Oparta na autentycznych wydarzeniach historia dwóch młodych sportowców, Erica Liddella - pobożnego katolika ze Szkocji i Harolda M. Abrahamsa - ambitnego Anglika żydowskiego pochodzenia, studiującego w Cambridge i wytrwale zabiegającego o aprobatę kolegów. Obaj stają do wyścigu na 100 metrów na olimpiadzie w Paryżu. Pierwszy z nich biegnie "ku chwale Jezusa", drugi - by zdobyć sławę.
Dobrze opowiedziana historia, lecz nieco staroświecka. Momentami film był nudnawy, a przecież mogło być bardziej dramatycznie. Na plus oczywiście wielka muzyka Vangelisa i rola Iana Holma. Oscary za scenariusz i film roku były na wyrost jak dla mnie.
To co w tytule. Nic więcej. Kolejne rozczarowanie oscarowym filmem. No ale być może nie jestem wielkim krytykiem kina. Może dlatego uważam większość krytyków filmwebu za jakichś totalnych tłumanów.
To oczywiście prawa, bez arcydziela Vangelisa to w sumie nikt by nie piał z zachwytów, w tej fabule emocje wywołuje Vangelis. Zresztą podobnie sytuacja ma się z "Flashdance", gdzie porywa muzyka.
Ten film jest równie fascynujący co akademie w szkołach podczas świąt narodowych. Wielki hołd dla sportu, kraju i boga. Może nieczuły jestem w stosunku do tej "trójcy", ale nie zachwycają mnie filmy które bardziej opowiadają o ludziach, a nie o zjawiskach. Bo życie bohaterów zostało zaledwie liźnięte, natomiast...