...mogłoby być lepiej.
Na początek muszę się niezgodzić, jakoby optymalizacja portu na pecety była jakaś
tragiczna. Spokojnie można pograć na średnio-wysokich detalach przy dwujajowym
procku i grafice ze średnio-niskiej półki. Kod gry nie pozwalający na idealnie płynną grę
w zatłoczonym mieście, niezależnie od posiadanego sprzętu, to jeszcze nie powód, aby
tak narzekać. Moim zdaniem miodnośc rozgrywki nadrabia wszystkie niedociągnięcia
związane z konwersją.
Wyraźnie widać zakończenie ery GTA 3. Grafika jest mniej "bajkowa", a fabuła znacznie
poważniejsza i zawiła. Jednym się to spodoba, innym nie - tym razem nie uświadczymy
misji polegających na lataniu zabawkowym samolotem czy wykradnięciu jet-packa ze
Strefy 51 w pojedynkę. O ile bohater nadal stanowi jednoosobową armię, o tyle teraz
jesteśmy bardziej świadomi naszej "śmiertelności". Niko porusza się o wiele toporniej
od swoich poprzedników, a co za tym idzie - realistyczniej. Jest też bardziej wrażliwy na
upadki i postrzały.
Postacie są mniej wyraziste. Ani antagoniści, ani przyjaciele Niko nie zapadają w pamięć
tak, jak to miało miejsce w przypadku San Adreas. Jakąś konkurecję stanowią chyba
tylko Roman, Jacob i Dwayne. Dużo chętniej zabrałbym na wódkę Wooziego czy Truth'a.
Ponadto, dotychczas wykonywaliśmy zadania dla bardzo charakterystycznych osób, tutaj
natomiast wielu pracodawców jest do siebie tak podobnych, że ciężko ich odróżnić.
GTA znane jest z humoru. Mimo, że jeszcze żaden bohater nie miał tak ciętego dowcipu,
jak Niko, to zdecydowanie brakuje wyżej wspomnianych absurdalnych misji i sytuacji.
Jest zbyt mrocznie, poważnie, a zadania są do siebie strasznie podobne. Właściwie
wszystkie misje możnaby streścić tak: 'przyjeżdzamy na spotkanie, coś idzie nie tak,
strzelanina'.
[SPOILER]
Nie spodobały mi się obydwa zakończenia. Ginie albo nasza ukochana, albo kuzyn. Nie
osiągamy spektakularnego sukcesu, nie zdobywamy wielkiej fortuny. To boli zwłaszcza,
że Bellic to dotychczas najsympatyczniejszy bohater i, autentycznie, dobrze mu życzymy.
Pod koniec gry wyobrażałem sobie filmik końcowy przedstawiający Niko i Kate
odchodzących w kierunku zachodzącego słońca, a tu taki smutny zwrot akcji.
[/SPOILER]
Podsumowując, jak zawsze w przypadku GTA - jest miód i godziny wspaniałej zabawy.
Szkoda tylko, że wszystko w takiej szarej i smutnej oprawie.
No właśnie. Gdyby ta gra nie nazywała się GTA to bez wahania dałbym 10/10, ale GTA to dla mnie synonim humoru, barwnych postaci (Rosenberg, OG Loc), absurdalnych misji (skakanie motorem po dachach, palenie pola marihuany). IV poszła w stronę realizmu i mocnej historii, humoru też mniej (Brucie ratuje sytuacje), o misjach wszystko napisałeś. Prawie bym zapomniał. Bardzo słaba ścieżka dźwiękowa, jak na GTA. Jest to pierwsza część gdzie słuchałem własnej muzyki bo stacje radiowe (oprócz Liberty Rock Radio) są po prostu słabe. Nie podoba mi się kierunek w jaki zmierza seria. Mam nadzieję, że V będzie mieć o wiele więcej z Vice City i San Andreas niż z IV. 8/10
Nie. Roman tylko irytujący, a Florian jeszcze bardziej. Jeśli porównać ich do Umberto Robiny, Ricardo Diaza, OG Loca i filmikach z ich udziałem po których płakałem ze śmiechu. Choć patrząc na resztę obsady to Florian jeszcze może być. Natomiast o ludziach typu Pegorino, Boccino nie potrafię nic powiedzieć. Bezbarwni.
Jeffrey nie był dla ciebie irytujący? Serio?
Jeśli ktoś w czwórce denerwuje gracza, to z pewnością jest to Brucie, ale jego postać jest de facto udaną satyrą na amerykańskich pakerów. Poza tym, jeśli ktoś jest dla ciebie irytujący, nie znaczy, że nie jest barwny. To pod żadnym pozorem się nie wyklucza. Mnie Florian wkurzał (Roman nierzadko także) i podejrzewam, że wielu innych miłośników gry również. Trudno o większy komizm postaci.
Ale cóż, widać, że się nie zrozumiemy, chociażby po - jak sądzę - odmiennym postrzeganiu VC, które poza klimatem nie ma wg mnie kompletnie nic do zaoferowania. Tak samo jak ty o Pegorino czy Rayu nic nie potrafię powiedzieć o Tommym Vercettim - o ile CJ trzyma poziom, Tommy nie umywa się do Niko pod żadnym względem. Zawsze przypominał mi zwykłego lalusiowatego pakera bez wyrazu z najbliższej siłowni. Muszę przyznać, że o wiele lepiej grało mi się nawet niemym Claude'em Speedem. Dzięki temu, że nic nie mówił, można się było z nim dowolnie utożsamić.
Poza tym, najbarwniejszą postacią w SA był Ryder. Denerwujący to był The Truth.
Powiem tak: do GTA IV kompletnie nie mam ochoty wracać, a VC i SA z pewnością przejdę jeszcze nie raz.
Fakt, nie jest tak absurdalnie jak w poprzednich częściach, ale i tak się uśmiałem. Roman, Brucie, Little Jacob, kłótnie Irlandczyków, audycje w radio. Nawet postacie "normalne" często rzucają jakimiś dobrymi tekstami.
Poza tym moim zdaniem Niko jest najlepszym głównym bohaterem w GTA, może razem z Victorem z VCS.
Moim zdaniem jest najlepszy, bo jest najbardziej złożony wewnętrznie. Przez całą grę jest pełen dylematów moralnych i popełnia przestępstwa nie dla sławy i przestępstwa, lecz po to, by zapewnić bezpieczeństwo sobie i swoim najbliższym. Nie widzi ku temu innej drogi, nad czym ubolewa. To po prostu bohater tragiczny, co najlepiej pokazuje zakończenie.