz PPM, ale zamiast tego przełącza cię na moc. Do samego końca nie mogłem przywyknąć do tego sterowania i często w co gorętszych momentach przez przypadek zmieniłem amunicję. Nie przypasował mi też model strzelania. Jest płaski i totalnie niesatysfakcjonujący. Nie czuć mocy poszczególnych pukawek. Przynajmniej na różnorodność arsenału narzekać nie można, bo trochę tego jest.
Przeciwnicy też biegają bez ładu i składu, ciężko w nich wycelować, a gdy mają mało zdrowia uciekają do automatów leczących. Choć to ostatnie akurat jest fajne. To wszystko sprawia, iż gameplay nie sprawiał mi frajdy, irytował i był czymś przez co trzeba było przebrnąć. Ciężko jest delektować się fabułą i klimatem kiedy rozgrywka irytuje. Polecam grę na niskim poziomie trudności.
Graficznie BioShock wciąż trzyma się nieźle głównie przez swoją retrofuturystyczną stylistykę, która kojarzyła mi się z Falloutem 3 i New Vegas czy The Outer Worlds. Oczywiście tekstury nie porażają szczegółowością, jak i modele postaci, ale wizja Rapture urzeka. Także utwory z lat 50. i 60. które możemy usłyszeć tu i ówdzie przywodziły mi na myśl Fallouty.
W BioShocku źle wyważono proporcje. Gameplay bez polotu sprawia, iż trudno jest wczuć się w klimat. Mimo to polecam grę, bo to jest świetnie opowiedziana i klimatyczna rzecz.