Moim zdaniem większości ludzi wydaje się, że jak film jest starej daty i na dodatek gra w nim aktorka o takim statusie jak Audrey Hepburn, to musi być świetny. Ciekawa jestem ile osób (zwłaszcza młodych) pośród tych, którzy tak pozytywnie wyrażają się o tym filmie, rzeczywiście myśli o nim w ten sposób. Mam bowiem wrażenie, że wielu z was robi to przede wszystkim z powodu wspomnianej przeze mnie wcześniej, ogólnie przyjętej opinii i po prostu idzie za tłumem. Skoro tyle osób napisało, że film jest genialny, a Audrey zagrała po mistrzowsku, to dlaczego ja mam nie napisać? Przynajmniej wyjdę na kogoś, kto się zna. Tymczasem jestem niemal pewna, że gdyby ten film powstał dzisiaj, zostałby ostro skrytykowany, a jeśli nie, to tylko przez wzgląd na znaną i szanowaną aktorkę, która zagrała w nim główną rolę. Mnie osobiście nie podoba się ani scenariusz ani wykonanie. Sytuację ratuje jedynie doskonała scena w sklepie, "klimat" tamtych czasów i cudowny kot:) Uprzedzając jakiekolwiek wypowiedzi krytykujące mnie, uściślę, że nie jestem małolatą ubóstwiającą głupie komedie romantyczne i wypisującą durne komentarze pod filmami, których nie rozumiem. Wolę dobre, ambitne kino niż kino wyłącznie rozrywkowe, skierowane do mas. Doceniam filmy z pomysłem, ciekawym ujęciem tematu i swoistym humorem oraz takie, przy których trzeba pogłówkować, mające ukryty przekaz, drugie dno. Oryginalne i jednocześnie dobrze nakręcone. Te liczące sobie po kilkadziesiąt lat też lubię, ale jak widać, nie wszystkie.
Moim zdaniem również sukces tego filmu polega na jego "kultowości". Naprawdę nic szczególnego.
Ja ten film bardzo lubię, a zaznaczam, że 'nowe' komedie romantyczne też oglądam. Ale chyba rozumiem, co ci się w nim nie podoba: w sumie jest straszliwe schematyczny, cukierkowaty i nierealny. Dla mnie ta słodyczkowatość jest zaletą, ale wiadomo, kwestia gustu ;) A co do tych młodych (acha, tak przy okazji: mam 14 lat), to i tak jest dobrze, jeśli nie napiszą ,,zal.pl zmierzch jest lepshy!!!!111'', czy ,,a jest tam jakiś sex??''. Bo chyba taka byłaby reakcja większości moich rówieśników (albo tylko ja mam taką dziwną klasę).
jak scenariusz Ci sie nie podoba? chyba ze chodzi Ci o fabule, do scenariusza,jako takiego, bardzo gdzie przyczepic a nawet przynac nalezy ze elegancki, moze i nic orginalnego ale bo byylo w swoim czasie ten film byl raczej orginalnym melodramatem
albo ze to niby 'nie dobrze' nakrencone? wszystko eleganco a nawet niektore sceny wyborowo
jakos mam wrazenie ze bardzo sie skupiasz na fabule ogladajac filmy a tyle innych waznych rzeczy jest,
ja osobiscie nie lubie ambitnych filmow ktore sie na sile kreuja na te ambitne i niby maja drugie dno, wiele prostych historii tez dje spore mozliwosci interpretacyjne, a czasem sie okazuje ze to drugie dno to poprostu dno bo przekombinuja albo tak splyca to dno ze nie ma sensu tam zagladac
chociaz tu sie zgadzam apropo ze film niezly ale zadne arcydzielo
Dałam 6/10. Niestety nic specjalnego według mnie. A szkoda, bo po opiniach spodziewałam się czegoś lepszego.
Uważam film za kiepski. Nie zachwycił mnie niczym. Jedynie gra Audrey Hepburn nadaje temu dziełu jakiegokolwiek wyrazu i blasku. Prosta, banalna historyjka o miłości. Film uważany przez wielu za kultowy na mnie nie zrobił większego wrażenia i niestety muszę stwierdzić że straciłem tylko czas... Proste, płytkie dialogi, drażniące (ciągłe i nieustanne) "DARLING" i wręcz debilny humor. Nie potrafię zrozumieć dlaczego większość zachwyca się tak słabym filmem? Jak dla mnie 2/10. Nie warto...
Film całkiem mi się podobał, ale również spodziewałam się czegoś więcej...a w szczególności rozczarowała mnie sama Audrey Hepburn xD Jakos tak sztucznie w niektórych momentach grała..., wiem, wiem, nie znam się, ale tak to odebrałam.
A co do tych wysokich ocen, to macie rację, ludzie się zachwycają, bo to przecież AUDREY HEPBURN!
hmmm...muszę sobie obejrzeć jakieś inne filmy z Audrey, aby ukształtować sobie o niej opinię, polecacie coś?
Hmm. Podobne wrażenia, co ty do "Śniadania..." jak mam do "Przeminęło z wiatrem". Więc nie będę cię krytykować, zwłaszcza, że sposób w jaki piszesz, nie pasuje faktycznie do małoletniej fanki komedii romantycznych :) Niemniej nie zgadzam się. Wg mnie "Śniadanie..." to urzekający film. Nie dlatego, że jest stary i ogólnie szanowany, a w roli głównej gra słynna Audrey. Ale dlatego, że opowiada o miłości w niebanalny sposób, o trudnej miłości, która walczy z materializmem... i wygrywa. Dlatego, że widok Audrey śpiewającej na parapecie "Moon river" mnie zachwyca. Dlatego, że kot jest cudowny. Dlatego, że oglądając końcową scenę zawsze płaczę. Dlatego, że ten film po prostu przywraca mi wiarę, nie sprzedając oklepanych frazesów. Nie wiadomo, co będzie dalej. Jak długo Holly znosić będzie życie u boku ubogiego pisarzyny? Jak długo on wytrzyma z tą neurotyczną kobietką i jej kotem...? Ten film nie jest naiwny, ale jest piękny i za to go kocham :) Ale może masz rację, że dziś zrobiłby klapę. Z roku na rok stajemy się coraz bardziej cyniczni.
Widać po Tobie, że nie jesteś głupią tru dziewczynką kochającą głupawe komedie romantyczne. Mam 16 lat, nie uważam się za głupie dziecko, które dobrze ocenia ten film tylko by się przypodobać i udawać obeznanego -.- . Najzwyczajniej w świecie podobało mi się aktorstwo, fabuła no i co najważniejsze klimat ;d. Wg mnie jest genialny i magia tego filmu tkwi właśnie w tym, że w dziejszych czasach nie powstanie już nic takiego.
Widać po Tobie, że nie jesteś głupią tru dziewczynką kochającą głupawe komedie romantyczne. Mam 16 lat, nie uważam się za głupie dziecko, które dobrze ocenia ten film tylko by się przypodobać i udawać obeznanego -.- . Najzwyczajniej w świecie podobało mi się aktorstwo, fabuła no i co najważniejsze klimat ;d. Wg mnie jest genialny i magia tego filmu tkwi właśnie w tym, że w dziejszych czasach nie powstanie już nic takiego. Aaaa... wg mnie Audrey zagrała fajnie. Lubie ten przesadzony, teatralny ton w starszych filmach. I uwielbiam to 'darling' i 'how do u do'. ;]
Cenię 'Przeminęło z wiatrem', ale już 'Śniadania...' nie. To nie jest film dobry. Tak, jak mówi twórczyni tematu: film ratuje tylko scena u sprzedawcy i charyzmatyczna rola Audrey. Dzisiaj takie kino by się zupełnie nie sprzedało. To typowy przykład starego kina teatru - sztywna nienaturalna gra gestów i pozorów głównego bohatera i jego otoczenia, narastająca nieracjonalność zachowań i przerysowanie uczuć. Gdyby nie Tiffany i Moon River, to z tego filmu by nic nie było. Dzisiaj takie wykonanie nazywa się nużącym i sztucznym - prawie jak twórczość Wajdy.
Nie podzielam Twojej opinii- film jest kultowy, ale ta myśl przyszła do mnie dopiero po obejrzeniu go. Scenariusz jest świetnie napisany, aktorzy spisali się wyśmienicie, Audrey mnie kompletnie oczarowała. Po prostu dobrze się bawiłam oglądając ten film, bez względu na to co inni o nim myślą na mojej własnej prywatnej liście filmów kultowych ten film będzie gdzieś tam na górnych pozycjach.
Przyłączam się do krytyki. Odpaliłem film wczoraj po raz drugi (myślałem, że pierwsze nieudane podejście spowodowane było kiepskim humorem, śpiący byłem czy coś z tych rzeczy) i ponownie okrutnie się zawiodłem. Film moim zdaniem nudny, naiwny, płaski, bezuczuciowy, romantyzmu tyle co pies napłakał. Oglądając co niektóre współczesne komedie romantyczne można pomyśleć "dawniej, to były filmy", ale ten zdecydowanie nie zasłużył na miano klasyka. Rozczarowała mnie zarówno Hepburn, jak i (a może zwłaszcza) jej lover - facet nijaki, kompletnie bezuczuciowy (jak sam film), i (przepraszam za wyrażenie) sztywny jak fiut w burdelu.
Po straceniu niemal 2h na "to" postanowiłem obejrzeć coś bardziej współczesnego, choć może mniej owianego fałszywą legendą - "Narzeczony mimo woli" - i to był strzał w dziesiątkę. Uśmiałem się co niemiara i naprawdę wzruszyłem,a film wszystkim rozczarowanym "ŚuT" gorąco polecam.
Film nie może stać się kultowy bez odpowiednich warunków ku temu, nie uważasz? Ale oczywiste jest, że tzw. "ponadczasowe hity" nie mogą trafić do serca absolutnie każdego widza. Mówiąc najprościej: są gusta i guściki.
Ja osobiście w "Śniadaniu u Tiffany'ego" się zakochałam. Za klimat, czar, za przecudowną Audrey(!). Film lawiruje między schematami, owija sobie wokół palca oklepane pomysły i zmienia je w nieprzeciętne sceny.
Silnie wyczuwałam chemię między Paulem a Holly. Poruszyło mnie to, że aspiracje i charaktery były czynnikiem, który ich do siebie przyciągał, a jednocześnie oddalał. Ten paradoks sprawił, że nawet zakończenie, które mogłoby zostać uznane za jednoznaczne, wcale takie nie jest.
Kultowy? Jak najbardziej. Zasłużył sobie na to miano. :)
Od kiedy człowieka ma określac jego zdanie o filmie? Po co tłumaczysz, że nie jesteś dzieckiem i oglądasz ambitne kino... Twój poziom pewnie i tak każdy oceni po kilku zdaniach, składnia, gramatyka ;) Śmiało krytykuj film, jeśli ci nie pasuje. Ale skoro zaczynasz od stwierdzenia, że ludzie oceniają film, tak jak wypada to zrobić (choćby nawet tak było), to może sama się tym kierujesz? Mówią, że każdy sądzi według siebie.
Gdyby film powstał dzisiaj, nie sprzedałby się, bo nie jest dość prowokujący i sarkastyczny. Ale pewnie spodobałby się wielu widzom.
Dla mnei nie jest ani wspaniały ani beznadziejny. Do obejrzenia w odpowiednim romantycznym nastroju przez ludzi, którzy jakoś odnajdą się w cechach bohaterów. pozdrawim
hmm, zalozycielka tematu ma poniekąd rację. Film może się nie podobać i rzeczywiscie cala ta historyjka jest dosyc blaha. Wielu nie potrafi powiedzieć czemu uważa ten film za fajny, ale daje 10, bo tak wypada, w końcu gra tam ta sławna Audrey...
Mi się podobał, mimo, że jeszcze jakieś 5 lat temu nie mogłam patrzec na filmy z tamtych lat, które z zamiłowaniem oglądał mój ojciec, zawsze mu się dziwiłam i pytałam: "co ty widzisz w tych filmach? przeciez to jakies starocie, zero techniki!", a on mówił: "to ta naturalność" teraz nie kręci się takich filmów. Filmy naszej generacji juz mi się ulewają, dlatego "Śniadanie..." jest dla mnie takie klimatyczne i oryginalne, inne... właśnie ta inność mnie urzeka... trzeba tez wziac poprawke ze względu na to, że film jest z '61. Nie można było podrasować filmu tak, jak się to robi teraz...
a co do Audrey?? tylko głupiec powie, że źle zagrała... nie wierzyłam w jej talent... świetnie grała twarzą, wszystkie gesty stworzyły bardzo autentyczna postać szalonej Holly :)
8/10
Hahahaha hahaha śmiać mi się chce jak czytam te wszystkie wpisy. Jak ktoś mówi lub pisze, że "Śniadanie u Tiffany'ego" to film płytki, bez drugiego dna, ukrytego przekazu, skierowany do mas z głupkowatą fabułą, to już Wam oświadczam: nie zrozumieliście tego filmu! Żeby zrozumieć film, trzeba się w niego uważnie wpatrzeć. W filmie ważne jest przede wszystkim to, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Bardzo ważne jest słuchać jak bohaterowie wypowiadają swoje kwestie, śledzić ich mimikę, gesty, ruchy, kontrolować muzykę i scenografię (które też mają swoje znaczenie w filmie) ale przede wszystkim odczytywać ukryte w filmie symbole (nic nie pojawia sięw filmie przypadkowo, najmniejszy szczegół uznawany często przez widza za nieważny, lub w ogóle nie zauważany często okazuje się decydować o zrozumieniu całej historii). Audrey odegrała w "Śniadaniu u Tiffany'ego" na pozór łatwą rolę głupkowatej kobiety jednak Holly Golightly (Lulamae Barnes) to bardzo złożona postać. Tutaj chciał bym obronić jej grę aktorską, bo wyobraźcie sobie jakby ktoś wam kazał zagrać bohatera, którym targają najróżniejsze uczucia i myśli ale sam o tym nie wie i udaje kogoś zupełnie innego. Holly Golightly to nie jest tylko zwykła kobieta, która chce wyjść za bogatego mężczyznę. Spróbujcie odczytać jej przekaz. Błagam Was, zastanówcie się zanim coś napiszecie. Jeśli ktoś 5 minut po obejrzeniu filmu jest w stanie go dokładnie ocenić, to na pewno nie oglądał go uważnie. Można by jeszcze wiele napisać ale aż się odechciewa... :/
Przed chwilą obejrzałem na Ale Kino, bo film uchodzi za kultowy. Nic mnie w nim nie urzekło - nawet sztuka aktorska jest tu tworzona naiwnie, ale takie były wtedy czasy. Czy film oddaje klimat tamtych czasów? Nie sądzę, są lepsze w tej kwestii, Tiffany jest sztuczny i sztywny. Sama fabuła mnie irytowała, później dowiedziałem się, że to była komedia. Zabawny miał być Japończyk? Sytuacje z amantami? Nie dla mnie. Daję 2/10, jeżeli kogoś urzekła A. Hepburn, aktorstwo, klimat - to film zasługuje max na 4. A Hepburn ma włosy pod pachami (widać w paru scenach) i umarła od tych papierochów, które ciągle pali. Teraz na Ale Kino leci Vanilla Sky, film o (nomen omen) niebo lepszy, a mniej "kultowy".
Ja też przed chwilą objerzałam film.
Po pierwsze Twój komentarz dotyczący papierosów Audrey jest poniżej wszelkiego poziomu... Sorry, ale nie tobie decydowac od czego umarła. Włosy pod pachami? :D Tu już nawet nie chce mi się komentować :D
Jak ja oceniam ten film? Cóż, Audrey jak zwykle przeurocza i tego z pewnościa nikt jej nie odmówi. Ostatnie sceny ( od momentu wysadzenia kota do końca) spowodowały, że zakręciła mi się łza w oku. Denerwował mnie trochę scenariusz, sprawiał wrażenie rozdrobnionego i nieco chaotycznego przez co nie do końca było wiadomo do czego film tak naprawde zmierza. Jednak całość nie zasługuje na taka krytykę jaką tutaj dostała. Film jest miły, zabawny a jednocześnie skłania do przemyśleń i ma drugie dno, a Holly skrywa w sobie dużo cierpienia i chyba jest nieszczęśliwą kobietą.
Ale teraz leci przecież cudowny thriller, więc pewnie- lepiej popatrzeć sobie na nowoczesną produkcje tam przynajmniej nikt nie bedzie miał włosów pod pachami.
Moja ocena 8/10
Wg Ciebie jest przeurocza, ale nie Tobie o tym decydować, bo ja jestem zupełnie innego zdania.
Przepraszam bardzo, Tomski, ale uważasz, że jakość filmu zależy od włosów pod pachami Audrey??
Też oglądałam wczoraj na Ale Kino. Ucieszyłam się, że wreszcie zobaczę ten kultowy film z kultową aktorką, którą do tej pory widziałam jedynie na plakatach, poduszkach, kubkach i innych gadżetach.
No i powiem tak...mnie to nie urzekło w żaden sposób. Dla mnie ten film to zwykła komedia romantyczna jakich teraz setki powstaje. Pani kultowa aktorka, owszem ładna, ale bez przesady, co do granej przez nią postaci to trochę mnie irytowała. Rozumiem, że miała być urocza zabawna, ale dla mnie przesłodzona i głupkowata. Tak widzę ten film, niezbyt wysokich lotów, ale zdaję sobie sprawę, że powstał w 1961 r. i na tamte czasy to mogło być coś, np. oryginalny scenariusz, ale dziś to już zupełnie nie jest oryginalne, a wręcz przeciwnie.
Ale doceniam w tym filmie piękne zdjęcia to trzeba przyznać i film jest też klimatyczny. I te dwie rzeczy bardzo wyróżniają ten obraz na tle innch komedii romantycznych powstających teraz. Mimo wszystko jednak nie podobał mi się, bo zadając sobie pytanie czy chcę go jeszcze raz obejrzeć, to odpowiedz brzmi raczej nie. Plusów których się dopatrzyłam jednak przegrywają ze schematycznością, prostotą, płytkością tematu. Nie jestem fanką komedii romantycznych, a czar pani kultowej aktorki też mnie nie oszołomił.
4/10pkt
Też oglądałem, ale mi się spodobał. I wcale nie dlatego, że jest taki kultowy. Kultowe w tym filmie to są dwie sceny - pierwsza i ostatnia. Tyle zostało z legendy. Gdyby był tak bardzo kultowy to wiedziałby o czym, o kim, jak się skończy itp. Moim zdaniem jak na tamte czasy dość oryginalny. Trzeba spojrzeć uczciwie i zauważyć, że to po tym filmie w innych zaczęły pojawiać się schematy zaczerpnięte ze "Śniadania...". Nie widziałem jeszcze filmu o "prostytucji" jakby tego nie nazwać zrobionego z klasą. Otóż dziś w każdym filmie o takiej tematyce buzuje seksem. Tutaj nie było ani jednej takiej sceny. To jest film, który ma 50 lat i jakiś kanon obowiązuje. Z komedią romantyczną to ten film nie ma raczej dużo wspólnego. Nie ma tu miłości od pierwszego wejrzenia. Ten związek rodzi się w bólach, powoli. Wreszcie jest tutaj dramat społeczny i osobisty Holly. Miała trudne dzieciństwo, umiera jej brat, jest call girl. Nie no po prostu super. Tylko szukać miłości i żyć długo i szczęśliwie. Ten film ma w sobie głębie ładnie ukrytą pod obrazkami miasta. Dla mnie 9/10.
Hm...
Ten film faktycznie ma wiele zalet, ale to jak zagrała znaczącą, główną rolę Hepburn to (za przeproszeniem!) tragedia.
Oczywiście możliwe ,że to właśnie sztuczność i przerysowanie granej przez nią postaci nadaje całemu filmowi wspominany przez was urok.
nie wiem, czy ktoś z Was pisał o tym wcześniej, gdyż czytałam te opinie tylko do połowy. ale pragnę zauważyć, ze film jest klasyką i takie filmy już nie powstają. mówi nam o tym, jak człowiek boi się być sobą przed innymi. ma głębsze przesłanie trochę o poszukiwaniu samego siebie, trochę o postrzeganiu rzeczywistości.
piękny do tego. :)
Podpisuję się obiema.....
Mocno się rozczarowałam i możliwe, iż zagrać taką rolę (Holly) to sztuka wielka. Być może miała nas bohaterka momentami irytować. Dla mnie skończyło się nie tyle na irytacji, co na zniechęceniu, a przecież "Audrejkę" bardzo lubię.
Cała fabuła wlokła się niemożebnie, choć wiadomo było niemalże od początku, jak się skończy.
A poza tym - klimat tamtych czasów, zdjęcia, muzyka - to na pewno na plus.
Nic poza tym. Niestety.
5/10
A po co go krytykować kiedy ten film jest naprawdę dobry. Audrey wyśmienicie zagrała rolę Holly. Film można obejrzeć nawet po ciężkim dniu. Dobrze się można przy nim zrelaksować. Mi film się podobał i tak jak już ktoś zaznaczył ten ekranizacja to klasyk takie filmy już nie powstają niestety:/. Piękne zakończenie ma ten film... można się rozmarzyć
Mi z kolei ani książka ani film do gustu nie przypadły.
Książka 7,5/10. Film nieco niżej.
Dzisiaj drugie podejście, może będzie lepiej ;)
Według mnie film mieści się w granicach od 6 do 7. Początek filmu jest bardzo średni tzw. "akcja" rozkręca się dopiero w drugiej godzinie trwania filmu. Dlatego wystawiłem mu 7. Osobiście o wiele lepszy obraz z Audrey to "Miłość po południu" który bije "Śniadanie" na głowę:D
Rzecz polega na tym, że kilkadziesiąt lat temu filmy kręcono inaczej, niż teraz, i młodym ludziom nie zawsze taka estetyka przypada do gustu. Mnie również ciężko przekonać się do niektórych starszych produkcji, nawet tych posiadających miano "kultowych", jak np. "Casablanca", której pomimo kilku podejść nie mogłam zmęczyć do końca. Tak więc jeśli film komuś nie odpowiada, to żadna kultowość ani opinia tłumu tu nie pomoże. "Śniadanie..." podobało mi się i to bardzo, a to ze względu na uroczy klimat całego filmu, muzykę, grę głównych aktorów - oryginalną, jedyną w swoim rodzaju Hepburn i dobrą, a jednocześnie zaskakująco współczesną (wystarczy porównać ją z Audrey) grę Pepparda. A jeżeli chodzi o pojedyńcze sceny, to zawsze wzrusza mnie do łez końcowa scena w deszczu. Nie dziwi mnie jednak to, że komuś może się ten film nie podobać - jest po prostu bardzo specyficzny i nie trafia łatwo w każdy gust.
A propos pisania, bo tak wypada. Przyznam Ci racje, ponieważ jest to częste zjawisko. Ale równie częstym zjawiskiem jest to co Ty tutaj uprawiasz, a mianowicie: Będę oryginalny i powiem, ze film mi się nie podoba,a skoro wszyscy mówią, że genialny, to ja powiem inaczej. To też jest szczeniackie, takie trochę w style emo - pierwsze skojarzenie.
Myślę, że większość ludzi jednak potrafi samodzielnie myśleć i samodzielnie ocenić film, który widzieli. Śniadanie u Tiffanyego zwyczajnie urzekło rzesze ludzi i nie ma w tym żadnej filozofii, którą próbujesz znaleźć.
A może, faktycznie nie przypadł Ci do gustu, tylko widzisz, gusta ssą różne.
Sniadanie U Tiffany`ego jest filmem przeuroczym i rzeczywiście przekonał do siebie już niezliczone rzesze ludzi, dlatego w pełni zasługuje na przydomek który do niego przylgnął - kultowy :) Dziwi mnie tylko czemu jeszcze sie nie znalazł w liście Top 100. Czyż nie powinien tam być od Zawsze i na Zawsze ? Mógłby się tam znaleźć chociażby jako doskonały przykład jednego z najlepszych filmów w którym grała Audrey Hepburn, aktorki która wg. mnie jest największą w historii kina dzieki jej umiejętnościom i charyzmie której próżno szukać u dzisiejszych aktorek :)
popieram.film został okrzyknięty 'kultowym'.ostatnio miałam okazję obejrzeć go po raz któryś na 'ale kino!' i uznałam,że scenariusz nie powala,jest wręcz dość naiwny(w końcu to komedia),a gra tytułowej bohaterki dość irytująca(bardziej podziwiam już Jackie Kennedy).
a cała ta moda na Audrey jest żenująca i bardzo powierzchowna.
dobra.za to piosenka jest genialna!
deep blue something!
And I said what about "Breakfast at Tiffany's?"
She said, "I think I remember the film,
And as I recall, I think, we both kinda liked it."
-_____-
Ja lubie ten film.Obejrzałam go ze wzgledu na Audrey i jej wygląd;)No i oczywiście z powodu serialu i książki "Plotkara",kocham.
Ciągle mówili i chcieli oglądać w tym serialu ten film no i ja po namyślę też z ciekawości chciałam go zobaczyć.I zobaczyłam.To jest film jak by nie patrzeć z piekła rodem i melodramat.Holly,główna bohaterka,jest kobietą do towarzystwa i nie ma bliskiej sobie osoby.Aż w końcu ją odnajduje.
Oczywiście są w nim minusy jak np.to rzyjęcie.Nic ciekawego,flaki z olejem i tak się ciągnie w nieskończoność.Scena w sklepie całkiem i kot,bardzo ładny.O imieniu KOT,ciekawie i mi się podoba.Oraz ostatnia scena w taksówce jak on mówi do niej,że należy do niej.Trochę dziwne,ale to stare kino i taki klimat.Na końcu podoba mi się ten ich pocałunek w deszczu.
Film momentami wręcz nudnawy,ale da sie obejrzeć.Mam 16 lat jakby co,a ocenę wystawiłam 9/10.Tak,miałam dać 8,ale za te kreacje Holly podwyższyłam ocenę.
właściwie to byłam negatywnie nastawiona do tego filmu. w szkole mam wiele jego fanek i uznałam, że jest przereklamowany. ale przed chwilą skończyłam oglądać i mi się bardzo spodobał, bo jest nietuzinkowy, a Audrey i jej kreacje rzeczywiście interesujące :))
klimat tamtych lat zdecydowanie wprowadza fantastyczny nastrój, jednak mnie
mimo wszystko się podobał. może dlatego, że wcześniej niewiele o nim
słyszałam od ludzi.
chociaż uważam, że Monroe byłaby w tej roli znacznie ciekawsza. w końcu
Capote pisał książkę i tworzył postać Holly na podstawie jej charakteru,
chciał również by ona odegrała w nim główną rolę. niestety...
Pisząc, że wolisz "dobre, ambitne kino niż kino wyłącznie rozrywkowe, skierowane do mas" jedynie zaniżyłaś wartość merytoryczną swojej wypowiedzi.
Całkowicie zgadzam się z przedmówczynią. Uważam, ze cała ta wypowiedź jest trochę taką próbą pokazania, być może udowodnienia na siłę, że jesteś elokwentna i oryginalna, a wypadło inaczej - tak jak napisałam wcześniej. Ja rozumiem, ze film nie wszystkim się podoba i należy mu się zdrowa krytyka, tylko właśnie...zdrowa krytyka.
Wreszcie "Śniadanie u Tiffany'ego" zajęło miejsce w TOP 100 gdzie już dawno powinno być. Zresztą, co to za lista najlepszych filmów w historii kina skoro w żadnym w nich jak dotąd nie było boskiej Audrey Hepburn ? Dlatego bardzo dobrze sie stało że "Sniadanie.." zdołało się przecisnąc do tej listy bo teraz przynajmniej więcej ludzi bedzie miało szansę ujrzeć niebywałe umiejętnosci aktorskie panny Hepburn :)
Jest to prawda, że większość ludzi rzeczywiście "idzie za tłumem", ale mnie się film szczerze i naprawdę podobał. Postać Holly była zabawna i pełna niespodzianek, natomiast wątek miłośny między nią , a Paulem był oparty przede wszystkim na przyjaźni i to było według mnie tak piękne. Ja osobiście film gorąco polecam i jest to moja osobista opinia niezainspirowana zdaniem kogokolwiek.