Za film zabrałem się przede wszystkim ze względu na udział mego ulubionego aktora czyli Roberta De Niro. Odpalając to dzieło sądziłem, że ujrzę brutalne oblicze wojny, pełną wybuchów i krwawych starć rzeźnię wyniszczającą bohaterów. Jednak "The deer hunter" to coś znacznie głębszego - Michael Cimino stworzył prawdziwe arcydzieło opierające się na doskonale zarysowanych bohaterach, na których wojna odbiła swe piętno. Zacznę od obalenia argumentu najczęściej podawanego przez wrogów tej produkcji - przez pierwszą godzinę nic się nie dzieje. Oczywiście na pewien sposób się z tym zgadzam. Początkowo zostajemy zapoznani z bohaterami, poznajemy ich życie codzienne, widzimy jak wspólnie szczęśliwie bawią się na weselu jednego z nich i żartują z czego popadnie. Sceny te pozornie nic nie wnoszą, ale uważny widz zrozumie czemu służą - pomijając już fakt przedstawienia kontrastu pomiędzy brutalnymi strzelaninami, a spokojnym życiem to początek filmu pozwala nam zapoznać się z cechami charakteru bohaterów, które w drugiej połowie ulegają sporej przemianie. Omówmy też symbolikę tego filmu. Pomijając już wędrówkę wewnątrz ludzkiego umysłu "Łowca jeleni" oferuje nam masę barwnych metafor i symboli, dzięki którym pozornie nieznaczne sceny okazują się pełnić kluczową rolę. Przykładowo fragmenty polowań oraz gra w ruletkę są przenośnym ukazaniem trwałego śladu pozostawionego przez wojnę. w tym pierwszym wypadku grany przez De Niro Michael mówi: "Jelenia należy zabić jedną kulą". - odnosi się to również do ludzi i wojny, mówi o tym, że nie należy się znęcać i pastwić nad innymi. Gry w ruletkę są natomiast niczym innym jak dosłownie bitwą - nigdy nie wiesz czy dostaniesz kulkę, nigdy nie wiesz, czy wytrzymasz to psychicznie, ale nagroda za zwycięstwo bardzo kusi. Aktorstwo to po prostu klasa światowa. Reżyser wycisnął z aktorów maksimum ich możliwości. Robert De Niro po raz kolejny udowodnił swą wirtuozerię, John Savage zagrał prawdopodobnie rolę życia, John Cazale godnie zakończył swą karierą, a Meryl Streep po raz pierwszy odegrała ważną rolę. Jednak całe show kradnie doskonały Christopher Walken, który w ostatniej scenie gry w ruletkę pokazuje pełnie swojego kunsztu aktorskiego.