Symbole, ezoterykę, odniesienia do mistycyzmu. Ale próbować ocenić ten film w skali od 1 do 10
to jak próbować ustrzelić chmurę ze śrutówki.
W skali od "co ja tu robię" do "ja pier****" oceniam go na "nosz kurde rzeczywiście".
Myślę, że poeta miał na myśli, to co mieli na myśli bitnicy, czy później hipisi. Głównie są to idee zaczerpnięte z Zen i hinduizmu, ale nie tylko. W skrócie: kult indywidualizmu, samodoskonalenie duchowe i samozbawienie (sprzeciw dla wiodących religii monoteistycznych), nonkonformizm, kontestacja mieszczańskich wartości, konsumpcyjnego stylu życia, wyzwolenie od zniewolenia cywilizacją i jej przejawami, od ziemskich namiętności, które są źródłem cierpienia, a nie są w stanie dać człowiekowi spełnienia - człowiek będzie miał więcej i więcej, ale nigdy nie będzie miał dosyć, i myślę, że jeszcze w pewnym sensie jakby powrót do dzieciństwa i autentyzmu, wyzwolenie od konwenansów i wpływu kultury (kontrkultura), życie chwilą, czystą miłością, etc. Sporo mądrych rzeczy, w które ludzie obecnej ery już nie wierzą.
Gwoli uściślenia, cenię ideologię hipisów za odrzucenie konsumpcjonizmu, materialistycznej i technokratycznej wizji świata i za zwrócenie się w stronę natury. Z drugiej strony to totalny synkretyzm, gdzie wszystko jest pomieszane, odzwierciedlający wyobrażenia na temat tradycji pogańskich, orientalnych, egzotycznych, kabalistycznych, magicznych, okultystycznych i gnostyckich wziętych z rytuałów masońskich. I to doskonale widać na filmie. Widać tam też dobitnie sprzeciw wobec Judaizmu, Chrześcijaństwa i Islamu, Jodorkowsky pokazuje je jako skomercjalizowane i konformistyczne. Chodzi o to, że odrzucamy wartości naszych rodziców, uciekamy z domów, zakładamy samowystarczalne komuny, żyjemy skromnie w lepiankach z tego co zasadzimy i raczymy się wolną miłością. Sprzeciwiamy się światu pokolenia rodziców, nacechowanym rasizmem, nietolerancją, rygoryzmem, przemocą i wysyłaniem nas na ich wojny (Korea, Wietnam). A dlaczego hipisi byli tak genialnie oczytani, tworzyli cudowną sztukę, genialna muzykę? Narkotyki? To nie kwestia wpływu narkotyków, bo dzisiaj ćpa się tyle samo, albo i więcej. Ponieważ pochodzili z wyższych warstw klasy mieszczańskiej, z bogatych domów, i większość zdążyła odebrać dobre wykształcenie. A Jodorkowski był głosem tamtego pokolenia, przelał na ekran ideały, światopogląd i dążenia hipisów, wszystko w metaforycznej, ale dosadnej symbolice. Naprawdę symbolika w tym filmie jest tak dosadna, że film jest banalnie prosty w odbiorze i nie jest nadęty, czy przeintelektualizowany co jest na plus.
Jako że jestem świeżo po seansie tego kultowego filmu, postanowiłem - kierowany wewnętrzną siłą - rozjaśnić nieco z jego okultystycznego przekazu. Zapewne zostało to zrobione wielokrotnie przede mną, jednakowoż ilość zakłamań jest zawsze tak dojmująca, że trzeba mieczem prawdy przecinać więzy złego.
Proszę ten wywód traktować zupełnie poważnie. To nie będzie nic magicznego, wielkiego, ani niebywałego. Po prostu napiszę, o co w tym filmie chodzi tak naprawdę.
Zacznę od tego, że ilość symboliki i różnych nawiązań do nurtów religijno-ezoterycznych jest tak ogromna, że dosłownie na temat jednej czy dwóch scen, można by napisać opasłą książkę. Będę tutaj zatem kierował się tylko moimi wrażeniami - co przyjdzie mi do głowy, co uznam za najistotniejsze, to postaram się opisać teraz, na świeżo.
Kluczową kwestią w filmie jest, kiedy tak zwany Jezus kierowany odwagą udaje się do środka wieży, by poznać swojego Mistrza i dostąpić duchowej przemiany. Mamy na początku banalne nawiązania do alchemii - nawet jest wprost powiedziane, że jesteśmy ekskrementami a możemy być złotem. Jest to właściwie symboliczne wyjawienie sensu prawdziwej alchemii - nie polega ona na wydobyciu złota z jakiejś nic niewartej substancji, ale na wewnętrznej przemianie, której każdy z nas może dokonać. Choć jesteśmy materialni, istnieje w nas Duch, do którego możemy sięgnąć, kierowani prawdziwą gorliwością. Czy chcesz złoto? - dostaje pytanie “Jezus” i odpowiada twierdząco; Mistrz teraz prowadzi go i pokazuje, jaką drogę trzeba przejść, by naprawdę się wyzwolić i znaleźć to duchowe złoto.
Jak jesteśmy przy Jezusie - szybki skok w dalszą część filmu. Jest tam scena, kiedy ” Jezusowi” Mistrz mówi popatrz, co by się stało, gdybyś potrafił robić takie cuda jak Jezus - i te wszystkie dzieci, które nie miały chleba, nagle go mają za dużo, zaczynają się nim bawić, rozwalać go, nie doceniać. Cud, który przecież miał przynieść tylko i wyłącznie coś dobrego, nagle staje się zarzewiem swego rodzaju rozbestwienia. Poczytuję to jako nawiązanie do biblijnego fragmentu, by "nie rzucać perły przed wieprze". (Mt 7,6 Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swoich pereł przed wieprze, aby ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały.")
W okultyzmie jest to rozumiane, jako zasada nie przechwalania się swoją wiedzą czy zdolnościami; duchowa wiedza, będąca świętym skarbem, rzucona ot tak przed zwykłych ludzi, niezainteresowanych tematem, zostanie zbezczeszczona albo w najlepszym wypadku opacznie zrozumiana. Dlatego prawdziwy okultysta trzyma swoje skarby w ukryciu, nie epatując tym. To tylko jeden z wymiarów tej sceny, w kontekście tzw wiedzy tajemnej* (na końcu wyjaśnię jak rozumiem ten termin, by nie siać zamętu). Jest kontekst jeszcze inny. Czasem ludzie trochę rozgoryczeni czy rozczarowani nieuchwytnością albo i nieobecnością Boga, żądają dowodów na istnienie sfery duchowej. Takich dowodów niepodobna dawać. Każdy musi zdobyć je pracą wewnętrzną. Dlaczego Bóg się nie ukaże, nie da dowodu, że jest?! No właśnie dlatego! To jest ta okultystyczna zasada, by tego co święte nie ukazywać ot tak, dla wszystkich. To nie przyniosłoby nic dobrego, a zasiałoby tylko potężny zamęt, choć pozornie wydaje się, że wpłynęłyby z tego tylko benefity, jak w przypadku rozmnożenia chleba.
Przeskoczmy teraz do innej sceny, która poczytuje mi się za ważną. Było to na statku, kiedy Mistrz mówił, że myśli każdego mają różne formy i kształty. Symbolizowały to trzymane przez niego geometryczne przedmioty. Dla widza niewtajemniczonego jest to moment właściwie nieistotny; ktoś duchowo obeznany, będzie jednak wiedział, że Jodorowski tutaj po prostu przedstawia fakt. Duchowymi oczyma można bowiem ujrzeć myśli, i gdyby je porównać do czegoś w świecie fizycznym, to są one właśnie tymi przeróżnymi figurami.
Takich momentów, scen, wkrętów, mrugnięć okiem czy wyznania okultystycznych prawd jest masa.
Przejdźmy jednak do Magicznej Góry. Każdy z głównych bohaterów pojął, że musi się wyzbyć przywiązań, żądz, ziemskich uległości, a dać przejąć kontrolę swojemu prawdziwemu, duchowemu Ja, by uzyskać nieśmiertelność. Byli oni bożkami ziemskich żądz, ale wiedzieli, że to wszystko jest nietrwałe. Palą więc pieniądze, zrzucają maski, rozbijają swe ego. Po przejściu pewnego oczyszczenia trafiają do podnóża góry, do miasteczka, w którym jest zabawa, impreza, dziewczyny i chłopaki. Widać, że wielu się tam bawi, że jest im dobrze. Dotarli oni do pewnego momentu duchowej drogi, ale nie chcieli osiągnąć owej nieśmiertelności, która znajdowała się wysoko na górze. Uznali oni, że tutaj się zatrzymają, ulegną tej iluzji, i nie będą iść dalej. Nie byli gotowi, może byli zbyt leniwi, może niechętni. Wszakże przecież tylko dziewięciu na całą ludzkość było nieśmiertelnych, więc co się dziwić, że tak wielu upadało po drodze! Iluzja w tym miasteczku była pięknie przedstawiona za sprawą różnych mamicieli - jeden mówi, że świętą górą jest jego poezja i manifestuje to o czym prawi, inny twierdzi, że wszystkie święte księgi napisane były na haju, a dojście do Absolutu jest poprzez narkotyki, jeszcze jeden pokazany w postaci starego kulturysty stał się ekspertem od spraw fizycznych i potrafi górę obejść przenikając przez nią w sekundę, ale za żadne skarby nie potrafi pójść na górę! To szczególnie mnie rozśmieszyło.
Każda z tych postaci charakteryzowała różne ułudy, jakim ulegamy na duchowej ścieżce. Czasem wydaje się, że o! eurka, oświeciło mnie, jestem we właściwym miejscu! Nasze duchowe oczy jaśnieją, a my widzimy jakiegoś wspomnianego poetę, który mami nas i łechce - nagle ulegamy mai (maya - z sanskrytu oznacza ułudę) i wydaje się nam, że jesteśmy na szczycie góry. A to nie żaden szczyt, to zwykłe mrzonki! Tak jak nigdy LSD nie da nam prawdziwej, racjonalnej i trwałej przemiany duchowej, tak naukowcy i materialiści w postaci kulturysty, choć będą przenikać materię, wyjaśniać ją, obchodzić z każdej strony osiągając niebywałe rzeczy w rozumieniu nauk przyrodniczych, nigdy nie pójdą do góry, nie dostąpią przemiany, nie przenikną, nie zrozumieją ducha! O to chodzi.
Jednak kierowani przez Mistrza wybrańcy są silni i przygotowani. Wiedzą, że muszą iść dalej. Brną w okropnych warunkach na świętą górę. Po drodze mamy sceny walki ze swoimi słabościami, odrzucaniem tego, co ziemskie. Podczas wspinaczki jedna z kobieta ma kryzys, boi się, nie wie czy da radę wejść wyżej. I pod nią dwie osoby, jak podszepty Anioła i Diabła z obu ramion. Inna kobieta ją dopinguje - dasz radę, nie bój się, wejdziesz tam!, z kolei mężczyzna nakłania ją do tego, by dała sobie trochę pofolgować i ocierała się waginą o ścianę góry. I tak owa kobieta robi - ulega. Choć jest już tak wysoko na duchowej drodze, poniosła ją chwila słabości, a zmysły znowu dały o sobie znać. To jest scenariusz, który zna każda osoba praktykująca duchowość.
Mkną jednak dalej, wyżej i wyżej. Mają ścięte włosy (częsta praktyka w różnych nurtach religijnych, np w buddyzmie mnichom ścina się włosy na znak wyrzeczenia się doczesności), są odnowieni, zrzucili maski, wyrzucili za burtę najstraszliwsze pragnienia, trwogi i przywiązania. Tracą swoją charakterystykę, poczynają być jednością. Wszakże o to chodzi Mistrzowi - jesteśmy wszyscy, razem. Wspólnota, dążenie do duchowej doskonałości jest dużo prostsze z kimś, aniżeli samemu. Ponadto patrząc na rzeczywistość holistycznie, z punktu widzenia absolutnego, nie ma mnie ani ciebie. Nie ma żadnego dualizmu. Wszystko po prostu jest, w znakomitej jedności. Istnieje. Emanuje. Jest Boskie i jest nie-boskie. Oświecony umysł. Przebudzenie.
Piękna to scena, kiedy liczą się ilu ich jest i wydaje im się, że brakuje jednego z nich. My jednak widzimy, że są wszyscy. Jeden z nich spogląda do wiadra z wodą i widzi swoje odbicie, patrzcie, tutaj się ten zgubił. Mimo, że widzi swoje odbicie, to traktuje się jako kogoś odrębnego. To jego ego. Każdy z nich żegna się w tej scenie ze swym ziemskim obliczem i na końcu woda jest wylewana, w geście rytuału magicznego.
Ach, gdyby starczyło mi tylko ziemskich sił, by nakreślić ważność każdej sceny w tym filmie… tutaj naprawdę N I C nie jest przypadkowe. To nie jest zlepek farmazonów, bajerów, bzdur. Nie, Jodorowski przekazuje okultystyczne prawdy, czasem w całkiem prosty, innym razem w bardziej zaowalowany sposób.
"Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!"
Wielką moc miała dla mnie scena, w której to odwiedzamy gospodarza jednej z planet, najprawdopodobniej architekta. Podczas zebrania starają się przekonać mieszkańców do nowej wizji świata - ukazuje się naszym oczom plakat:
Bądź wolnym człowiekiem!
Bez rodziny Bez domu
Miasto wolności
Czy to jest jakaś hippisowska utopia? Czy to wizja nowego, wspaniałego świata? A może to… zapowiedź? Film jest z 1973 roku, a ponad pięćdziesiąt lat później w sporej części naszego globu stało się to rzeczywistością. Niezwykle mocny jest w tych czasach paradygmat indywidualizmu, spełniania swoich zachcianek, niezależności. Coraz niższa dzietność, coraz mniej rodzin. Domu brak, bo okropne warunki na rynku nieruchomości, drożyzna. Brak też domu w pojęciu ogniska domowego, rodziny. Brak nawet domu duchowego, bo tak łatwo bluzgać na to co religijne i sacrum. Tak, to jest właśnie to 'upragnione' miasto wolności.
Czy Jodorowski był prorokiem albo jest to jakieś mrugnięcie okiem, że on coś wie, czego my nie wiemy? Niekoniecznie. Nie będę się tutaj zajmował teoriami spiskowymi. Tutaj wychodzi na wierzch chyba najważniejsza prawda okultystycznego tego filmu, a mianowicie, że te wszystkie siły n a p r a w d ę rządzą naszą egzystencją.
Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie mam na myśli żadnych sił ludzkich, chodzi mi o siły duchowe. To wszystko, co Jodorowski przedstawił symbolicznie w postaci tych planet i zamieszkujących ich gospodarzy, ma miejsce naprawdę. Znowu, proszę mnie nie rozumieć opacznie - bynajmniej tak nie wygląda rzeczywistość duchowa w dosłownym ujęciu, tak samo nic wiedza okultystyczna nie mówi, że te akurat te planety są zamieszkane przez akurat takie istoty duchowe a nie inne (to była już inwencja Jodorowskiego). Prawdą jednak jest, że wokół nas jest całe multum duchowym mocy, siły, jestestw i wpływów, które przenikają naszą egzystencję. Bardzo upraszczając można powiedzieć o dwóch głównych wpływach - lucyferycznym i arymanicznym. Lucyfer oznacza niosący światło, zatem wpływ tej siły duchowej ujawnia się w człowieku jako chęć porzucenia tego co materialne i skierowania tylko ku temu, co boskie. Z kolei Aryman jest duchem materialności - utwardza on poglądy racjonalne i sceptyczne wobec duchowości, jest utożsamiany z postępem nauki, rozwojem technologii i ściąganiem człowieka maksymalnie ku materii. Wydawać by się mogło, że Lucyfer jest tutaj tym dobrym, a Aryman złym. Nie do końca tak jest. Każda skrajność szkodzi. Chodzi o balans między tymi dwiema siłami. Zdobycze techniki są wspaniałe, ale wykorzystujmy je we właściwym celu, etc. Ying i yang. Duchowość realizuje się poprzez materię, więc nie możemy się jej całkiem wyrzec. Sztuka złotej drogi środka. Przecież nawet Budda, który stał się ascetą i chciał osiągnąć oświecenie poprzez negowanie ciała, zamartwianie się i głodzenie zrozumiał, że nie tędy droga. Dopiero gdy zaczął szanować ciało - to co ziemskie i potrzebne mu tutaj, by spełnić swoją misję - to przebudził się i doznał oświecenia.
Była to lekka dygresja, ale dająca pewien kontekst duchowy. Zatem tak - przeniknięci jesteśmy wpływami istot z wyższych światów. To nam chciał Jodorowski powiedzieć tymi planetami i ich mieszkańcami. Niesamowite było scena, w której prezydent państwa żądał raportu od swoich planetarnych zarządców. I ci mu ten raport dostarczyli, głosząc, że trzeba zmniejszyć liczbę ludności o cztery miliony. Wtem Führer zarządził otwarcie różnych gazowych miejsc, które doskonale znamy z historii. To właśnie wydarzyło się podczas drugiej wojny światowej. Mam na myśli, dosłownie to. Hitler, i cała banda jego klakierów, uległa podszeptom złego ducha i jego potężnej sile. Wtedy Zło po prostu zmaterializowało się na ziemi, doprowadzając do tej wielkiej tragedii. Dobro, Zło - to wszystko są duchowe siły, realnie egzystujące na wyższym planie rzeczywistości, tak jak u nas faktem jest istnienie Pałacu Kultury. Żeby właściwie zrozumieć losy tego świata, trzeba patrzeć na nie od strony duchowej. Nic nie dzieje się przez przypadek i bez przyczyny. My ciągle ulegamy jakimś wpływom - raz ciągnie nas do prostych przyjemności, mamy niecne myśli a może i czyny, a potem uwzniaślamy się, jest pęd ku oczyszczeniu, ku nowemu początkowi. Te rzeczy nie biorą się znikąd! To nie jest tylko chemia naszego mózgu, to w istocie jest wykorzystywanie tego co materialne przez ducha.
Ucinam tu te dywagacje, gdyż musiałbym pójść za daleko w kontekście filmu. Nakreślam tylko najistotniejsze kwestie.
Skierujmy się już ku Świętej Górze. Jesteśmy na niej. Okazuje się, że nieśmiertelnych nie ma. Jest śmiech. Samorealizacja. To właściwie my, ci którzy dotarliśmy na sam szczyt, odkrywamy, że ten szczyt nie istnieje. Ujawnia się Mistrz Jodorowski, który otwarcie mówi widzowi, że to wszystko bzdury, iluzja i po co się tym w ogóle zajmować? Mamy kadr całości, przełamanie czwartej ściany. Prawda wypływa na wierzch - pokonując swoje słabości, zmysły, ujarzmiając pragnienia i przywiązania, stajemy się jednym z naszym Duchem i powracamy do zwykłej rzeczywistości. Jesteśmy inni, oczyszczeni, świadomi, przebudzeni. Ale nie bujamy w obłokach, nie idziemy ku mitom, nie pędzimy ku nieśmiertelności. Przecież to pragnienie nieśmiertelności czy duchowej doskonałości to kolejne pragnienie! Bzudra! Fałsz! Porzuć ego, wyzwól się.
I jesteś. Widzisz, czujesz, smakujesz, ale jest jakby inaczej. Głębiej. Świat nabrał barw. Duch przepełnia twoje słowa i czyny. Jesteś zatopiony całkowicie w rzeczywistości. Działasz w zgodzie z Dobrem i popychasz do tego innych ludzi. Wiesz, że nie ma Świętej Góry. Ale dlatego, że wiesz, to dopiero teraz możesz naprawdę na nią wejść. Kamera pokazuje szerszy plan. Wstajesz i idziesz na prawdziwą Świętą Górę.
Piękny, głęboki film. Arcydzieło. Nie będę się wypowiadał w kwestiach filmoznawczych, bo nie jestem kompetentny, ale abstrahując od niebywałej formy - treść jest wyśmienita! Kto ma oczy, niechaj patrzy, kto ma uszy, niechaj słucha.
Wiem, że wiele rodzi się pytań - dlaczego tam był “Jezus”? Czemu zrobiono z niego odlew a potem on się z tego powodu wściekł? Kim tak naprawdę jest Mistrz? Dlaczego jeden z uczniów został odesłany (właśnie “Jezus!”) z powrotem na ziemię ze swoją kochanicą? Na to wszystko można znaleźć odpowiedź, ale pozostawię to do dowolnej interpretacji. Myślę, że to, co zostało wyjaśnione w tym komentarzu, otworzy większości oczy na możność właściwego spojrzenia na to dzieło.
*wiedza tajemna to określenie na wiedzę duchową, okultystyczną. occulere z łaciny to coś skrywanego. Trzeba mieć na uwadze, że tajemność owej wiedzy nie zasadza się na tym, że jest ona głęboko ukrywana i niedostępna dla zwykłego człowieka. Nie! Tajemna jest ona w tym sensie, że mówi o tym, co niewidzialne. Posiadaczem tej wiedzy może stać się każdy, kto zechce naprawdę jej poszukać i ją zrozumieć! To właśnie starałem się pokazać w tym komentarzu - ten film można oglądać bez zrozumienia i myśleć, że to bujdy, artystyczna wizja, awangarda i ekscentryczno-eksperymentalny szajs. Kiedy jednak rozumie się konteksty, nawiązania, symbole i znaki - nagle ukazuje się nam zaginiony sens. Coś okultnego, stało się jawne, ot tak! czyż to też nie jest rodzaj alchemii?