Wywiad

Disco roboto - trzeci dzień festiwalu Era Nowe Horyzonty

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Disco+roboto+-+trzeci+dzie%C5%84+festiwalu+Era+Nowe+Horyzonty-29949
Temperatura na ulicach Wrocławia utrzymuje się na poziomie ponad 30 stopni, ale wszechobecny upał zdaje się nie mieć wpływu na gości tegorocznego festiwalu Era Nowe Horyzonty. Sale kinowe na większości projekcji pękają w szwach, a wszędzie można zauważyć ludzi z identyfikatorami i programami w dłoniach układających sobie listę filmów, jakie chcą zobaczyć następnego dnia.

Wybory te są niekiedy bardzo trudne. Chciałoby się pójść na wszystko, ale przy tak dużej liście tytułów (522 filmy w tym 120 premier) po prostu jest to niemożliwe. Każdy dzień to zatem kolejny kompromis i obawa przed wejściem do sali kinowej, czy tytuł, który wybraliśmy rzeczywiście na to zasługuje, czy też nie powinniśmy jednak pójść na równie ciekawie zapowiadający się obraz grany w sali obok?

Niestety, tego rodzaju rozczarowania nie omijają również waszych skromnych reporterów. Takim właśnie filmem okazał się ciekawie zapowiadający się "Daft Punk's Electroma" - pierwszy obraz zrealizowany przez Guy-Manuela de Homem-Christo i Thomasa Bangaltera, członków francuskiej formacji Daft Punkt.

"Electroma" to historia dwóch robotów pragnących zostać ludźmi. Kiedy próba stworzenia lateksowych, przypominających ludzkie, twarzy kończy się fiaskiem roboty uciekają na pustynię…

Duet Daft Punk swoją popularność zawdzięcza nie tylko muzyce, czy charakterystycznemu wizerunkowi (członkowie zespołu ukrywają swoje twarze pod maskami robotów), ale w dużej mierze również ciekawym i atrakcyjnym wizualnie wideoklipom, których autorami są takie sławy jak Spike Jonze, czy Michel Gondry. Idąc do kina spodziewałem się niejako pełnometrażowego powtórzenia tej poetyki, ciekawego obrazu z dużą ilością muzyki. Niestety, rozczarowaliśmy się straszliwie.





"Electroma" jest przede wszystkim obrazem nudnym. Pozbawiona dialogów opowieść o robotach pozostawia widzów obojętnymi, a niektórych - co można było zaobserwować na sali - przyprawiła wręcz o senność. Nadający się może na wideoklip scenariusz, został w "Electromie" rozdęty to 74 minut projekcji. Film łapie wiatr w skrzydła tylko w momentach, kiedy obok obrazu pojawia się w nim muzyka. Piękne, monumentalne zdjęcia pustyni w połączeniu z kompozycjami takich sław jak Todd Rundgren, Brian Eno,Curtis Mayfield, Linda Perhacs, czy Mathieu Tonetti autentycznie zachwycają.

To jednak za mało by można było nazwać "Elcetromę" dobrym filmem. To raczej filmowy eksperyment, próba przełamania kinowy granic, niestety, jak większość tego rodzaju przedsięwzięć, nie do końca udana i adresowana do bardzo hermetycznego grona odbiorców. [MK]

Drugim filmem festiwalowym, który obejrzeliśmy wczoraj było rosyjskie "Garpastum" - epicka opowieść o przyjaźni, dorastaniu, wojnie i... piłce.

Bohaterami filmu są dwaj bracia Nikołaj i Andriej dorastający w Sankt Petersburgu pod okiem wychowujących ich ciotki i wuja. Świat ogarnięty jest I Wojną Światową, na ulicach wystawnego miasta pojawia się nędza, ale bracia nie zwracają na to uwagi. Ich jedyną miłością i pasją jest futbol. Skrajnie różni - Nikolaj jest spokojny i pracowity, Andriej to skoncentrowany na sobie egoista, porozumienie odnajdują dopiero na boisku. Ich największym marzeniem jest zbudowanie stadionu pod Sank Petersburgiem, na którym kiedyś stawić będą mogli czoła drużynie angielskiej i ją pokonać. Dzięki pomocy jednego ze swoich przyjaciół bracia mogą okazyjnie kupić pole znajdujące się pod miastem. Potrzebują na ten cel 140 rubli…





"Garpastum" jest najnowszym dziełem rosyjskiego reżysera Aleksieja Germana Jr., którego debiutancki "Ostatni pociąg" zdobył nagrody na festiwalach w Wenecji, Wiesbaden i Rotterdamie. Widzowie, którzy mieli okazję oglądać ów film w "Garpastum" odnajdą podobną atmosferę, monochromatyczne zdjęcia i niespieszne tempo narracji. Wizualnie najnowszy obraz rosyjskiego reżysera jest osiągnięciem, rozczarowuje jednak pod względem fabuły i emocji.

Koncentrując się na zafascynowanych futbolem braciach German starał się pokazać Rosję w momencie jej przemiany, na którą złożyły się I Wojna Światowa i Rewolucja Październikowa. O tych wydarzeniach dowiadujemy się z rozmów jakie toczą ze sobą bohaterowie gdzieś w tle, z fragmentów odczytywanych przez nich gazet. Dla Nikołaja i Andreja istnieje tylko futbol i jemu też poświęcone jest spora część filmu.

I tu dochodzimy do największej bolączki "Garpastum". W filmie znalazło się wiele rozbudowanych scen pokazujących rozgrywki głównych bohaterów, które drastycznie spowalniają i tak już niespieszną narrację. Z drugiej jednak strony dzieło Germana nie jest produkcją typu "Gol!" adresowaną tylko i wyłącznie do miłośników piłki nożnej. Dla kogo zatem jest ten film? Otóż tego, niestety, nie wiadomo.

"Garpastum" urzeka widza swoją atmosferą, ciekawymi zdjęciami, muzyką, epizodycznymi scenami pokazującymi realia chylącej się ku upadkowi wielkiej Rosji i jej mieszkańców. Niestety, całość nie składa się na spełnione dzieło i pozostawia widzów z olbrzymim uczuciem niedosytu. [MK]

Do gustu przypadła nam natomiast "Choroba miłości" - dzieło młodego rumuńskiego reżysera Tudora Giurgiu opowiada o młodzieńczym uczuciu dwóch bukareszteńskich studentek Kiki i Alex. Pierwsza, zbuntowana i niezależna mieszka w Bukareszcie i pochodzi z zamożnej rodziny, druga - delikatna i nieco zagubiona przyjechała ma studia z małej wioski. Przyjaźń stopniowo przeradza się w miłość i fascynację emocjonalną i fizyczną. Ale to nie jedyny miłosny wątek w filmie Giurgiu, bo Kiki jest również zakochana w swoim rodzonym bracie i nie jest to z pewnością typowa relacja siostrzano braterska.





Kontrowersyjny temat reżyser traktuje z ogromną delikatnością. Nie dokonuje ocen i nie stara się szokować. Opowiadając o miłości lesbijskiej i kazirodczej Giurgiu nie skupia się na seksie i nagości, ale na emocjach. W filmie właściwie nie ma scen erotycznych, jest za to umiejętnie budowana aura niedopowiedzeń, wyrażających się w czułych gestach, spojrzeniach. Trudno doszukiwać się w filmie atmosfery skandalu, bo umiejętnie ucieka on od dosłowności, zarówno w sposobie opowiadania jaki i filmowania. [DK]

O młodzieńczych poszukiwaniach własnej tożsamości opowiada również Andrew Bujalski, który przyjechał do Polski na zaproszenie Nowych Horyzontów i wczoraj po projekcji odpowiadał na pytania publiczności.

Bohaterką jego debiutanckiego filmu "Funny ha ha" nakręconego na taśmie 16 mm kamerą z ręki jest 24-letnia Marnie, która po skończeniu nauki musi postawić sobie pytanie "co dalej?". Czasowe, mało płatne prace nie przynoszą satysfakcji, a jej życie uczuciowe trudno uznać za udane. Ktoś fajny jest zajęty, ten, kto jest chętny nudzi, zadaje kłopotliwe pytania i stale przeprasza.

"Takie życie" - rzuca Marnie na pytanie, dlaczego nie ma chłopaka. Do takich mniej więcej ogólników sprowadzają się dialogi młodych bohaterów. To półsłówka przerywane niewiele znaczącymi "nie wiem", "może", uzupełniane klasycznymi gadkami o niczym. Rozważania na temat jaki jest twój ulubiony program w telewizji lub czy chciałabyś mieć czułki, brzmią zabawnie, ale słowa tak naprawdę niewiele tu znaczą, choć w dużym stopniu zdają się opisywać stan ducha zagubionych bohaterów.





Trudno również doszukiwać się w "Funny ha ha" akcji w ścisłym znaczeniu tego słowa. Ważna jest sama rzeczywistość, w której przyszło funkcjonować bohaterce i jej przyjaciołom obawiającym się wejść w dorosłość. Uczuciowa szamotanina wyglądająca na kompletny brak zaangażowania w cokolwiek, nie przynosi ulgi ani odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Po prostu, trzeba przez to przejść, zdaje się dowodzić Andrew Bujalski. W ramach festiwalu pokazany zostanie również jego drugi film "Z wzajemnością". [DK]

Równie dobrej opinii nie mamy jednak na temat debiutanckiego filmu Xawerego Żuławskiego "Chaos". Obraz, nad którym syn znanego polskiego reżysera pracował ponad 5 lat planowany był jako opowieść o trzech braciach i trzech postawach wobec życia we współczesnej Polsce. Zamiar ambitny, ale niewiele zostało z niego w gotowym już obrazie. "Chaos" przy całej swojej atrakcyjności wizualnej pozostaje dziełem pustym.

Fabuła filmu koncentruje się wokół losów trzech braci: Niki jest anarchistą unikającym szkoły i pracy, Paweł handluje na stadionie i jest drobnym gangsterem, a Sławek podejmuje pracę w międzynarodowej firmie prawniczej, w której wplątuje się w romans ze swoją szefową. Każdy z nich inaczej patrzy na życie, każdy z nich też czegoś innego od życia oczekuje. Seria przypadkowych zdarzeń postawi ich przed wyborem, w którym będą musieli jednoznacznie określić, co jest dla nich najważniejsze.





Zapraszając widzów na projekcję Xawery Żuławski życzył im dobrej zabawy i wydaje się, że obraz im jej dostarczył. Ciekawy montaż, dużo muzyki, efekty specjalne złożyły się na trakcyjną wizualnie i formalnie całość, która choć mogłaby być zdecydowanie krótsza to jednak nie nuży, a co najwyżej od pewnego momentu irytuje.

Jednak, co już zauważyłem wcześniej, zabrakło w filmie solidnej i precyzyjnie skonstruowanej historii. Bohaterowie reprezentują różne filozofie, ale z filmu nie dowiemy się dlaczego, ani w jaki sposób doszło do tego, że wyrażają takie, a nie inne poglądy. W jednej ze scen Niki mówi, że zrezygnował ze szkoły gdyż nauczyciel nie udzielił mu odpowiedzi na pytanie "Kim jestem", ale tłumaczenie budzi jedynie śmiech i nie można traktować go jako klucza do rozszyfrowania bohatera.

Niedopracowane są również wątki poszczególnych bohaterów. Niektóre fragmenty ocierają się o banał, inne rażą nieprawdopodobieństwem, jeszcze inne znajdują proste, żeby nie powiedzieć prostackie, rozwiązanie. Szkoda, bo w pomyśle "Chaosu" tkwił potencjał.

Ten film dowodzi jednak, że Xawery Żuławski umie posługiwać się kamerą, nie boi się eksperymentów i stara się pokazywać rzeczywistość, jakiej nie znajdziemy w większości rodzimych produkcji. Następnej jego produkcji będę wypatrywał z dużą uwagą, gdyż "Chaosem", przy wszystkich jego brakach i chaotyczności, Żuławski udowodnił, że ma talent. [MK]

Publiczność Nowych Horyzontów miała okazję zobaczyć najnowszy film Patrice'a Chereau z Isabelle Huppert w tytułowej roli, będącego adaptacją opowiadania Conrada "Powrót". Akcja "Gabrielle" dzieje się pod pod koniec XIX w.

Obserwujemy małżeństwo z 10-letnim stażem. On, mężczyzna "z pieniędzmi i przyjaciółmi" - jak mówi o sobie - traktuje swą ukochaną żonę jak najcenniejszą zdobycz, którą z nikim nie chce się dzielić. Ale miłość i namiętność dawno wyparowały z tego związku. Teraz życie upływa im na wystawnych kolacjach, wśród znajomych, przed którymi usiłują zachowywać pozory. Pewnego dnia Gabrielle zostawia list, w którym zawiadamia męża, że opuszcza go dla innego mężczyzny. Po czym… wraca. W czterech ścianach odbywać się będzie prawdziwa wiwisekcja, bo małżonkowie krok po kroku analizować będą przyczyny zdrady Gabrielle.





Twórca "Intymności" powraca do kina psychologicznego, gdzie z surowością i precyzją rodem z Bergmana poddaje analizie zachowania swoich bohaterów. W "Gabrielle" widać teatralne korzenie reżysera. Aktorzy wśród monumentalnych dekoracji, świetnie oddających domową atmosferę wypowiadają swoje kwestie. O zawirowaniach uczuciowych dowiadujemy się wyłącznie z dialogów, które posuwają bieg wydarzeń do przodu. W "Intymności" dwójka bohaterów pozostawała w relacji, która nie wymagała opisu lub też jej opis był zbyt skomplikowany. Spotykali się, by uprawiać miłość, nie odzywając się do siebie. W "Gabrielle" sytuacja jest odwrotna, namiętność i pożądanie zastępuje potok słów, które tak naprawdę niczego nie mogą już zmienić. [DK]

Trzeci dzień festiwalu zakończyłem projekcją jednego z filmów pokazywanych w ramach popularnego nowohoryzontowego cyklu "Nocne Szaleństwo", w którym prezentowane są filmy niecodzienne, szalone, a niekiedy wręcz radykalne.

Pech chciał, że tajwański horror "Dziedzictwo" nie okazał się produkcją zaliczającą się, do żadnej z tych grup. Zrealizowany w ubiegłym roku przez Leste Chena obraz to typowy azjatycki film grozy, który - jak wiele podobnych mu produkcji - naiwność scenariusza nadrabia umiejętnie budowanym przez reżysera napięciem, mroczną scenografią i muzyką.

Kiedy młody architekt James dowiaduje się, że odziedziczył po swojej rodzinie olbrzymi dom nie wie jeszcze, że wydarzenie to na zawsze odmieni jego życie. Po wprowadzeniu do mrocznej, zapuszczonej posiadłości zarówno on jak i jego narzeczona - Yo, stają się świadkami serii tajemniczych i niewytłumaczalnych wydarzeń. Kiedy zaczynają ginąć ludzie James i Yo mają pewność, że ich dom jest nawiedzony.

"Dziedzictwo" to sprawna mieszanka motywów znanych doskonale każdemu miłośnikowi kina grozy. Mamy tutaj nawiedzony dom, duchy i rodzinną, mroczną tajemnicę. To właśnie ona sprawia, że oglądamy film nie tylko z dreszczykiem przebiegającym po plechach, ale również z olbrzymim zainteresowaniem i chęcią poznania tego, co będzie dalej.

Jak to ma miejsce w wielu azjatyckich produkcjach, również i w "Dziedzictwie" po obiecującym początku przychodzi rozczarowanie w postaci naiwnego, budzącego wśród niektórych widzów śmiech, scenariusza. W przypadku tego jednak filmu należy pamiętać, że mroczna sztuka, której istnienie poznajemy w drugim akcie horroru naprawdę praktykowana jest w Chinach i dla publiczności z tamtych stron nie ma w "Dziedzictwie" nic śmiesznego, czego dowodzi sukces finansowy jaki obraz odniósł w swoim rodzinnym Tajwanie.





Miłośników azjatyckiego kina grozy zachęcać nie trzeba. Film polecam również tym, którzy lubią się bać jednocześnie nie oglądając na ekranie odciętych członków i hektolitrów krwi. Jak na solidny horror przystało "Dziedzictwo" przeraża nas tym, co czego nie widać i co jest niedopowiedziane. [MK]

Trzeci dzień na festiwalu Era Nowe Horyzonty upłynął nam bardzo pracowicie. Dziś przed nami między innymi ciekawie zapowiadająca się "Propozycja" - australijski western według scenariusza Nicka Cave'a, "Vital" japońskiego mistrza Shinya Tsukamoto i "Wstyd" Piotra Matwiejczyka.


Almodovar otworzył festiwal Era Nowe Horyzonty - dzień pierwszy
Moretti o Berlusconim - drugi dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Bębny bogów - czwarty dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Radykalny Moodysson - piąty dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Kicia uwodzi widzów - szósty dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Alicja w krainie koszmaru - siódmy dzień festiwalu Nowe Horyzonty
Fantasmagoria - ósmy dzień festiwalu Nowe Horyzonty
"Kto nigdy Ne żył..." na festiwalu Era Nowe Horyzonty, dzień dziewiąty
"Plac Zbawiciela" na festiwalu Era Nowe Horyzonty, dzień dziesiąty