Rapture - podwodna utopia artystów, inżynierów i genialnych ludzi, która upadła. Kapitalne miejsce, które ma potencjał na co najmniej film. Do tego stylizacja na lata 60 i multum gatunków, które może pomieścić świat przedstawiony.
Ten świat zasługuje na o wiele więcej niż taśmowo robione questy z serii: odwiedź 10 lokacji i przynieś 30 rzeczy, przeciwnicy błąkający się po poziomach niczym kreatury z gier dla dzieci sprzed 16 lat, masa niepotrzebnych umiejętności (zwłaszcza dotyczących przejmowania kontroli nad maszynami) czy ogólna bezpłciowość świata i schematyczność.
Chciałbym przeżyć w Rapture romans, zabić kogoś na zlecenie albo po prostu je pozwiedzać. Wszystko ograniczone jest przez sztuczne i niewidzialne bariery, a gracz leci jak po sznurku przez niekończące się pomieszczenia, w których albo znajduje randomowy sprzęt, albo słucha podobnych nagrań, informujących, że w Rapture dzieje się źle.
Rozgrywka to walka z wszędobylską ciemnością oraz okropnym interfejsem z bronią i amunicją.
Świat Rapture to naprawdę fajny materiał, którego nie wykorzystano.