Czyli eleganckie określenie na zrzynkę :). W tym wypadku mamy do czynienia z "duchowym zrzynaniem" z System Shocka 2. To Dead Space, a nie Bioshock, reklamowany tym hasełkiem, ma więcej wspólnego z genialną grą z 1999. U dzisiejszych graczy produkcje z taką grafiką wywołałyby co najwyżej śmiech, więc nic dziwnego, że słyszy się głosy jaką nowością jest ta gra. Tymczasem wszystko to już było: dryfujący w kosmosie statek-widmo, gigantyczny organizm infekujący ludzi i zmieniający ich w mutanty, posiadający przy tym telepatyczne zdolności i mieszający w głowie głównego bohatera, sam bohater zdradzony/oszukany przez kogoś kto przez komunikator prowadził go przez część gry, owi mutujący ludzie przekonani czy to przez szaleństwo czy indoktrynację, że padnięcie ofiarą Organizmu służy wyższemu celowi, audio logi wreszcie, to motyw z wielu gier, ale zapoczątkował je - o ile się nie mylę - pierwszy System Shock.
Co prawda nie mam nic przeciwko powtarzaniu świetnych motywów, ale ten brak oryginalności, plus przewidywalna fabuła owocuje stratą punkcika ;).