PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=606177}
7,7 3,3 tys. ocen
7,7 10 1 3320
Neverwinter Nights 2
powrót do forum gry Neverwinter Nights 2

Pierwszy Neverwinter Nights powstał de facto jako narzędzie do tworzenia własnych przygód i rozgrywania erpegowych sesji. O kampanii fabularnej można powiedzieć, że była i miała nawet swoje momenty, lecz stanowiła jedynie dodatek i prezentację możliwości silnika. NVN był pierwszym moim rolplejem z mechaniką D&D i choć grę przeszedłem niemal 20 lat temu to wciąż pamiętam takie postaci jak Lady Aribeth. Dzisiaj dziwi mnie chociażby to, że twórcy nie dali nam możliwości grania pełną drużyną jak w serii Baldur's Gate. Mieliśmy jedynie protagonistę, ewentualnie mogliśmy nająć najemnika. Miałem kilka prób powrotu do "jedynki", ale spełzały one na niczym, bo szybko od gry się odbijałem, nie potrafiła mnie wciągnąć. A ostatnio przeszkodził mi w tym jakiś bug graficzny z migającymi teksturami. Może kiedyś jeszcze spróbuję, bo chciałbym nadrobić sobie dodatki w które nie grałem. Do stworzenia sequela został zatrudniony Obsidian, który już miał za sobą pracę nad innym sequelem do gry BioWare - Star Wars: Knights of the Old Republic II. Studio złożone z doświadczonych deweloperów z Black Isle postanowiło wrócić do korzeni i dać nam do dyspozycji pełnoprawną drużynę śmiałków, którą złożymy z napotkanych postaci. Tych jest aż dwanaście, jest więc z czego wybierać. Choć większy nacisk położono na kampanię fabularną to do Neverwinter Nights 2 podobnie jak do "jedynki" wyszły narzędzia moderskie które pozwalają na tworzenie własnych kampanii.

Opowieść rozpoczyna się klasycznie by nie rzec - sztampowo. Po stworzeniu bohatera (o czym później) zaczynamy jako przybrane dziecko Daeghuna w Zachodnim Porcie, wiosce położonej na bagnach. Zaczyna się sielsko, bowiem razem z przyjaciółmi bierzemy udział w lokalnym festynie złożonym z kilku konkurencji. Stanowi to dobry pretekst by nauczyć nas podstaw sterowania i mechanik. Nie jest to zbyt porywający początek, ale dość dobrze spełnia swoje zadanie. Wówczas następuje zdarzenie, które zmusza naszego protagonistę do wyruszenia z Zachodniego Portu by rozwiązać problem. Tak naprawdę Neverwinter Nights 2 rozkręca się dopiero gdy dotrzemy do tytułowego Neverwinter.

W I akcie sporo jest korytarzowych mapek wypełnionymi przeciwnikami. Na dłuższą metę może to znużyć zwłaszcza, iż przy tym przez cały czas walczymy z kamerą. Irytujący byli również przeciwnicy wyskakujący dosłownie znikąd i pojawiający się za naszymi plecami by zrobić "sprytną" zasadzkę. Jeszcze bardziej wydłużało to przemierzanie lokacji. W II akcie robi się ciekawiej, nie ma też aż tylu walk. By oczyścić się z zarzutów prowadzimy śledztwo i uczestniczymy w procesie (co przypomina podobne wątki w pierwszym NVN czy KotOR), później zaś otrzymujemy twierdzę, której zarządzaniem możemy się zająć. Akt III to finał w którym jest sporo walki, ale na szczęście lokacje nie są tak duże, więc tempo akcji jest spore.

Poza kilkoma questami towarzyszy nieco brakowało mi większych zadań pobocznych. Większość poboczniaków wykonujemy niejako przy okazji wątku głównego. Brakowało mi większej liczby zadań, które dałoby się rozwiązać przy pomocy dialogów. Choć opowieść kręci się wokół tajemniczego zła i ratowania świata to całościowo jestem usatysfakcjonowany przygodą i drogą jaką przeszła moja postać: od mieszkańca jakiejś wioski na bagnach do potężnego bohatera, rycerza, członka słynnej Dziewiątki Neverwinter i właściciela twierdzy w pobliżu Neverwinter.

Gra oparta jest na D&D 3,5. Do dyspozycji mamy 16 ras i 11 klas podstawowych, 17 prestiżowych. Lubię ten system, gdyż w przeciwieństwie do Baldurów opartych na drugiej edycji D&D nie ma tutaj pustych leveli. Co poziom więc podniesiemy jeden albo kilka rodzajów statystyki: atrybut, umiejętność, atut czy zaklęcie.

Sterowanie oraz interfejs nie należą do najbardziej intuicyjnych i wygodnych. Praca kamery jest uciążliwa i to niezależnie w jakim trybie: badania, strategicznym czy postaci. Nie spełnia swojej roli, więc przez całą grę walczymy z kamerą co nieco przeszkadza wczuć się w klimat. Ciężko taktycznie podejść do niektórych potyczek skoro nie można się rozejrzeć swobodnie po lokacji, bo w żadnym z trybów kamera nie działa poprawnie. Zwłaszcza jeśli eksplorujemy wąskie wąwozy w jakichś górach. Widzimy powyżej grupę orków, ale nie możemy sprawdzić z której dokładnie strony do nas przybiegną. Albo w kryjówce Githyanki droga cały czas idzie pod górę i w trybie strategicznym dosłownie nic nie widać, bo nie można wystarczająco oddalić kamery ani ustawić jej pod odpowiednim kątem. Oczywiście po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki kamera mnie tak nie irytowała jak na początku, bo na przestrzeni całej kampanii metodą prób i błędów nauczyłem się jak sobie z nią radzić.

Na początku możemy mieć jedynie trójkę towarzyszy przy sobie. W dalszej części kampanii dochodzi czwarta postać, która towarzyszy nam w drugim akcie. W trzecim rozdziale można już brać dowolną czwórkę kompanów. W sumie postaci które mogą dołączyć do nas jest dwanaście. Jako, iż w erpegach najbardziej przywiązuję się do bohaterów, których spotykamy na początku przygody tak przez większość czasu towarzyszyli mi Khelgar, Neeshka, Elanee, którą później wymieniłem na Qarę. Oczywiście od czasu do czasu korzystałem też z "usług" innych towarzyszy, którzy do nas dołączali. W niektórych misjach kampanii gra niejako wymusza by w drużynie była konkretna postać. Dzięki temu można zapoznać się z ich umiejętnościami. W Mass Effect 2 też mieliśmy dwunastkę towarzyszy, ale specyfika gry była nieco inna. Tam mieliśmy dynamiczniejsze, krótsze misje i łatwiej było "żonglować" towarzyszami. 

Postaci w NVN2 może nie zapadają w pamięć jakoś bardzo, ale generalnie większość można polubić albo przynajmniej nabrać negatywnego stosunku jak do Bishopa, który jest dupkiem. Część postaci przypomina odpowiedniki z innych gier na Infinity Engine. I tak taki Khelgar to mieszanka Minsca i Keldorna, Elanee przypomina Jaheirę, a Neeshka Annę z Planescape: Torment. Podobnie jak w KotOR II mamy system wpływu. W zależności od naszych poczynań towarzysze mogą się bardziej przed nami otworzyć bądź nie. Dla niektórych będziemy mogli wykonać questa. Wpływ na nich jest istotny w kilku miejscach fabuły kiedy to mogą stanąć przeciwko nam. Brakowało mi nieco rozmów z towarzyszami na wzór Dragon Age: Origins czy Mass Effectów gdzie co jakiś czas dzielili się z nami kolejną porcją swoich zwierzeń. W NVN 2 gdy już wyczerpiemy wszystkie tematy to rzadko kiedy pojawia się jakiś nowy temat do rozmowy. A jeśli już to jest on związany z questem fabularnym.

Crafting mógłby być zrobiony lepiej, jak w innych tytułach: znalezione przepisy lądują w glosariuszu czy księdze przepisów i po skorzystaniu z odpowiedniego warsztatu podświetlają się wszystkie te receptury do wytworzenia których mamy odpowiednie składniki. Tutaj natomiast wszystko trzeba robić ręcznie. W odpowiednich księgach znaleźć przepis, później znaleźć odpowiednie składniki, następnie przełożyć składniki do odpowiedniego warsztatu i na koniec użyć odpowiedniego zaklęcia. Stanowczo zbyt czasochłonne i chyba nie warte zachodu. Próbowałem wytworzyć kilka przedmiotów, ale chociaż miałem odpowiednie składniki, rzucałem odpowiedni czar to wyskakiwał komunikat: niewłaściwa receptura. Machnąłem na to ręką i zamiast tracić mnóstwo czasu na crafting wolałem sprzedawać wszystkie składniki i za kasę kupić sprzęt. W trakcie przygód wpada też sporo ciekawych broni i pancerzy, więc pomimo, że nasza drużyna może liczyć 12 osób to każdemu można dobrać odpowiedni przedmiot, a i tak sporo sprzętu idzie na sprzedaż. Kasę zaś możemy wydawać chociażby na odbudowę naszej twierdzy, którą zdobywamy gdzieś w połowie gry. Oprócz odbudowy możemy przekonać napotkane postaci by osiedliły się w pobliżu naszej warowni. 

Na normalnym poziomie trudności walka nie sprawia większych problemów, poza początkami kiedy nie mamy jeszcze pełnego składu drużyny, mało jest walk przy których trzeba się nieco więcej napocić. Sporo ułatwia system odpoczynku. Wystarczy, że przykucniemy na 6 sekund i odnawia nam się zdrowie oraz czary. Można tego nadużywać do woli. Nie potrzebujemy żadnych zestawów obozowych jak w Pillarsach. W takich Baldurach też niby można było tego nadużywać, jednak odpoczynek trwał kilka godzin czasu gry, a że nie lubię pomijać czasu nawet wirtualnego tak starałem się korzystać z niego jak najrzadziej. W drużynowych rolpelach wkurzają mnie momenty w których z różnych przyczyn fabularnych nasz bohater na pewien czas musi radzić sobie sam. Najpierw rozwijamy, ekwipujemy towarzyszy, dostosowujemy pod nich styl walki by później zostać sami i jeśli ktoś gra słabowitym magiem może mieć ciężko. Wówczas pozostaje irytujące powtarzanie każdej walki raz po raz albo obniżenie poziomu trudności.

Pod koniec gry przeciwnicy stali się sztucznie dopakowani. Jeszcze przed chwilą nie miałem problemu z dziesiątkowaniem ich, zjechanie paska życia smokom też wymagało niewiele czasu, a tu jakieś zwykłe upiory i cienie stały się ultrawytrzymałe. Miałem wrażenie, że to kwestia jakiegoś buga, bo nieraz wkurzony tą nadmierną wytrzymałością wyłączałem grę, a po włączeniu ci sami przeciwnicy jak np. Nocny Piechur czy Większy Cień padali po kilku czarach kiedy to wcześniej musiałem przez 5 minut w nich nawalać. Na dodatek końcowe lokacje to seria wąziutkich korytarzy na których towarzysze idiocieją jak postaci w Baldur's Gate: gubią się, nie mogą dostać się do przeciwnika, nie reagują na polecenia. Miałem wrażenie, że twórcy za wszelką cenę chcieli obrzydzić graczowi grę i zniechęcić do jej ukończenia. Im bliżej końca tym większa męczarnia. A wydawałoby się, że tytuł przy którym spędziliśmy kilkadziesiąt godzin powinien pozostawić po sobie jak najlepsze wspomnienia. Przedostatni i ostatni pojedynek to też porażka. Ja rozumiem, że to finał i ma być epicko, ale jak tu walczyć skoro nie wiesz co się dzieje, bo pierdyliard efektów przysłania ekran i fakt, że kontrolujemy wszystkie postaci jakie się do nas przyłączyły utrudnia rozeznanie się w sytuacji? Już finał w Dragon Age: Origins bardziej mi się podobał, bo tam w finałowej walce oprócz naszej drużyny uczestniczyli inni wojownicy, którzy nas wspomagali. A tutaj mamy typowe ciosy poniżej pasa, które nie mają nic wspólnego z uczciwą walką: przeciwnik otacza się barierami nie do przejścia, wysyła kolejnych przeciwników i zza barier bombarduje naszą drużynę zaklęciami. Przechodzisz praktycznie całą grę bez najmniejszych problemów, a w samej końcówce się męczysz, bo ktoś kto projektował końcowe etapy ewidentnie przyćpał. Meh. A przecież po to przez kilkadziesiąt godzin zdobywa się kolejne poziomy, najlepszy ekwipunek by walka z finałowym bossem nie była drogą przez mękę.

Bugi są i najczęściej dotyczą skryptów, które nie trybią. Zdarzyło mi się to w jednym z najważniejszych punktów gry, czyli tworzeniu Srebrnego Miecza. Przez całą grę zbieramy okruchy, więc to powinien być najlepiej oskryptowany moment. Tymczasem gdy podchodziłem do odpowiedniego miejsca nic się nie działo. Wielokrotne wczytywanie też nic nie dało. Musiałem się cofnąć do zapisu sprzed pół godziny. Czasem po wydaniu rozkazów i wznowieniu gry drużyna stała jak kołki i od nowa trzeba było wydawać te same polecenia. Im bliżej końca tym więcej bugów. A to jakiś przeciwnik się nie pojawi i nie można de facto pójść naprzód.

Graficznie gra jako tako się trzyma. Na pewno nie zestarzała się tak okrutnie jak pierwsza część. Grałem z angielskim dubbingiem, który był ok. Taki poziom gier BioWare typu KotOR czy Jade Empire. Słyszałem, że polski dubbing jest słaby. A jeśli chodzi o muzykę to jest ok. Taki standard gier RPG. Nie jest to OST którego słucha się z przyjemnością poza grą. No chyba, że grałbym w papierowe erpegi to wtedy mógłby robić za dobre tło.

Gry z serii Neverwinter Nights to tytuły na raz. Pierwsza część była jedną z pierwszych gier cRPG jakie ukończyłem. Było to ponad 20 lat temu i choć kilka razy miałem chęć wrócić to po godzince, dwóch nie ciągnęło mnie i porzucałem grę. Druga część jest fabularnie ciekawsza (choć jak wspomniałem dość sztampowa), mamy też drużynę, jednak perspektywa walki ze źle zrealizowaną kamerą sprawia, iż nie ma chęci do powrotu. Poza tym mam jeszcze trzy dodatki do przejścia. Choć jak wspomniałem na początku fabuła stosunkowo wolno się rozkręca i nie jest jakoś odkrywcza to całościowo jestem usatysfakcjonowany minioną przygodą. NVN2 nie jest już prostym hack'n'slashem jak "jedynka". Samo zdobywanie coraz to lepszego sprzętu, ekwipowanie towarzyszy, odbudowa twierdzy sprawia niemałą frajdę. W 2006 roku dostaliśmy trzy duże erpegi: Oblivion, Gothic 3 i Neverwinter Nights 2. I z tej trójki tą ostatnią oceniam najwyżej. NVN 2 trochę popadł w niepamięć, a niesłusznie, bo to prawdziwy duchowy następca Baldur's Gate. Gdyby nie spartolona końcówka, której przejście zabrało mi wielokrotnie więcej czasu niż powinno, gdzie poza irytującymi decyzjami projektowymi było również sporo bugów i która przyniosła mi masę frustracji to dałbym spokojnie 8/10. A tak leci pół punkcika - 7,5/10.