PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=612099}
7,1 2,9 tys. ocen
7,1 10 1 2925
Dead Space 3
powrót do forum gry Dead Space 3

Z kolegą przechodziliśmy po kupieniu na Humble Bundle.
Jasne, że nie jest już tak straszna jak jedynka, ale trudno oczekiwać, by twórcy mogli po raz trzeci skutecznie straszyć tym samym.

Granie na COOP we 2 jest ekstra, tego brakowało w 1 i 2.

ocenił(a) grę na 8
lisu_9

tak, tylko gra jest zrobiona pod tryb kooperacji. We 2 gra się w miarę łatwo. W pojedynkę gra stanowi niemałe wyzwanie.

użytkownik usunięty
lisu_9

Stawiam ją niemalże na równi z jedynką. Choć i tak cała trylogia zajebista, dwójka nieco gorsza, ale trójka dosłownie kosmiczna. Lepszy survival horror już nie powstanie. Teraz tylko John Carpenter powinien przerzucić DS na wielki ekran i mogę umierać.

Jestem właśnie na początku i zapowiada się spoko.

ocenił(a) grę na 10

mam podobnie.

Początkowo najlepszy coop game jaki powstał był L4D (1). Sądziłem, że nic jego nie pobije. Po przejściu DS3 z kumplem zmieniłem diametralnie zdanie. :D

ocenił(a) grę na 8

Gra jest dobra, ale survivalem ciężko to nazwać. W wielu grach akcji twoim głównym celem jest przeżyć aby fabuła toczyła się dalej. A jednak nie mówi się Survival FPS czy Survival Platformer. Survivalem można nazwać Amnezję gdyż tam ewidentnie nie dało się walczyć i trzeba było korzystać albo z elementów otoczenia aby się ukryć lub liczyć na speed.
I w przypadku DS1,2 czy 3 nie chodzi o to, że skończy się amunicja i musisz machać łapami. Po prostu w Dead Space nie ma możliwości uniknięcia starcia czy sukcesywnej ucieczki lub zrobienia barykady, której necromorph nie będzie w stanie pokonać. To są ważne elementy survivalu. Owszem, w DS3 pojawiła się opcja w kilku miejscach (ja naliczyłem 2) niepostrzeżonego przedarcia się przez siły wroga (takie niższe chude ludziki reagujące na hałas), ale nie zaliczyłem testu ukrycia.

No i nie jest też prawdą, że gra nie straszy - owszem necromorphy traktuje się w DS3 na porządku już dziennym, ale było kilka fajnych momentów np: necromorph wypadł mi z windy, z której przed chwilą wysiadłem, czy też wyskoczył z boku z kanału wentylacyjnego, koło którego akurat przechodziłem.

DS1 było straszniejsze z wielu powodów - nowe, opuszczone korytarze, Isaac nie gadał jak nakręcony, brak nachalnej muzyki, która spłyca nastrój (w ciszy jest straszniej), brak świetnego motywu "Twinkle twinkle little star", wiele necromorphów leżało na ziemi udając niegroźne trupy i ożywały dopiero gdy Isaac znajdował się bardzo blisko. Jeżeli najpierw się słyszy trzask blachy, a dopiero po 2 sek. coś wyskakuje z kanału wentylacyjnego to nie może być straszne. Visecral zrezygnował niestety z tych straszydeł - może bali się procesów o zawały serca, nie wiem.

użytkownik usunięty
zygdresze

Ja śmiało mogę powiedzieć, że jestem równie wielce zakochany w całej trylogii Dead Space, co w serii Half-Life począwszy od końcówki lat 90 aż po dzień dzisiejszy. Z łezką w oku wspominam premierę HL1 czy też Opposing Force. Minęło już tyle lat, a gra się nie zestarzała (nie chodzi mi o oprawę audiowizualną). Co do Dead Space. Było kilka zabiegów, które mogły wydawać się dziwne. Jak dla mnie Isaac, który w 2 i 3 części przemówił był jak najbardziej zajebistym posunięciem. O ile w jedynce milczący Clarke sprawdził się idealnie, o tyle nie wyobrażam sobie przede wszystkim trójki, gdzie nie ma dialogów pomiędzy nim, Nortonem, Carverem czy Ellie.W końcu musieliśmy poznać jego osobowość, poczuć emocje, które nim targają. W trójce milczący Isaac byłby strzałem w stopę Visceral Games. Osobiście wszystkie 3 części to giganci w swojej krasie, niemniej jednak najbardziej przypadła mi do gustu trójeczka, może dlatego, że miała w sobie coś z filmu "The thing"? Ciężko jest mnie czymkolwiek urzec, seria Dead Space bardziej, niż mnie urzekła- całkowicie zdobyła moje serce i szczerze mówiąc, to robi mi się trochę smutno, kiedy pomyślę, że to już koniec, hehe.

ocenił(a) grę na 8

Masz rację, DS3 bez gadającego bohatera by się nie sprawdził - do wykreślenia z listy. Jednak "mrugającej gwiazdeczki" brakowało mi już w części 2. Do tego w DS1 prawie do końca miało się nadzieję na uratowanie ukochanej Isaaca - świetny numer z uciętym nagraniem.
DS2 fabularnie nic nie rozwinęła w historii. Przy DS3 jest dużo lepiej.

I ostatnia rzecz, która mnie zastanawia. Nie wiem czy DS stanowi początek kanonu świata Dead Space ale jeżeli tak to czy autorzy nie zmienili totalnie historii Markerów w kolejnych częściach? Nawet film animowany Dead Space - Upadek jakby szedł w tę stronę. Marker na Aegis IIV nie był po to aby szerzyć infekcję. Teoria martwej przestrzeni wokół Markeru była jak najbardziej adekwatna - Marker powstrzymywał necromorphy i wprowadzał w stan uśpienia. Dopiero zdjęcie Markeru z podstawy wzmacniającej i zabranie na Ishimurę doprowadziło do katastrofy. Wydaje mi się, że nawet Altman, zgodnie z notatkami z DS1, był świadom błędu jaki popełnił tworząc organizm z wprowadzonym DNA na bazie odczytanych informacji z Markeru. Jego założycielstwo kościoła Unitologów też jest podejrzane - był patronem owszem, ale założycielem raczej nie.
Jak dla mnie DS2 i DS3 totalnie obróciły tę historię, a z markerów uczyniono byty żądne śmierci.

użytkownik usunięty
zygdresze

Jeśliby zrobić pewną gradację gry, tzn. podzielić ją na 2 części, rozgraniczyć jedynkę po jednej, dwójkę i trójkę po 2 stronie, to faktycznie znajdziemy pewien punkt kulminacyjny. Sukces pierwszej części był już przed premierą wiadomy, po pierwsze potężny silnik graficzny, który od 2008 roku faktycznie nadał pewien tor nowej fali, jaką była cała historia. Jedynka zaczyna i kończy pewien etap w tworzeniu gry. Zauważ, że zabiegi wykorzystywane w jedynce znalazły zastosowanie w kolejnych częściach, coś jednak zostało zabrane, coś jednak dodali. I nie mówię tu o nowych smaczkach serii. Dead Space stało się kultowe nie przez samą w sobie historię. Ta gra pokazała, że można wielotorowo obrać kierunki, dać graczowi możliwość swoistego ugryzienia gry od różnych stron. Mamy tu do czynienia w istocie z survival horrorem, bo jest wiele analogii, które możemy podpiąć pod takie klasyki jak Resident Evil, Alone in the Dark czy Silent Hill. Gra ewoluowała, zachowując elementy pierwotne, ale pokazane też zostały inne, bardzo umiejętnie wplecione, pozwalające skupić się nie tylko na klimacie, ale i wartkiej akcji. Ta gra zdobyła sukces, bo każdy może znaleźć coś dla siebie, dla mnie to jest fenomen. Zaspokojenie potrzeb milionów konsumentów na całym świecie tkwiło w geniuszu twórców. Teoretycznie fabuła jest banalna- mamy opuszczony planetołamacz, mamy sygnał S.O.S. i ekipę marines z inżynierem, którzy na statek się dostają. Mnie to przypomina Horyzont Zdarzeń, film Paula W.S. Andersona z 1997 roku. Teoretycznie nic odkrywczego, prawda? Postaci nie są jakieś wybitnie tajemnicze. Nawet w trójce. Mamy Isaaca, doskonale znanego z poprzednich części, faceta zniszczonego, zakompleksionego, pełnego gniewu i brawury, mamy Nortona, który, co jest już na początku pewne, będzie jednym z głównym antagonistów w grze, mamy Carvera- naszego wiernego kompana, ukochaną Ellie, o którą tak naprawdę główny bohater się troszczy, mamy też Jacoba Danika- postać naprawdę niezbyt skomplikowaną, przewidywalną. Ta gra ma coś więcej, coś czego nie potrafię wytłumaczyć. To taka mgiełka perfekcjonizmu. Ta gra nie została zrobiona dla graczy. To gracz został odpowiednio przygotowany do jej odbioru, dla mnie tu tkwi fenomen serii. Spójrz, trzecia część zaoferowała nam baaaardzo wiele przyjemności. Mamy tryb coop, gdzie historia wygląda zupełnie inaczej, mamy dodatkowe misje w trybie single player, które przedłużają grę nawet o 3 do 5 godzin, to naprawdę dużo! Każdy zakamarek powoduje skurczenie się moszny i chęć poznania najdrobniejszych detali, hehe. Dziesiątki pobocznych ścieżek, opuszczonych zakamarków stacji, w tle zawieja, ciemność, gdzieniegdzie tli się jakaś stara lampa, w tle słychać jęki i krzyki. NIe jesteśmy pewni niczego. Ziom, nie miałeś tak, że grając w tą grę zdawałeś sobie sprawę, że jesteś pośrodku tajemnicy i masz kilkanaście drzwi, które możesz otworzyć i zależy tylko od ciebie czy zrobisz to czy nie? Dead Space zrobił na mnie ogromne wrażenie, dał mi coś, czego nie zaoferowała mi inna gra, nie tylko tego gatunku. Zakochałem się w niej po uszy, przeszedłem już 3 razy i chcę jeszcze raz, bowiem wiem, że nie odkopałem wszystkiego. Będzie mi brakowało całej serii, bo niestety, ale trójka była już ostatnią. Mam tylko nadzieję, żę marketing wokół DS nie wygasł i pozwoli nam jeszcze długo cieszyć się dobrą, naprawdę ku rwa dobrą, solidną marką.

ocenił(a) grę na 8

W kwestii survivalu już się wypowiedziałem. Gry są bardzo dobre ale osobiście nigdy bym tam znaczka survival nie postawił. Resident Evil (przed częścią 4) oferował niby podobny poziom survivalu, z tym że to niby to właśnie to czego zabrakło w DS. W RE braku amunicji nie dało się nadrobić nożem - alternatywną bronią. Nóż był ostatecznością. Należało się nauczyć gdzie użyć spluwy i zmarnować amunicję, a gdzie po prostu zmykać pozostawiając zombiaki za sobą. Było niewiele lokacji, gdzie drzwi ryglowały się na czas walki - właśnie tam broń była potrzebna najbardziej.
W DS jest zupełnie odwrotnie. Autorzy gry nie uwzględnili opcji ucieczki. W zasadzie w większości pomieszczeń gdzie coś na ciebie wyskakuje drzwi się blokują na czas walki. Jeżeli to ma być survival, to dla mnie DS jest survivalem równo z grą Doom czy Half-Life (nie mylić z klimatem). W DS3 udało mi się stworzyć pukawkę, której wystrzał działał jak fala powalając stwory na ziemię. Ale co z tego, gdyż zanim zdążyłem podbiec i je rozdeptać to już były na nogach gotowe do szarżu.
W Silent Hill ucieczka również była dopuszczalną formą walki.

W kwestii fabuły to szczerze powiem, że to co przedstawiła jedynka w kwestii markera to bardziej mi to odpowiadało. Tam to nie marker był tym złem, to ludzie, którzy żądni bogactw i pozyskiwania surowców za wszelką cenę doprowadzili do katastrofy. Ale być może to ja coś źle wyłapałem z fabuły DS1.
Co do klimatu, cóż nie znam innej podobnej o tej tematyce w takim wykonaniu. Doom3 niby też akcja na stacji kosmicznej, ale się nie umywa. Mało jest takich gier. Horyzont zadrzeń również widziałem i ... brakowało mi części 2 - losów statku po zagięciu czasoprzestrzeni.

Z resztą się zgadzam, choć akurat moszna mi się nie kurczyła :).
Z plotek, które znalazłem część 4 podobno ma być. Nie wiem jak skończyła się DS3 bo jeszcze gram. Być może koniec DS3 jest taki, że nie ma z czego zrobić DS4.